Rozdział 37.

3.1K 269 92
                                    

Max weszła do mojego biura i posłała mi swój cwany uśmieszek. Podeszła do biurka i położyła na nich kolejny plik dokumentów.

- Do podpisu.

- Dzięki-odpowiedziałam wpatrując się w ekran komputera. Choć miałam otwarte kilka dokumentów nie widziałam przed sobą zupełnie nic.

- Uśmiechniesz się kiedyś?-spytała Max.

- Nie mam powodu-odpowiedziałam i spojrzałam na jej twarz pełną troski.

Naprawdę nie miałam najmniejszego powodu do uśmiechu. Wszystko się spieprzyło. I to tak, że nie da się tego odkręcić. Boże...ostatnie dwa tygodnie był istnym koszmarem. Najpierw sprawa z Louisem, a jeszcze jak by tego było mało kiedy tylko wróciłam do Londynu pojawił się u mnie Harry. Nawrzeszczał na mnie i powiedział mi, że przez ze mnie Lou się od niego odwrócił. Nigdy nie zapomnę jego wyrazu twarzy, kiedy wychodzi z mojego mieszkania. Zły i rozgoryczony. Od tamtej pory nawet raz z nim nie rozmawiałam. Został mi tylko Ian i Max. nawet nie zwróciłam uwagi, kiedy wyszła z gabinetu. Za bardzo byłam pochłonięta swoimi ponurymi myślami. Kiedy znowu pojawiła się w moim biurze trzymała w dłoni małą papierową torbę.

- As, najwyższy czas-powiedziała stawiając ją na stoliku przede mną.

Sięgnęłam po nią niepewnie spodziewając się co jest w środku. Test ciążowy. Od kilku dni czuje się jak wrak. Psychicznie i fizycznie. Mam mdłości, zawroty głowy, a wszystko co jem natychmiast zwracam. Czyli typowe objawy ciąży. Albo zatrucia pokarmowego. Oby to drugie. Nie wiem co bym zrobiła gdyby pojawiło się dziecko.

-Dobrze-odetchnęłam głęboko i wstałam z fotela kierując się prosto do łazienki.

Wyszłam z niej po 15 minutach i ponownie usiadałam za swoim biurkiem

- No i ?-spytała niecierpliwie Max.

- Gratulacje zostaniesz matką chrzestną-odpowiedziałam i straciłam ostrość widzenia bo moje oczy zaszły łzami.

*

Nagle straciłem całą odwagę. Biuro w którym siedziałem stało się nagle za ciasne chodź do tej pory uważałem je za przesadnie duże. Za duże dla jednej osoby. Siedziałem jak na szpilkach i czekałem aż w końcu się zjawi. Wytrzymałem dokładnie dwa tygodnie. Odwrócić się od najlepszego kumpla którego zna się od piaskownicy to nic przyjemnego. Zjebałem sprawę na całej linii ale w tamtym momencie kierowały mną inne emocje. Kiedy sobie to na spokojnie przemyślałem doszedłem do wniosku, że to wszystko było kompletnie niepotrzebne. Przecież to nie jego wina, że Astrid była w nim zakochana. A ja po prostu się na nim wyładowałem. Na kimś musiałem, a on pojawił się pierwszy na mojej drodze. Sporo czasu zajęło mi zebranie się na odwagę i wysłanie głupiego sms. Na moje szczęście zgodził się na spotkanie.

Słyszę pukanie do drzwi i od razu podnoszę się z miejsca. Pierwsza pojawia się moja asystentka Laura. Uśmiecha się spokojnie i mówi.

- Przyszedł Harry.

-Ok, wpuść go-mówię nabierając powietrza w płuca.

Po chwili pojawia się mój najlepszy przyjaciel z Nico w ramionach. Chłopczyk widząc mnie wyciąga dłonie, a ja niepewnie spoglądając na Harrego podchodzę do nich i biorę malucha na ręce. Podrzucam go kilka razy słysząc jego radosne piski co trochę mnie rozluźnia. Zabawiam go chwilę, a potem Stawiam go na podłodze i w końcu patrze na Harrego.

- Przepraszam-mówię po prostu-nie powinienem na ciebie wrzeszczeć.

- Rozumiem-przyznał klepiąc mnie po ramieniu-musiałeś się jakoś wyładować, akurat trafiło na mnie.

Painter || H.S./L.T.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz