Rozdział 29.

2.3K 224 53
                                    


Tak jak myślałam w Ikea spędziliśmy dobre kilka godzin. Miało być kilka dodatków do mieszkania, a było tego tyle, że niestety ale musiałam zamówić transport do domu. Na pewno nie zmieściły byśmy tego w samochodzie Max. Był spory, ale wszystko co kupiłam mogło zmieścić się tylko do ciężarówki.

- Gdybym wiedziała, że spędzę tu całe popołudnie kazała bym ci zapłacić za nad godziny-powiedziała Max odpalając silnik. Niby była zmęczona ale z takim samym zapałem jak ja biegała po sklepie.

- Oj już nie przesadzaj-skwitowałam krótko-postawie ci dobrą kolację ok?

- No dobra-odpowiedziała po dłuższej chwili zastanowienia-ale naprawdę dobrą-zastrzegła wskazują na mnie palcem.

- Najlepszą-zapewniłam ją i pokierowałam do swojej ulubionej restauracji.

Moje ulubione miejsce też się nie zmieniło. Te same zapachy, ten sam wystrój i ta sama domowa atmosfera. Nawet właściciel mnie pamiętał. Porozmawiałam z nim chwilkę, a w tym czasie Max wybrała dla nas stolik. Był poniedziałek wiec ruch tutaj nie był z byt duży, łatwo można było dostać jeden z lepszych stolików i zostać szybko obsłużonym. Wybrałam swoje ulubione spaghetti, a Max poleciłam wybrać lasagne, która jest tutaj specjalnością szefa kuchni i najlepszym daniem jakie można dostać w Londynie.

- To kiedy parapetówka?-spytała Max oddając menu kelnerowi.

- Hmm myślę ze w sobotę-odpowiedziałam.

- Zaprosisz Harrego?

- Jasne-przytknęłam.

- A Lou?-spytała niepewnie.

- Spróbuje.

- Co to ma znaczyć spróbuje?-spytała robiąc głupią minę.

- Jeśli uda mi się do niego powiedzieć zdanie to tak.

- Och, ok myślę że dasz radę.

- Nasze ostatnie spotkanie odebrało mi większość mojej odwagi.

- Możesz poprosić Harrego.

- Mogę-przytknęłam-ale on pewnie się nie zgodzi, ma niezłą zabawę z tego jak się oboje z Lou traktujemy.

- Chciała bym was zobaczyć w akcji.

- W zasadzie nie ma na co patrzeć, ja próbuje, a on ciągle mnie ignoruje, więc nawet pewnie nie przyjdzie, nawet jeśli go zaproszę.

- Ale warto spróbować.

- Warto-odpowiedziałam i rozejrzałam się po wnętrzu. Na mojej twarzy pojawił się uśmiech, kiedy przypomniałam sobie ile razy tu byłam. Naprawdę uwielbiam to miejsce. Przyglądałam się wielkiemu obrazowi, który przedstawiał Prowansje w najlepszy możliwy sposób, kiedy nagle przed oczami mignęła mi znajoma sylwetka. Od razu poczułam znajome, towarzyszące mi od jakiegoś czasu ukłucie w okolicach żołądka. Lou.Wyprostowałam się nienaturalnie i dalej wpatrywałam się w niego i dopiero po chwili zauważyłam kobietę, która szła za nim. No teraz to dopiero poczułam skurcz w żołądku. Była piękna, wysoka, o blond włosach do pasa i perfekcyjnym uśmiechu. Usiedli kilka stolików przed nami i od razu podszedł do nich kelner. Lou usiadł tyłem do mnie co spowodowało, że miałam idealny widok na jego koleżankę która nie przestawała się do niego uśmiechać. Tak działa Louis. Na wszystkich.

- Ej ziemna do As-max pomachała mi przed twarzą ręką-mówię do ciebie od minuty, w ogóle mnie nie słuchasz, co jest?

- Nic nic-odpowiedziałam lekko potrząsając głową i próbując wymazać z pamięci obraz Lou i tej kobiety. Ale oczywiście nie mogłam.

- Taa nic, wyglądasz jak byś zobaczyła ducha, mów natychmiast o co chodzi-rozkazała.

- Lou tu jest-westchnęłam, a jej oczy od razu podwoiły swoje rozmiary.

- Gdzie?-spytała. Jej ciekawość była widoczna na kilometr.

- Trzy stoliki przed nami-powiedziałam zerkając w tamtą stronę na moment.

- Muszę go zobaczyć-powiedziała z determinacją generała, który zamierzał wygrać wojnę.

- Tylko dyskretnie-nawet nie miałam zamiaru jej tego wybić z głowy. Nie dała bym rady. Jak sobie coś ubzdura to nie ma opcji żeby odwieść jej od tego. Znam ją już trochę i wiem jak funkcjonuje. Jest uparta jak osioł.

- Ok, pójdę do łazienki.

- No to idź-przytknęłam. Kiedy ona zniknęła kelner przyniósł nasze zamówienia. Spojrzałam na swój talerz pełen pysznego spaghetti ale jakoś odebrało mi apetyt. Starałam się nie patrząc ale nie mogłam ciekawość zżerała mnie od środka. Nie mówili głośno więc nic nie słyszałam ale wystarczył mi uśmiech tej kobiety żeby wiedzieć że dobrze się bawią. Lou pochylał się w jej stronę opowiadając jej coś z przejęciem, a ona słuchała go jak zaczarowana. To mi wiele przypomniało. Tak samo kiedyś wyglądała nasza randka, nie, nasze wszystkie randki tak wyglądały. Przełknęłam głośno i otarłam delikatnie oczy, który zrobiły się wilgotne. Nie będę teraz ryczeć. Sama jestem sobie winna i nie powinnam być zazdrosna. Ale cholera jestem! I to tak jak jeszcze nigdy przedtem!

- Wow niezły jest-nawet nie zauważyłam, kiedy max pojawiła się z powrotem na swoim miejscu. Widząc moją niewyraźną minie spytała cicho.

- Jeśli chcesz możemy iść.

- Nie, nie-odpowiedziałam i wysiliłam się na mały uśmiech-zostajemy, to normalne, że będę go widywać i powinnam się do tego przyzwyczaić.

- Jest bardzo przystojny i wydaje się miłym facetem.

- Bo nim jest-odpowiedziałam patrząc na nią smutno-bo naprawdę nim jest.

*

wróciłam do mieszkania wieczorem. Dzisiejszy dzień mimo, że zaczął się tak dobrze skończył się gówniano. Zobaczenie Lou z tą kobietą całkowicie mnie rozstroiło. Był nią tak zabsorbowany, że nawet nas nie zauważył i to było najgorsze.

Zdjęłam niewygodne szpilki i zrezygnowana położyłam się na wygodnej sofie. Przymknęłam oczy i od razu w mojej głowie pojawił się wiadomy obraz. A zaraz potem zaczęłam sobie wyobrażać co będą robić po kolacji.

- Przestań-mruknęłam ukrywając twarz w dłoniach-wcale nie musiało tak być. Mogli się rozstać po kolacji i każde pójść w swoją stronę.

Dlaczego tak bardzo mnie to interesuje? Dlaczego za każdym razem, kiedy go widzę moje całe ciało wariuję. Dlaczego nie mogę znieść myśli o nim i innej kobiecie?

Boże, to chyba nie możliwe...czy ja się zakochałam?

*

Kimberly jest świetną kobietą. Piękną, inteligentną, zabawną. Ale nie jest Astrid. Jej nikt nie może zastąpić. Siedziałem na przeciwko Kim w ulubionej restauracji mojej i Astrid. Nie mam pojęcia dlaczego ją tu przyprowadziłem. Po co? Wiedziałem przecież, że tylko jak przekroczę próg tego miejsca to od razu wrócą wszystkie wspomnienia. Tak jak zwykle, kiedy tu się pojawiałem w ciągu ostatnich pięciu lat.

A jednak ją tu przyprowadziłem i znowu nie mogłem wybić sobie z głowy Astrid. Starałem się, bardzo się starałem. Próbowałem skupić się na Kim, opowiadałem jej różne historie rozśmieszałem ją ale zawsze gdzieś na dnie mojej podświadomości czaiła się Astrid. Zawsze tak było. Każde wyjście z inną kobietą porównywałem do randki z Astrid. Nie mogłem się powstrzymać. To jak by działo się bez mojej woli i zgody. A jeszcze dzisiaj na dodatek czułem jak by był gdzieś obok, jakiś dziwny impuls kazał mi rozglądać się na boki jak by zaraz miała pojawić się przy sąsiednim stoliku.

Nic takiego jednak się nie stało. Czy będzie tak już zawsze? Czy nigdy o niej nie zapomnę? Będzie mnie dręczyć do końca życia? Znam jeden bardzo dobry sposób na to żeby na chwile o niej zapomnieć. I mam zamiar go dzisiaj wykorzystać. I to nie jeden raz. 

Painter || H.S./L.T.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz