28

3.6K 308 23
                                    

BRIANNA

                               Słońce świeciło mi prosto w oczy, kiedy powolnym krokiem udawałam się w kierunku internatu. Byłam w Valier. „Moim" wysuszonym, niewielkim Valier, prawie dziewięćdziesiąt mil od mojego prawdziwego domu, moich przyjaciół, rodziny i mate. Rozglądałam się po okolicy, jakbym była tutaj po raz pierwszy. Nagle czułam się obco. Miałam wrażenie, że nie znam żwirowej drogi, którą zwykłam skracać, idąc na peron, wydawało mi się, że złote łany zboża lśnią innym blaskiem, a niebo nie jest już błękitne. Szczere pole, w którym przeznaczenie odnalazło mojego wilka, było jakby spokojniejsze, mniej mroczne i takie zwyczajne.

                  Westchnęłam, ciągnąc za sobą ciążący mi bagaż. Po raz pierwszy odczuwałam tak silną tęsknotę. Oczywiście, że wcześniej tęskniłam za rodzicami i babcią, ale teraz... Połączenie dwóch dusz wydawało się piec mnie w serce, które chciało wyrwać się z powrotem do Cade'a. Nie mogłam zostać w Great Falls i doskonale o tym wiedzieliśmy. Musiałam skończyć szkołę, potem mogłam być cała jego. Z jednej strony cieszyłam się, że Cade nie robił mi awantur i nie podważał mojej decyzji, ale z drugiej wydawało mi się, że może powinien to zrobić.

           Zaśmiałam się pod nosem.

                    Faulkner wykazał się sprytem. Doskonale wiedział, że gdyby poprosił mnie, bym została, pewnie bym to zrobiła. Fakt, nie lubiłam szkoły i nauki, nie zależało mi na najlepszych ocenach, ale nie wyobrażałam sobie, że rzucę szkołę. Zwyczajnie: nie, nigdy w życiu.

                    Budynek internatu wyrósł przede mną, gdy dziesięć minut później byłam już na właściwej uliczce. Szybkim krokiem popędziłam do drzwi, przy których kłębiło się kilka osób. Większość dziewczyn znałam z widzenia, a kilkoro nawet z imienia, bo nasze pokoje znajdowały się dość blisko, a dzieliłyśmy ze sobą kilka zajęć, ale dojrzałam tam też kilka nieznanych twarzy. Wchodząc do środka, nie przywitałam się z nimi, nawet nie podniosłam wzroku.

                   Nigdy nie miałam tutaj przyjaciółki. Nie było dziewczyny, z którą mogłabym poplotkować, wyjść na zakupy do maleńkiego supermarketu. Czułam się obco, pomimo lat, które tu spędziłam. Wielokrotnie wdawałam się w krótkie, niezobowiązujące rozmowy, ale nigdy nie przywiązywałam wagi do zacieśniania więzów. Te wszystkie dziewczyny były ludźmi. Zwyczajnymi ludźmi, a mnie brakowało tutaj jakiegoś wilkołaka. Chociaż wychowałam się wśród osób bez wilczego wcielenia, w Valier ten fakt strasznie mi doskwierał. Chciałam mieć tutaj choć jednego kompana-wilka, z którym mogłabym wieczorami pobiegać po polach. Chyba właśnie dlatego moje drugie „ja" tak bardzo cieszyło się, że Cade będzie ze mną mieszkać. Liczyło, że w ten sposób wyrwie się od rutyny, która niechybnie mnie tutaj zjadała.

– Brianno! – Usłyszałam za sobą delikatny głos jednej z sióstr, więc odwróciłam się. – Dobrze cię widzieć. Mam nadzieję, że wszystko już w porządku.

– Dziękuję, jak najbardziej – odpowiedziałam sztucznie, a kobieta w sutannie uśmiechnęła się blado, żegnając mnie gestem dłoni.

                     Moje stosunki i relacje z nauczycielami nie były napięte. Mogłabym rzec, były wręcz neutralne. Mówiłam im „dzień dobry" i „do widzenia", oni odwdzięczali się tym samym. Ja pisałam quizy, oni je sprawdzali, odpowiadałam przy tablicy, oni mnie sprawdzali i to byłoby na tyle. Niektórzy uczniowie mieli z nimi dobry kontakt, więc śmiało wdawali się w pogawędki na przerwach, ale mnie brakowało tematów do rozmów. O czym miałam mówić? „Ach, tak. Nie cierpię tego miasta i tej zapyziałej szkoły. Brakuje mi tu wilkołaków, zna pani jakichś?". Jasne, że to odpadało.

Keeper | TO #1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz