Rozdział 1

148 11 2
                                    

- Czy ty masz jakiś problem z głową? Ile razy mam powtarzać, nigdzie nie idę! – krzyknęłam na moją matkę.

Naprawdę, jeśli miałabym wybrać osobę, której najbardziej na świecie nienawidziłam, byłaby nią właśnie ona. Moja własna matka. Niby powinna to być pełna troski i miłości osoba, będąca w stanie oddać za swoje dziecko życie. Ale w praktyce... taa... jasne. W moim wypadku, to się całkowicie nie sprawdzało. W końcu to była tylko teoria.

- Pójdziesz albo nie będziesz mogła nigdzie wychodzić!

- Czy ty myślisz, że twój zakaz coś mi zrobi? Serio? – roześmiałam się jej w twarz. Już kilka razy zakazała mi tego, a ja za każdym razem wymykałam się z domu albo po szkole gdzieś szłam. Czy to problem? Dla mnie? Żaden.

Mama uśmiechnęła się niczym kot z „Alicji w krainie czarów". To nie wróżyło niczego dobrego.

- Zatrudniłam nowych ochroniarzy i szofera. – póki co, nie było to nic strasznego. Szofer to będzie pestka, a co do ochroniarzy, to się jeszcze miało okazać. Jednakże do końca życia, które zapewne będzie krótsze dzięki mojej matce, będę pamiętać uciekanie ochroniarzom. Moja matka pluła sobie w brodę, bo kiedyś zapisywała mnie na wiele ćwiczeń sportowych, również w terenie, przez co ucieczki nagle stawały się czymś banalnym. Mogłam przecież wspiąć się po ogrodzeniu lub skakać po dachach, zostawiając daleko za sobą facetów w garniakach. Gdy o tym pomyślałam, na mojej twarzy chciał pokazać się uśmiech, ale w porę się opanowałam. Matka mogłaby wpaść w szał. A tego najwyraźniej bał się nawet mój ojciec, dlatego w porę zwiał. Szkoda tylko, że nie zabrał mnie ze sobą.

– A po za tym... – matka przywróciła mnie do życia swoim przesłodzonym głosikiem. - ...kupiłam ładne kajdanki. Może chciałabyś się z nimi przywitać?

Patrzyłam na nią oniemiała, całkowicie wyprostowana z otwartymi ustami. Niewiele razy posunęła się tak daleko, ale wiedziałam, że byłaby do tego zdolna. Przerażenie zamroziło krew w moich żyłach. Chciałam powiedzieć sobie, że wszystko to było nieprawdą, że to sen, ale nie mogłam. Po prostu dłużej już nie mogłam. Zamknęłam oczy, próbując odgonić łzy.

Dlaczego ja? Czy zrobiłam coś złego w poprzednim życiu? Czy to zrządzenie losu, boga czy czegoś takiego?

Czemu nie mogłam mieć normalnej rodziny? Mama, tata, ja i może jeszcze jakieś rodzeństwo, zamiast jednej, psychopatycznej kobiety, rzekomo będącej moja rodzicielką. Nie chciałam nie wiadomo jak dużo. Mogłabym być nawet sama. Naprawdę. Od początku życia lub od teraz.

Ale wiedziałam, że nie udałoby mi się uciec, gdybym zechciała być sama od teraz.

Bo raz już spróbowałam. A nawet trzy. Ale to nic. Bo ona mnie odnajdywała za każdym cholernym razem. Nie wiedziałam, jak dokładnie to robiła, najpewniej wynajęła detektywa albo kogoś w tym rodzaju. W każdym razie, w efekcie znowu trafiłam do miejsca koszmarów, teoretycznie nazywanego mianem „dom".

Uniosłam powieki z błagającym wyrazem oczu. Ale nie mogłam liczyć na litość. Zwiesiłam ramiona.

- Gdzie konkretnie idziemy? – spytałam ledwo słyszalnie.

Mamie zabłysnęły oczy i klasnęła w dłonie uradowana z mojej uległości. Jakby to nie było tak, że zawsze na tym się kończyło. Że praktycznie zawsze wygrywała. Spuściłam tylko głowę.

- W mieście odbywa się bal. Zostałyśmy zaproszone.

Bal? Szczerze powiedziawszy, nie spodziewałam się tego. Żyliśmy w końcu w XXI wieku... jacyś ekscentryczni ludzie musieli się tak bawić. Jednak biorąc pod uwagę, jaka była moja matka oraz to, jaką pozycję w tym dziwnym świecie miała, zapewne przez swoje małe imperium biznesowe, idealnie miałyśmy się tam wpasować.

Zagubiona W CzasieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz