Rozdział 27.

2.3K 260 51
                                    

- Harry, to cios poniżej pasa-wysyczałam cicho, wciąż wpatrzona w Lou, który teraz zmierzał, z Sophie na rekach, w naszym kierunku. Nie patrzył na mnie, kiedy tylko mnie zauważył spuścił wzrok i patrzył pod nogi. Auć!

- Oko za oko, nie mogłem ci tak odpuścić tego nagłego wyjazdu-odpowiedział i uśmiechnął się do córki wyciągając do niej ramiona. Lou sprawnie przekazał dziewczynkę Harremu nawet na mnie nie spoglądając.

- Astrid-powiedział cicho z napięciem w głosie i poświęcił mi jedno przelotne spojrzenie. Spojrzenie którego nie zapomnę do końca życia. Smutne i tak boleśnie obojętne. To wystarczyło żebym zdała sobie sprawę, że już nic dla niego nie znaczę. Ale czy spodziewałam się czegoś innego? Absolutnie nie.

-Louis-odpowiedziałam dalej w niego wpatrzona. Nie mogłam oderwać od niego wzroku. Z moimi ciałem działo się coś dziwnego, czułam jak po mojej szyj spływa strużka potu, a temperatura podnosi się o kilka stopni. Chciałam na niego nie patrzeć, nie robić z siebie idiotki ale nie mogłam. Coś trzymało mnie i nie pozwalało odwrócić wzroku. Moim jedynym marzeniem w tej chwili było rzucić się w jego ramiona.

Lou spojrzał na Harrego mówiąc-pójdę do Ann, Nico pewnie rozrabia-i już go nie było. Nawet na mnie nie spojrzał jak bym była powietrzem. Kolejne auć.

- Astrid-odezwał się Harry wyrywając mnie z odrętwienia-to moja mała księżniczka-dodał z dumą patrząc na swoją pociechę-Sophie. Dopiero, kiedy lepiej się jej przyjrzałam dostrzegłam jak podobna jest do swojej matki. Te same zniewalajcie oczy, które w przyszłości będą kłaść facetów na kolana. Ten sam uroczy prosty nos i te same blond pukle, które miała Ness. Nagle, nie wiem skąd, poczułam jak moje oczy wilgotnieją. Pomyślałam o Ness i jak wspaniałą była i powinna być matką dla tej małej. Wyobraziłam się jak tuli ją do snu, opatruje potłuczone kolano, bawi się z nią. Dlaczego Bóg postanowił zabrać matkę tej śliczniej i niewinnej istotce.

- Jest do niej taka podobna-powiedziałam opanowują emocję.

- Jest-przytknął Harry i pocałował delikatnie córkę w czubek głowy. Dziewczynka od, kiedy znalazła się w jego ramionach otoczyła go rączkami jak małpka i patrzyła na mnie z dystansem i ciekawością.

- Sophie to jest Astird.

- Cześć-powiedziałam i żeby załagodzić to uśmiechnęłam się szeroko i wyciągnęłam w jej stronę dłoń. Wpatrywała się w nią długą chwilę i spojrzała na Harrego, który uśmiechnął się do niej zachęcająco.

- Cześć-odpowiedziała i podała mi swoją małą, pulchną, delikatną rączkę.

- Astrid ma dla ciebie prezent-dodał Harry, a oczy dziewczynki delikatnie się powiększyły, a na twarz wpłyną słodki uśmiech.

- Jaki?-spytała wpatrując się w tatę.

- Sama idź zobacz-postawił ją na ziemi i przytrzymał za ramiona-ale najpierw...

- Dziękuje-powiedziała i dygnęła z gracją małej księżniczki. To do końca mnie rozczuliło. Pobiegła przodem, a ja spojrzałam na Harrego, który nie mógł być bardziej dumny z córki.

- Wiesz chyba ci zazdroszczę...

- Ja sobie też, jestem wielkim szczęściarzem, że mam ich dwoje-odpowiedział i spojrzał w stronę salonu-niektórzy nie dostają tak wiele-uśmiechnął się do mnie smutno.

Mimo straty żony on dostał od losu dwoje wspaniałych dzieci. Inni nie mają tyle szczęścia. Podziwami go za to, że mimo utraty ukochanej kobiety potrafi widzieć pozytywy swojej sytuacji. Na pewno jest mu ciężko i cierpi, Ness była miłością jego życia. Nie wyobrażam sobie bólu jaki musiał czuć po jej stracie. A mimo to trzyma się i wygląda na to, że idzie mu bardzo dobrze.

Painter || H.S./L.T.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz