Rozdział 13

293 30 15
                                    

TY

Nie wiedziałaś, co ze sobą zrobić.

Leżałaś na podłodze, wpatrując się w sufit i rozmyślałaś o tym, co się przed chwilą stało.

Nie mogłaś w to uwierzyć.

Czemu? Czemu akurat ty?

Ten ktoś musiał najwyraźniej cię znać. Musiał wiedzieć, że masz pieniądze, inaczej przecież nie mogłabyś wpłacić okupu. Tylko skąd?

Najdziwniejsze było to, że mogłabyś przyrzec,  że gdzieś już słyszałaś ten głos.  Gdzieś... ale nie wiesz gdzie.

Nie ważne jak bardzo próbowałaś sobie przypomnieć, nikt nie przychodził ci do głowy. Nie było żadnych poszlak. Nic, oprócz tej rozmowy.

Nic.

Nie mogłaś o tym nikomu powiedzieć. A zresztą, nawet jeśli byś chciała, to i tak nie miałaś komu.

I porywacz doskonale o tym wiedział.

Wstałaś z podłogi i otrzepałaś się. Nie wiedziałaś ile czasu już na niej leżałaś, ale po sztywności twoich mięśni, spodziewałaś się, że długo.

Wyjrzałaś przez okno, jedynie potwierdzając swoje podejrzenia. Na dworze było już ciemno- jedynie pojedyncze latarnie rozświetlały noc.

Zasunęłaś okno i wyszłaś z pokoju. Już kilka godzin temu słyszałaś burczenie swojego brzucha, ale wtedy go zignorowałaś- miałaś o wiele ważniejsze sprawy niż jedzenie. Teraz był najważniejszy czas, by się tym zająć.

Otworzyłaś lodówkę, zastając w niej jedynie światło. A no tak. Zapomniałaś iść dzisiaj do sklepu. Kto by pomyślał, że życie samemu może być takie trudne.

Tak bardzo brakowało ci Yun... Jej uśmiechu, ciepłego uścisku i miłego słowa...

Ciekawe co się z nią stało?

Przypomniałaś sobie dawne czasy, jeszcze kiedy wszyscy byliście razem. Yun, tata, mama, braciszek, ty i...

Oni.

Co poszło nie tak?

Było tak idealnie... Twoja rodzina była brana za wzór przez wszystkich innych ludzi. Jedyne, co widzieli, to to, co chcieliśmy im pokazywać.

Jednak rzeczywistość była inna.

Śmiechy, zabawy i miłość w domu zamieniały się w krzyki, nienawiść i nieustające kłótnie między rodzicami, a także między wami, dziećmi.

W domu było was siedmiu- rodzice, 2 dziewczynki, 2 chłopców i Yun, która przychodziła wręcz codziennie, pomagając wam w sprzątaniu, gotowaniu i opiekowaniu się wami. Z tak dużą ilością osób nie było trudno o kłótnię.

Bójki wybuchały codziennie, z różnych powodów- od najmniejszych rzeczy, takich jak nie włożenie talerza do zlewu, aż po pretensje do naszych decyzji życiowych. Każdy wrzeszczał na każdego- jedynym wyjątkiem był twój ojciec i najmłodszy braciszek.

Tata zawsze był spokojny i prawie zawsze stawał po naszej stronie. Wiedział, że matka była niezrównoważona i może zrobić wszystko, więc starał się ją uspokajać. Nigdy nie podniósł na nikogo ręki ani nawet głosu, w przeciwieństwie do niej.

Aż do tamtego wieczora.

To miał być zwykły poniedziałek. Wszyscy wróciliście ze szkoły- to był drugi tydzień września. Dla małego Tae to były nowe przeżycia- miał dopiero sześć lat, a to był jego pierwszy rok. Nie podobało mu się tam.  Chłopcy z jego klasy śmiali się z niego, bo był mniejszy od wszystkich. Na dodatek jego nauczycielka była bardzo surowa- nie zwracała uwagi na to, że to dopiero dzieci i robiła im kartkówki praktycznie codziennie. Mały przyniósł już do domu trzy jedynki i matka miała tego dość. Nie ważne ile razy mu tłumaczyłam, i tak nie mógł nauczyć się liczyć. Po prostu potrzebował czasu.

Jednak mama tego nie rozumiała.

W jej przekonaniu cała wasza rodzina była idealna. Każdy z was był najlepszy w swoim roczniku. Nie ważne co robiliście, osiągaliście wyniki, których reszta mogła wam tylko pozazdrościć. Dlatego twój braciszek tak bardzo odstawał. Był jak skaza na pięknym obrazie, zwanym waszym rodem, który od kilku pokoleń obracał się w najwyższych sferach.

Dla niej to była hańba mieć takie dziecko.

Kilka dni później zaczęłaś zauważać siniaki na ciele swojego brata. Zazwyczaj nie miał ich za dużo, w większości bawił się klockami w swoim pokoju. Wiadomo, czasami się potykał lub wpadał na różne rzeczy, ale to nie zostawiało aż tak widocznych śladów.

Z dnia na dzień Tae stawał się coraz słabszy, nie miał ochoty na nic. Martwiłaś się o niego.

Czy to przez te złe oceny? A może to jego klasa? Czy oni go biją? Co mogę zrobić, by to zakończyć?

Te pytania krążyły ci po głowie. Postanowiłaś zerwać się z lekcji, tylko żeby patrzeć, co robi.

Wszystko było normalne, dopóki nie wyszedł ze szkoły. Tak jak zazwyczaj, odbierała go mama. Kiedy wsiadł do samochodu, zaczęła na niego krzyczeć. Machała rękoma na wszystkie strony, a w pewnym momencie zwróciła swoją dłoń w kierunku policzka małego Tae.

Odwróciłaś wzrok.

Wzięłaś swój plecak i zaczęłaś uciekać do domu jak najszybciej.

Czemu? Co on jej takiego zrobił? On był taki bezbronny... Ten strach w jego oczach...

Wpadłaś do swojego pokoju, prawie wyłamując drzwi. Łzy ściekały ci po policzkach. Rzuciłaś wszystko na łóżko i skuliłaś się przy ścianie. Chciałaś być silna, ale to było nie do wytrzymania. Nie wiedziałaś, co robić. Pierwszy raz widziałaś, żeby twoja matka się tak zachowywała.

Po jakimś czasie zabrałaś się w sobie i zeszłaś na dół. W samą porę, by zobaczyć ją, z nożem w ręku, tnącą warzywa na kolację.

-O, dobrze, że jesteś. Pomóż mi. Zacznij ciąć paprykę, będzie szybciej. Tam masz deskę.

-Nie.

-Coś ty powiedziała?

-Nie.

-Co w ciebie wstąpiło?

-A może powiesz, co w ciebie wstąpiło,co? Czemu bijesz małego Tae za naszymi plecami? Tata o tym wie?

-O co ci chodzi?

-Nie udawaj głupiej. Wiesz o co chodzi.

-Czy ten mały gnój wszystko wygadał?! Chodź tu, debilu!

-Nie mów tak do niego!- Krzyknęłaś.

-Przestań- wtrącił się tata.- O czym ona mówi?

-Kłamie! Nie wiem, o co jej chodzi! Wszyscy nastawiają się przeciwko mnie, a przecież nie zrobiłam nic złego!

-Nie żartuj! Tato, widziałam ją dzisiaj przed szkołą, jak biła Tae.

-Absurd!- Zamachnęła się ręką, obracając się tak, by patrzeć na ojca.- Słyszysz, co ona mówi?!

-Tak, słyszę. I to właśnie jej wierzę. Ona zawsze mówi prawdę, w przeciwieństwie do ciebie.

-AAAA! ONA KŁAMIE! JA NIC NIE ZROBILAM!

-Uspokój się...

-NIE! NIE BĘDĘ SPOKOJNA!

-Mamo...- odezwał się Tae, stając w przejściu między korytarzem, a kuchnią.

-CICHO BĄDŹ!- Krzyknęła. Zamachnęła się w jego stronę ręką, zapominając, że ma w niej nóż.

-Nie...

Czerwień.

-Nie....

Wszędzie.

-Nie.

Na podłodze, na ścianach...

-NIE!

Wszędzie czerwień.

Mały Tae leżał tam, na środku podłogi, w kałuży krwi. Wyglądał, jakby spał. Taki niewinny...

-COŚ TY ZROBIŁA?!- Krzyknął ojciec, podnosząc rękę i uderzając ją w twarz. Upadła na ziemię, prosto na twojego braciszka.

Taki niewinny...

Please Don't Die.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz