Tydzień później wpisano mnie ze szpitala. Rana się zagoiła, ale została mi blizna, zdjęli mi również gips z ręki i teraz musiałam ją tylko ćwiczyć. Wyglądałam już dużo lepiej. Trafiłam do domu dziecka tak jak lekarz przypuszczał. Dostałam pokój, który dzieliłam z dwójką innych dzieci. Ubrania dano mi czarne, bo o takie poprosiłam co na swój sposób sprawiło mi radość. Powiedziano mi jak wygląda harmonogram dnia i kiedy jest możliwość wyjścia. Nie miałam nic prócz telefonu i zdjęcia, które znowu stało obok mojego łóżka. W domu dziecka nadszedł czas kiedy myślałam tylko o rodzicach. Nie odzywałam się za wiele... a raczej w ogóle niż wiele. Moje "współlokatorki" miały na imię Christiane i Rose. Jadałam z nimi w stołówce, a one mnie zagadywały. To śmieszne, ale wszyscy tu znają tylko moje imię, a pracownicy jeszcze tylko o rodzicach. Tak naprawdę nikt mnie nie zna, ale nikt też na mnie nie naciska. Twierdzą, że jak będę gotowa to sama im wszytko opowiem. Jednak ja nie jestem pewna, czy kiedykolwiek to się stanie. Mają tu na szczęście bibliotekę, ale jest tam zaledwie kilkanaście książek. Nie ma mojej ulubionej, ale cieszę się, że w ogóle coś jest. Lubię czytać książki, bo wtedy przenoszę się w ich świat. Kiedy wychodzimy na podwórko inne dzieci się bawią, a ja siedzę pod drzewem i czytam. To mnie uspokaja i po części pomaga mi zrozumieć nową rzeczywistość. W domu dziecka czuję się dobrze. Nikt nie śmieje się ze mnie za moimi plecami, a raczej każdy współczuję sobie nawzajem. Wbrew pozorom każdy jest bardzo tolerancyjny, każdy ma inną historie, doświadczenia czy przeżycia. Jedni mówią o tym spokojnie, inni w ogóle i nikt nie ma do nich o to problemów, nawet opiekunowie. Kiedy przychodzą rodziny adoptować swoje "wymarzone dziecko" jest duże poruszenie. Każdy chce być wybrany. Ja nie miałam zbyt dużych szans, bo przecież każdy woli małe dziecko od nastolatki z problemami. Poza tym nie jestem zbyt rozmowna jak inni. Uwielbiam wychodzić z opiekunem, bo właśnie wtedy idziemy na cmentarz. Mogę iść i zadbać o grób moich rodziców i porozmawiać z nimi. Pamiętam jak pierwszy raz tu przyszłam wyglądało okropnie. Było pełno uschniętych wianków jeszcze z pogrzebu. Znalazłam pełno wypalonych zniczy. Teraz jest zupełnie inaczej zadbałam o to miejsce. Jest bukiet kwiatów, które wymieniam co trochę i są również znicze w których codziennie zapalam ogień. Staram się jak mogę, bo jestem jedyną osobą, która może zadbać o to. Nikt tu więcej nie przyjdzie, bo po co. Dostaję pewną sumę pieniędzy co miesiąc od domu dziecka coś na styl kieszonkowego. Nie wszystkie dzieci dostają pieniądze zazwyczaj te, które chodziły ze mną na cmentarz lub czasami jak ktoś szedł do sklepu. Oczywiście zawsze pod opieką dorosłego. "Kieszonkowe" dostawałam za pomoc w ośrodku lub opiekę nad młodszymi. Tak, jestem najstarsza nie licząc opiekunów. Pewnego dnia przyszła moja kolej na wyjście do sklepu. Nie był to mój pierwszy raz, więc bardzo dobrze wiedziałam, że sklep ma dwa wyjścia. Kiedy mój opiekun poszedł po coś do innego działu, miałam pewność, że mnie nie zobaczy. Ufał mi bo już nie raz tak na niego czekałam. Teraz nie miałam zamiaru. Wyszłam przez drugie drzwi. Znalazłam się w magazynie, wzięłam z niego dwa batoniki i sok pomarańczowy. Miałam nadzieję, że nikt przeze mnie nie będzie miał za to zbyt dużych problemów. Poszłam na cmentarz do rodziców. Wiedziałam jednak, że nie mogę tu zostać, bo będą mnie szukać. Było inaczej przyjść tu samej i nie czuć na sobie wzroku opiekuna. Czasami zachowywał się jakbym była jakąś psychopatką i obserwował każdy mój ruch co mnie bardzo stresowało. Mogłam się pomodlić i porozmawiać z rodzicami "sam na sam". Musiałam jednak się śpieszyć, bo nie wiedziałam kiedy opiekun zorientuje się, że mnie nie ma. Po modlitwie, powiedziałam "do rodziców".
* Mam dosyć szpiegowania w domu dziecka i może to co robię jest głupie, ale ja już tak nie mogę. Wytrwałam trzy tygodnie w tej placówce i mam dosyć. Chciałabym was móc choć jeszcze raz zobaczyć. Chociaż nie wiem czy jak bym zobaczyła ducha czy to by było normalne. Tak strasznie mi was brakuje... wiem powtarzam się....mamo....tato.... Przepraszam was za wszystko co robię, ale muszę. Bądźcie przy mnie proszę.... Kocham was bardzo mocno...Przyjdę do was jutro....Boję się tak sama....Ale nie samotności do tego się przyzwyczaiłam.
Po tej rozmowie wyszłam z cmentarza. Poszłam po prostu w drugą stronę. Nie wiem dokładnie jak długo szłam, ale doszłam do ulicy, na której był mój dom. Miałam ochotę tam iść jednak nie mogłam, nie byłam gotowa. Kiedyś mi się śniło, że właśnie mój były dom zamienił się w ruderę. Nawet jeśli była by to prawda wolę nie wiedzieć. Znowu szłam przed siebie, byle dalej. Szłam już bardzo długo, nogi mnie bolały i robiło się ciemno. Musiałam zaleźć sobie lokum lub wrócić. W końcu zobaczyłam starą szopę przy lesie. Stałam i przyglądałam się jej. Wyglądała na opuszczoną. Obróciłam się w stronę, z której przyszłam. Zastanawiałam się czy nie lepiej byłoby wrócić. Rozważałam wszystkie za i przeciw. Jak wrócę to pewnie dostanę jakąś karę, bo przecież złamałam zakaz. Mogę nie przyjść do rodziców rano i opiekunowie mi nie będą już ufać. Z drugiej strony noc w starej, opuszczonej szopie. Każda z opcji ma swoje konsekwencje.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Notatka od autora
Jak myślicie czy Jas powinna wrócić czy przenocować w szopie?
Piszcie w komentarzach, bo jestem mega ciekawa waszego zdania na ten temat. Mam nadzieję, że rozdział się spodobał i proszę o gwiazdki :) Równocześnie dziękuję wszystkim co dają mi gwiazdki, czytają i komentują. To mnie bardzo motywuje. Rozdział dodałam dziś wcześniej wyjątkowo, ponieważ wieczorem nie będzie mnie i nie będę miała możliwości dodania :)
CZYTASZ
Przewrotny los
Ficțiune adolescențiDziewczyna, która miała wszystko. Rodzinę, przyjaciół, chlopaka. Poznajcie Jasmin, nastolatkę o blond włosach i brązowych oczach. Nigdy nie miała większych problemów czy to z rodzicami, czy pieniędzmi. Można by było powiedzieć, że jest to rodzina id...