Rozdział 7

34 3 7
                                    

Tak jak się spodziewałam nie spałam pół nocy. Moje myśli zajmowali rodzice po mimo wszystko. Obiecałam sobie, że nigdy o nich nie zapomnę. Wszystko będzie mi o nich przypominało.Już wtedy to wiedziałam. Zrozumiałam, że tak musi być i muszę się z tym pogodzić. Byłam strasznie zmęczona, ale nie mogłam spać. To beznadziejne, że już trzecią noc nie śpię. Zauważyła to pielęgniarka, która przyszła dać mi leki i zmienić kroplówkę. Dała mi lusterko, uśmiechnęła się i odeszła. Kiedy w nie spojrzałam nie poznałam się. Bardzo schudłam do tego miałam czerwone oczy i zmęczoną twarz. Wyglądałam przynajmniej na te trzydzieści lat, a przecież mam dopiero piętnaście. Zdziwiłam się jak kilka nie przespanych nocek może mnie aż tak zmienić. Może jednak na mój wygląd złożyło się kilka innych czynników. Skoro jeszcze mam tu tydzień mam szansę poprawić swój wygląd. Postanowiłam przespać chociaż jedną noc, mając nadzieję, że to mi pomoże. Na pewno nie zaszkodzi. - powiedziałam po cichu do siebie. Zaraz miała być godzina odwiedzin ,więc nikt nie zauważy jak na chwilę zamknę oczy. Tak zrobiłam nie mając zamiaru oglądać zatroskanych rodziców innych pacjentów. Zasnęłam zapominając zupełnie o wizycie lekarzy oraz o wszelkich troskach. Chociaż śnili mi się rodzice i przyjaciele. Byliśmy razem tacy szczęśliwi, wszyscy... i nagle zobaczyłam samochód, który jechał prosto na mnie. Z krzykiem obudziłam się i gwałtownie wstałam. Nie było to dobrym pomysłem. Nie dość, że obudziłam moje sąsiadki to jeszcze widziałam jak pielęgniarka wchodzi do mojej sali i podchodzi do mnie.

- Wszystko dobrze? Yyy... u pani? Zaraz zawołam lekarza oczywiście. 

- Bardzo przepraszam miałam zły sen. Proszę może pani do mnie mówić po imieniu. - wzięłam do ręki lusterko, które dostałam rano od niej. - Proszę to pani. 

- Tobie bardziej się przyda niż mi. - uśmiechnęła się do mnie. 

- Dziękuję bardzo. - odwzajemniłam uśmiech.

Pielęgniarka wyszła, a po chwili zauważyłam lekarza przy moim łóżku. Popatrzył na moją kartę. Potem poprosił o zbadanie rany, zgodził am się. Później jeszcze zgięłam palce u mojej złamanej ręki. Udało mi się już zgiąć palce w pięść. Lekarz miał już odejść, ale go zatrzymałam.

- Panie doktorze ja mam do pana prośbę i pytanie.

 - Słucham? 

- Czy mógłby pan dla mnie sprawdzić jakoś, gdzie są pochowani moi rodzice? 

- Z testamentu wynika, że wraz z swoimi rodzicami. Spodziewałem się od pani tej prośby, a pytanie? 

- Co ze mną będzie jak wyjdę ze szpitala?- przytaknęłam odpowiadając na to co powiedział mi lekarz. 

- Ma pani jakiś krewnych, którzy mogliby panią się zająć? 

- Nie panie doktorze. 

- A pani dziadkowie? 

- Zmarli dwa lata temu... - powiedziałam smutno. - nie mam również żadnej bliższej cioci czy wujka. - powiedziałam wyprzedzając następne pytanie lekarza.

 - Przykro mi z powodu dziadków. Nie jestem pewien czy teraz powinienem odpowiadać na pani pytanie.

 - Proszę chcę to wiedzieć. 

- Obawiając się, że trafi pani do domu dziecka, ponieważ nie jest pełnoletnia.

 - Dom dziecka? A czy tam można wychodzić? - widziałam, że lekarz się uśmiechnął i od razu mnie zrozumiał.

 - Można pod opieką dorosłego, ale można.

Lekarz wyszedł, a ja nie zatrzymywałam go. Wiedziałam już wszystko co chciałam. Nie przejęłam się myślą, że będę mieszkać w domu dziecka tylko dla tego iż będę mogła chodzić do moich rodziców. Wzięłam telefon do ręki i usunęłam numer John, zawahałam się przy mama, ale musiałam to zrobić i zrobiłam, ten sam problem miałam z tatą. To nie jest jednak takie proste. Pielęgniarka powiedziała mi o jutrzejszej wizycie psychologa w szpitalu. Spytała czy chcę, aby i do mnie przyszedł. Powiedziałam, że muszę pomyśleć, dała mi czas do rana. Dopiero jednak kiedy przyznałam sama przed sobą, że to nie takie proste, uświadomiłam sobie, że właściwie to chciałabym z kimś takim pogadać. Może gdyby Catrin nie wyjechała to nie musiałabym rozmawiać z psychologiem. W sumie z jednej strony zawsze gardziłam ludźmi, którzy właśnie korzystają z takich usług. Teraz sama ich potrzebowałam i wstyd mi było za dawną mnie. Czasami uważałam się za lepszą od innych, bo miałam markowe ubrania lub buty. Teraz wystarczy mi zwykły dres, najlepiej czarny oraz najtańsze buty. Nie liczę na nic więcej w domu dziecka. Przykro mi było jedynie dla tego, że moi rodzice nie żyją i dlatego, że w naszym domu zamieszka jakaś szczęśliwa rodzina. Bałam się, że kiedyś przejdę obok niego i go nie poznam. Bałam się widzieć szczęśliwe rodzinki ze swoimi dziećmi. Bałam się, że nie dam sobie rady, i że na zawsze zostanę w domu dziecka. Wiedziałam jednak, że nie mogę się poddać. Tego właśnie nauczył mnie tata. Nie mogłam pozwolić, aby jego nauka poszła na marne. Brakuje mi jego "Wszystko będzie dobrze Jas. Razem czy osobno" teraz te słowa mają zupełnie inne znaczenie. Tata często mówił do mnie zdrobniale. Mama tego nie robiła, bo nie chciała abym myślała, że mam na imię "Jas". Moi rodzice byli dopasowani w każdym calu. Ja i John byliśmy jak woda i ogień. On mówił, że przeciwieństwa się przyciągają, a ja tylko mu przytakiwałam z uśmiechem na twarzy. Często się ze sobą nie dogadywaliśmy albo obrażaliśmy na siebie. Jednak mimo wszystko go kochałam kiedyś. Czas uleczył mnie, a kiedy usunęłam jego numer,ulżyło mi. To było dziwne, ale dopiero teraz uświadomiłam sobie, że dużo razy go zbywałam albo on mnie. Widocznie rozstanie było nam pisane, a wypadek tylko nam pomógł. Postanowiłam, że teraz zajmę się sobą. Nadejdzie czas kiedy moim zajęciem będą rodzice. Miałam pewność, że to nastąpi jednak nie miałam pojęcia kiedy i gdzie. Myślałam jeszcze trochę o tym wszystkim i zasnęłam.

Przewrotny losOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz