Rozdział 18

233 26 17
                                    

TY

Tłum napierał na ciebie z każdej strony. Byłaś ściśnięta pomiędzy ludźmi, których widziałaś pierwszy raz w życiu.

Duszno.

Powietrza- powtarzałaś nieustannie w swoich myślach.

Chciałaś stamtąd wyjść, i to jak najszybciej.

Otaczały cię krzyki i piski przerażonych ludzi, którzy nie mieli pojęcia, co się dzieje.

Właściwie to wątpiłaś, że ktokolwiek w tym budynku wiedział co się tutaj do jasnej cholery stało.

Próbowałaś się rozpychać, ale nic z tego.

Nie mogłaś zrobić nic.

Kompletnie nic.

Byłaś bezsilna.

Usłyszałaś głośny huk z prawej i obróciłaś głowę w jego stronę tak szybko, że aż zakręciło ci się w głowie.

Nacisk był tak duży, że drzwi nie wytrzymały- nawiasy odpuściły i drewno posypało się dosłownie wszędzie. Kilka osób dostało jednymi z większych odłamków, ale zdawali się tym nie przejmować - nie dosyć, że byli w szoku, to jeszcze byli skupieni na czymś innym, a mianowicie na dostaniu się do nowo powstałej drogi ucieczki.

Do środka dostało się około pięćdziesięciu osób. Nie wiedzieli, co robić dalej. Byli zdesperowani, rozglądali się po każdym kącie za czymś, co mogłoby im pomóc.

Właśnie wtedy ktoś wpadł na pomysł, by otworzyć okno.

Rozpętał się jeszcze większy chaos niż wcześniej. Ci, którzy stali najbardziej z przodu, byli wypychani przez okno przez ludzi z tyłu prosto na zimny, twardy beton.

Nie było to zbyt dobrym pomysłem, zważając na to, że znajdowaliśmy się na drugim piętrze.

Nie mogłaś uwierzyć własnym oczom. Po co były te wszystkie próby przeciwpożarowe, te wszystkie lekcje o bezpieczeństwie, skoro i tak na koniec każdy zachowywał się jak prymitywne, nie rozumiejące nic zwierzę?

Nauczyciele próbowali nas uspokoić, ale nic z tego. Niedobór tlenu i zagrożenie wymagały w nas instynkty, o których nawet nie mieliśmy pojęcia.

Ludzie zbiegali po schodach jak szaleni. Nie zważali na nikogo innego, oprócz siebie. Nie ważne, że jakaś dziewczyna się potknęła i upadła. Kilka osób nawet po niej przebiegło.

Bo jeśli przychodzi co do czego, to na końcu zawsze liczymy się my i tylko my, prawda?

Podbiegłaś do niej i podałaś jej rękę. Była na skraju przytomności.

Podniosłaś ją i odeszłyście na bok, za kosz, by nikt na was nie wpadł.

-W porządku?- Powiedziałaś, próbując przekrzyczeć tłum.

-Tak- odpowiedziała.- Dziękuję.

-Nie ma za co- uśmiechnęłaś się.

Rozejrzałaś się po korytarzu. Tłum znacznie  się przerzedził, więc uznałaś, że powinnyście ruszyć już do wyjścia.

Wzięłaś poranioną dziewczynę pod rękę i powoli zaczęłyście schodzić po schodach. Po drodze kilkoro ludzi was popchnęło, ale na szczęście utrzymałyście się na nogach.

Po kilku minutach w końcu postawiłyście nogę na parterze. W oddali widziałaś główne drzwi, które teraz stały szeroko otwarte.

Przyspieszyłaś, nie zdając sobie z tego sprawy. Wyjście i wolność były zbyt blisko, by się ociągać. Zauważyłaś, że coś jest nie tak dopiero wtedy, gdy wylądowałaś z głośnym plaskiem na podłogę.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: May 08, 2017 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Please Don't Die.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz