Rozdział 20

13 2 0
                                    

Wstałam tak wcześnie, że jeszcze w domu wszyscy spali. Ubrałam się w swoje dawne ubranie. Kiedy spojrzałam w lustro zrozumiałam, dlaczego Lu mnie nie chciał. Wyglądałam jak ofiara, czyli tak jak wcześniej. Zdążyłam przyzwyczaić się do nowych rzeczy i teraz mi tego brakowało. Wychodząc z pokoju wzięłam trochę drobnych. Bałam się trochę jedynie o to, że Mike i Susann zauważą iż mnie nie ma i wezwą policję. Wtedy musiałabym albo kłamać albo powiedzieć prawdę. Moje rozmyślania zaprowadziły mnie na cmentarz. Kiedy usiadłam przy grobie rodziców poczułam się o wiele lepiej. Zauważyłam, że znicz się wypalił, a kwiaty uschły. Wtedy sięgnęłam do kieszeni i znalazłam w niej zapałki. Ta mała rzecz bardzo mnie ucieszyła. Zapaliłam znicz, a później po prostu wyrzuciłam kwiaty. Teraz wyglądało to o wiele lepiej niż wcześniej. Chwilę się modliłam, a potem opowiadałam o tym co się wydarzyło, o tym jak się czuje. No i o tym jak bardzo mi ich brakuje... Siedziałam tak z dobrą godzinę, później poszłam kupić sobie bułkę i wodę. Miałam akurat tyle pieniędzy. Nie umiałam i po części nie chciałam zrozumieć Lu. Postanowiłam dbać sobie spokój. Zjadłam połowę bułki i wypiłam trochę wody. Dzięki temu zaspokoiłam po części swój głód. Musiałam już wyjść z cmentarza, bo wiedziałam, że będą mnie tam szukać. Szłam przed siebie nie mając wyznaczonego celu. Zobaczyłam opuszczony dom. Spędziłam w nim kilka kolejnych godzin. Wróciłam do domu i zjadłam obiad aby rodzice Lu myśleli, że jestem w pokoju. Zobaczyłam też karteczkę, która była na lodówce:" Jasmin przepraszam Cię za wszystko". Zerwałam ją, podarłam i wyrzuciłam do kosza. Nie pomyślałam, że przez to on zorientuje się iż byłam w domu. Musiałam spać w tym nowo znalezionym mieszkaniu. Było mi zimno i budziłam się co jakiś czas. Zdążyłam się przyzwyczaić do miękkiego łóżka i ciepłej pościeli. Nawet przez myśl mi nie przeszło jak szybko przyzwyczaiłam się do nowego otoczenia i ludzi. Jeszcze bardziej martwiło mnie to, że zakochałam się w Lu, a on tak po prostu zrobił sobie i z mojej sytuacji kabaret. Wiedziałam, że nie miałabym problemów z odnalezieniem się w jego świecie, bo po części kiedyś też tak żyłam. Zastanawiałam się czy to nie przez podobieństwo do dawnego świata tak łatwo się z tym wszystkim pogodzilam. Pod koniec dnia zjadłam drugą połowę bułki i wypiłam do końca wodę.

Przez tydzień mieszkałam w tym mieszkaniu i przychodziłam do domu Lu o różnych godzinach tak, abym się z nim nie spotkała. Więcej również nie zerwałam liścików, które do mnie pisał. Cały czas mnie przepraszał i błagał o mój powrót. Oczywiście zaopatrzyłam się również w trochę pieniędzy. Pewnego dnia było jednak inaczej niż zwykle. Kiedy przyszłam zjeść obiad, nie było liściku na lodówce. Wiedziałam, że on w takim razie jest w domu. Nagle usłyszałam jak ktoś schodzi z schodów i szybko schowałam się za ścianą w pokoju obok. To był Lu, ale o mało co bym go nie poznała. Nie golił się i był w dresie co mnie zdziwiło. Przecież był biznesmenem na wysokim poziomie. Teraz z zarostem strasznie był podobny do ojca. Napisał karteczkę, przykleił na lodówkę, wziął piwo, a potem wrócił na górę. Kiedy poszedł wyszłam z ukrycia. Podeszłam po cichu do lodówki i zdjęłam karteczkę, a następnie ją przeczytałam : " Skończmy tą dziecinadę wiem, że chowasz się za ścianą. Jestem na górze przyjdź, bo inaczej nie będzie ze mną najlepiej. Nie chce Cię straszyć, ale mam dostęp do środków usypiających. Nie ma mnie bez Ciebie." Kiedy przeczytałam to poleciały mi łzy. Wiedziałam, że mnie teraz potrzebuje i nie mogę go zostawić, dlatego weszłam do góry. Tylko chwilę się wahałam zanim otworzyłam drzwi i weszłam do niego. Siedział na łóżku z opuszczoną głową, boleśnie przypominał mi Johna. Czułam się dziwnie przez to wspomnienie. Mimo wszystko usiadłam obok niego.

- Po co ci środki usypiające??- sama nie wiedziałam czy chce wiedzieć. Lu podniósł głowę tak, abym nadal nie widziała jego twarzy.
- Lekarz mi je przepisał...
- Cierpisz na bezsenność?
- Nie.
- Pijesz?- zapytałam widząc puszkę od piwa i kilka butelek. Z tego co widziałam pił jedną dziennie.
- Trochę...
- O czym chcesz pogadać?- zapytałam widząc, że coś go trapi...
- O nas...
- Nie ma nas i nigdy nie było.
- Kocham Cię.- dopiero teraz spojrzał na mnie. Miał podkrążone oczy i wypisane zmęczenie na twarzy. Domyśliłam się iż pewnie nie śpi po nocach. Zrobiło mi się przykro. Nie wiedziałam co mam powiedzieć. - Wróć proszę do domu... Nie chce bez Ciebie żyć...
- Ja nie wiem... chyba nie jestem gotowa na to...
- Proszę...
- Nie wieżę, że to dlatego że nie możesz beze mnie żyć... W to ci nie uwierzę...
- Dobra niech Ci będzie... Powiedz mi co jadłaś??
- Czy to ważne??
- Dla mnie tak...
- Raz jak przyszłam na obiad leżało 10 zł, pomyślałam, że nikt nie zauważy jeśli je wezmę.
- Dlaczego nie wzięłaś więcej??
- Bałam się, że się zorientujcie i będziecie na mnie źli...
- Jasmin to były moje pieniądze nie wiedziałem ile potrzebujesz, nigdy nie musiałem tego wiedzieć...
- Jak żyli moi rodzice żyli też nie musiałam się tym martwić, więc Cię rozumiem...
- Powiedź co jadłaś?
- Głównie suchą bułkę.- zapadła cisza. Siedzieliśmy obok siebie, a ja przez chwilę się zastanawiałam czy dobrze zrobiłam wchodząc na górę. Moje przemyślenia przerwał Lu.

- Muszę Ci się do czegoś przyznać.- na te słowa serce mi zamarło...
- Mów...-powiedziałam dopiero po dłuższej chwili.
- Zrozumiałem, że byłem skończonym dupkiem i postawiłem się chłopakom...oni uznali mnie za pantoflarza i zerwali ze mną kontakty. Skupiłem się na szukaniu Ciebie i wreszcie tu jesteś...ze mną...

Do oczu podeszły mi łzy, których nie chciałam skrywać. Sama nie wiedziałam kiedy on mnie przytulił i oboje płakaliśmy. Po około pół godzinie postanowiłam, że zostanę na noc w domu. Lu był zachwycony i kiedy miałam wyjść z pokoju, usłyszałam.

- Jasmin, tylko nie uciekaj dobrze?
- Dobrze.- odpowiedziałam i poszłam do pokoju.

Przewrotny losOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz