NAMJOON
Dlaczego?
To jedno pytanie krążyło mi po głowie. Co takiego każdy z nich musiał zrobić, by zaczęli się bić? Przecież nigdy nie byli tacy wybuchowi...
Bez zastanowienia podbiegłem do moich bijących się przyjaciół. Nie chciałem, by któremuś stała się krzywda. Nie wybaczyłbym tego sobie.
Nie po tym, co stało się kiedyś.
-Przestańcie! Czy wy powariowaliście? Dlaczego to robicie? Jackson, myślałem, że jesteś bardziej odpowiedzialny...
-Nie rozumiesz!- Wybełkotał.- On...
-Zamknij się szczeniaku! Nikt cię nie pytał o zdanie- odezwał się jeden z kumpli Bobby'ego. Wszyscy z jego paczki byli brudni. Gdybym powiedział, że pachnieli szambem, zdecydowanie bym przesadził.
Cuchnęli sto razy gorzej.
Ich grupa była dość duża. Widziałem w niej kilka znajomych twarzy. Ich wiek był bardzo zróżnicowany. Od chłopaka, który wyglądał na dziesięć lat, przez kilku dwudziestolatków, aż do człowieka, który przed chwilą wypowiedział te niezbyt miłe słowa. Był z nich zdecydowanie najstarszy i najprawdopodobniej przewodził nimi wszystkimi.
Jak Bobby się tam znalazł? Kiedy ostatni raz go widziałem, uśmiech nie schodził mu z twarzy. Teraz był widmem dawnego siebie. Miał cienie pod oczami i stracił co najmniej piętnaście kilogramów. Przez co musiał przejść, żeby skończyć z takimi ludźmi?
Z tych przemyśleń wyrwał mnie głos Jacksona.
-Namjoon, nie wtrącaj się, proszę! To nie twoja sprawa. Poradzę sobie, odsuń się!-Nie. Nigdzie nie idę. Nie zostawię cię.
-Idź stąd. Proszę cię!- Krzyknął. Jeszcze nigdy nie widziałem go w takim stanie. Jego głos się trząsł, a jego oczy były przeszklone. Prawie płakał. - Po prostu stąd wyjdź!
Oniemiałem. Nie wiedziałem, co robić. Stałem w miejscu, cały czas wpatrując się w mojego przyjaciela.
-Ostrzegał cię - powiedział ktoś z paczki Bobby'ego i zamachnął się drewnianym kijem baseball'owym.
Poczułem ból z boku głowy i osunąłem się na ziemię.
***
Kroki. Mnóstwo kroków. Skrzypienie drzwi i oślepiające światło lampy, znajdującej się nade mną. Byłem przykuty do łóżka. Nie mogłem się ruszyć.Otworzyłem oczy. Pierwszym, co zobaczyłem, był mężczyzna ubrany w strój lekarza ze stetoskopem na szyi.
Chwila.
Czy to byłem ja?
Przecież to było niemożliwe... Jak?
Jego (a raczej moje) ręce sięgnęły po strzykawkę. Poczułem lekkie ukłucie na ręce. Powoli zacząłem robić się senny.
Moje powieki znów się zamknęły.
***
Siedziałem tu już od jakiegoś czasu. Moja mała biała cela z twardym łóżkiem stała się moim domem. Mogłem przyrzec, że spędziłem tu wieczność.
Było tutaj jedno otwarte okno. Już parę razy próbowałem z niego skoczyć, ale za każdym razem, kiedy lądowałem na ziemi, budziłem się od nowa w budynku. To była prawdziwa katorga.
Moimi jedynymi zajęciami było myślenie i wpatrywanie się w las nieopodal tego więzienia. Ani razu nie zobaczyłem jeszcze słońca. Niebo cały czas pokryte było chmurami, a blisko ziemi kłębiła się mgła. Czasem wydawało mi się, że widziałem w niej jakąś dziewczynę, ale to pewnie były tylko zwidy.
Oprócz mnie, byli tutaj jeszcze pracownicy. Każdy wyglądał tak, jak ja. Ochroniarze , lekarze i cała reszta. Na początku wydawało mi się to dość dziwne, ale teraz mi to nie przeszkadzało.
Co jakiś czas dawali mi jakieś tabletki. Nie miałem wyboru, musiałem je brać. Jeśli jakkolwiek się stawiałem, bili mnie do nieprzytomności.
To wszystko byłem w stanie zaakceptować. Jednak jedna rzecz nie dawała mi żyć.
Pikanie.
To ciągłe, pieprzone pikanie, które nigdy nie ustawało.
Ile bym dał, by w końcu ucichło.
Miałbym wtedy w końcu spokój.
TY
Twój weekend minął jak każdy inny. Nie robiłaś nic szczególnego. Obejrzałaś kilka filmów i pouczyłaś się do najbliższego sprawdzianu. Teraz modliłaś się, by nikt cię nie zauważył i zostawił cię samej sobie.
Pierwsze lekcje minęły ci dość szybko. Właśnie zaczęła się przerwa na lunch, więc jak zwykle poszłaś na dach.
Gdzie jest Namjoon? - Pomyślałaś. To dziwne. Przecież zawsze był tutaj o tej porze. Może dzisiaj nie było go w szkole?
Założyłaś słuchawki na uszy i zamknęłaś oczy, wsłuchując się w refren swojej ulubionej piosenki.
JACKSON
Chodziłem po korytarzu, nerwowo pocierając dłonie. Moi przyjaciele byli tutaj razem ze mną, ale ja czułem się samotny. Te białe ściany mnie przytłaczały. Wszystko było tutaj takie sterylne i nieskazitelnie. To było takie przygnębiające.
-Jackson, usiądź. Wszystko będzie dobrze.- Usłyszałem te same słowa po raz setny z ust JB. Czy oni naprawdę musieli tak kłamać?
-To wszystko moja wina! Moja, rozumiesz?! Mogłem coś zrobić... Mogłem- załamał mi się głos. Po raz kolejny łzy spłynęły po moich policzkach na podartą, czarną koszulę, którą miałem na sobie od trzech dni. Opuściłem głowę i zacząłem szlochać. Jin wstał ze swojego miejsca i mnie przytulił.
-Chodź. Zjedz coś. Odpocznij. Nie robiłeś żadnej z tych rzeczy od kiedy tu przyjechałeś - powiedział łagodnie. Wiedziałem, że ma rację. Kiedyś musiałem odpuścić. Nie mogłem stać tu przez wieczność. - Sen na pewno dobrze ci zrobi. Idź do reszty chłopaków. Ja i JB damy sobie radę. Zawołamy cię, gdyby się obudził.
-Dziękuję wam. Naprawdę. Dziwię się, że chcecie się ze mną jeszcze zadawać po tym, co zrobiłem. Jestem potworem.
-Jackson, nic nie zrobiłeś. Nie jesteś żadnym potworem, przecież każdy popełnia błędy. Wszyscy musimy przechodzić przez trudne momenty, inaczej nasze życie nie miałoby sensu. Dzięki nim potrafimy docenić to, co mamy- odezwał się JB. On również się podniósł i dołączył do naszego uścisku.
-Widzę, że ktoś tu próbuje nadrobić za Namjoona, co?- Skomentowałem. Wszyscy się zaśmialiśmy. Po chwili zapytałem- Mógłbym jeszcze do niego wejść?
-Myślę, że tak. Ale szybko. Daję ci pięć minut- odpowiedział z uśmiechem Jin.Otworzyłem przeszklone drzwi, które lekko zaskrzypiały i usiadłem na łóżku Namjoona. Jego trochę przydługie, ciemne włosy leżały na poduszce wokół jego bladej twarzy. Klatka piersiowa unosiła się miarowo, a oczy były zamknięte.
Ile bym dał, by znów zobaczyć w nich ten charakterystyczny błysk. Jego uśmiech. Jego głęboki głos, który już tyle razy mnie pocieszył.
Co prawda parę razy szeptał imię jakiejś dziewczyny, ale żaden z nas jej nie znał. Poza tym, mówił trochę niewyraźnie. Jungkook zaoferował, że jej poszuka, gdy wróci do szkoły. Ona też powinna dowiedzieć się o jego stanie.
Spojrzałem na aparaturę. Cienka, zielona linia unosiła się w górę i w dół, wraz z wydawanymi przez maszynę dźwiękami. Nie lubiłem ich. Nie chciałem ich już słyszeć nigdy więcej. Pragnąłem jak najszybciej go stąd zabrać.
Jednak na razie, byłem na to skazany. Od tamtej nocy minęły trzy dni, a on nadal się nie obudził.

CZYTASZ
Please Don't Die.
FanfictionJeszcze trzy lata temu twoje życie było całkiem normalne... Jednak po tamtej nocy już nic nigdy nie będzie takie samo.