19. Po prostu porażka, chłopcy...

6K 220 4
                                    

Wstałam dzisiaj o wiele wcześniej przed pobudką, ale o dziwo byłam wyspana.
Sprawdziłam zegarek. Była za piętnaście siódma. Nawet w trakcie szkoły nie zdarza mi się wstawać o takiej godzinie.
Przebrałam się z piżamy w normalne ciuchy i rozczesałam moje włosy.

Z zewnątrz można było usłyszeć głosy instruktorów. Rozmawiali o czymś związanym z obozem.

- Przecież tego nie możemy zrobić! - nakrzyczała pani Beetle prawdopodobnie na Briana.

- Ale musimy - odezwała się jakaś kobieta, której nie znałam.

- Jeżeli skończymy obóz szybciej...

W tym momencie nie słuchałam dalej. Jak to "skończymy obóz szybciej"? Nie mogą tego zrobić. Wiem, że na początku nie chciałam nawet jechać na ten obóz, ale po prostu nie mogą. Znów przyłożyłam ucho, by podsłuchać dalszej rozmowy.

- Dobra, później się coś wymyśli, a najpierw zawołaj wszystkich na pobudkę.

- Okej - odpowiedział Brian.

- Aha, i nie rób rozgrzewki, nie ma na to czasu... - rzuciła na odchodne.

- Pobudka wszyscy! Wstawać, szkoda dnia! - wrzasnął jak gdyby nigdy nic się nie stało.

Jako pierwsza ustawiłam się w rzędzie przed namiotem co nie było w moim zwyczaju. Zazwyczaj wstawałam dokładnie na pobudkę.
Po krótkiej chwili, obok mnie pojawiła się Kate najwyraźniej zdziwiona moją postawą, a następnie reszta z innych namiotów.

- Więc moi mili zaczniemy przygotowania do jutrzejszych odwiedzin. Czyli jak się spodziewacie będą porządki. Jest siódma, więc macie czas na przygotowanie się do ósmej, a później robicie porządek w waszych namiotach. Sprawdzimy czystość o godzinie dziewiątej, a teraz do ogarniania się - powiedział i odszedł.

Ja od razu wzięłam się za porządki. Totalnie zapomniałam o odwiedzinach i wątpiłam, że moja kochana mamusia się na nich pojawi. Tak naprawdę to chciałam, żeby przyszła, przynajmniej wzięłaby mi brudne rzeczy i dała trochę czystych, albo przyniosłaby mi coś do jedzenia lub picia.

- Nad czym tak rozmyślasz? - z przemyśleń wyrwał mnie głos Kate. - Jeśli też zapomniałaś o odwiedzinach to nie jesteś jedyna - uśmiechnęła się.

- To dobrze, ale twoja mama raczej pamięta o takich rzeczach, a moja mama nawet nie pamięta pewnie kiedy wracam - zaśmiałam się do siebie.

- Po prostu bądź dobrej myśli.

***

Instruktorzy wchodzą do namiotu Tiny i Luny. Nie wiem dlaczego się tak stresuje tymi porządkami. Po prostu w domu nie mam tak, że ktoś tak dokładnie sprawdza mi porządek.

- Czy wy w ogóle coś sprzątałyście? - pani Beetle zwróciła się do Tiny.

- No jasne, przez cały czas siedzi... w sensie sprzątałyśmy.

- Właśnie widzę - powiedział instruktor z irytacją w głosie.

Teraz czas na Natalie i Jessie. Widzę, że one również są bardzo zestresowane. Pewnie widziały jak instruktor precyzyjnie sprawdza porządki.

***

Zanim się obejrzałam pani Beetle ze swoim kompanem byli przed nami i weszli do naszego namiotu.

- No nieźle, postarałyście się dziewczyny - po tych słowach automatycznie mi ulżyło.

Czym ja tak w ogóle się przejmowałam?

Jak wychodzili od nas, można było usłyszeć westchnienie pani Beetle:

- A teraz czeka nas bajzel chłopaków...

***

Po sprawdzeniu wszystkich namiotów Brian stanął na środku, by jak zawsze ogłosić swą jakże cudowną przemowę.

- W trakcie szukania papierków w waszych namiotach, uznałem, że po prostu nie umiecie sprzątać. Najlepiej ogarnięty i uporządkowany namiot należy do Maddie i Kate. Nie znalazłem, żadnego papierka. Gratuluję. Natomiast reszta, a zwłaszcza chłopcy - zgromił ich wzrokiem - chciałem wam tylko powiedzieć jedno. Porażka. Więc weźcie się w garść i posprzątajcie to dobrze. A wy - wskazał na nas - macie wolne.

Wróciłam do namiotu i padłam na kanadyjkę. Nadal nie pojmowałam dlaczego to tak mnie zestresowało. Kate po chwili położyła się wraz ze mną, ale nie było nam dane tak leżeć.

- Cześć Kate, cześć Maddie - głos Jamesa wydobył się zza naszego namiotu.

- O co chodzi? - syknęła Kate chrapliwym głosem.

- Miałem taką...

- Gadaj do rzeczy, widzę, że czegoś oczekujesz.

- Okej, okej. Czy chcecie pomóc nam w porządkach?

Kate popatrzyła na mnie błagalnym wzrokiem, więc uległam. Widać było, że dziewczynie się nie chciało.

- Dobra, pójdę - wstałam i szybkim krokiem popędziłam do namiotu chłopaków. Chciałam mieć już to z głowy.

Gdy weszłam do środka moim oczom ukazał się największy syf, jaki kiedykolwiek widziałam. Na ściółce było pełno ubrań i gadżetów. Na kanadyjkach leżały piżamy nawet nie poskładane, a koc i materac z prawie dotykały podłoża. Na półkach wszystko było porozwalane.

- James, to ja chyba nie chcę wiedzieć jak wygląda twój prawdziwy pokój...

Na to chłopak zaśmiał się cicho.

- No to co mam zrobić, szefie - zapytał po dłuższej chwili, w której starałam się zrozumieć jak można doprowadzić do takiego bałaganu w namiocie, na obozie.

- Po pierwsze, nie nazywaj mnie tak, a po drugie wszystkie swoje brudne i czyste ubrania złóż i rozdziel, a następnie postaw na swojej kanadyjce i spakuj.

Posłuchał mnie i zabrał się do pracy. Chciałam nawet zrobić zdjęcie i nazwać je: "Wielki James Hudson sprząta". Nikt pewnie, by mi nie uwierzył.



You Don't Know Me, Maddie PLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz