Obudziła mnie szklanka zimnej wody na głowie.
- Wstawaj! Już siódma! Szkoła czeka! – wrzasnęła moja matka i wyszła z mojego pokoju, trzaskając drzwiami.
Moim marzeniem zdecydowanie nie był dzień w szkole. Plecy i pośladki bolały mnie do potęgi piątej, i najchętniej przeleżałabym cały ten dzień na brzuchu. Ale nie, trzeba iść do szkoły, cały dzień wysiedzieć na twardych krzesłach i nosić plecak.
Jak ja nienawidziłam poniedziałków!
Jednakże zmusiłam swoje cztery litery do ruchu i zawlekłam się pod prysznic. Ciepła woda nie była dobrym pomysłem na moje obolałe plecy, więc z braku laku zostałam skutecznie obudzona przez lód. Bo to woda być nie mogła.
Wysuszyłam włosy i ubrałam się w jakąś luźną bluzkę i dresy, które były moimi ulubionymi ubraniami po tego typu sytuacjach. Delilah raczej nie miała nic przeciwko mnie ubierającej się samej do szkoły. Miałam choć tyle wolności.
Zrobiłam sobie makijaż, żeby zatuszować oznaki niewyspania. Włosy związałam w końskiego kucyka i zeszłam do kuchni.
- Dzień dobry. – powiedziałam cicho do matki, unikając jej wzroku.
- Dzień dobry, kochanie. – czyli miała teraz humor „jestem dobrą matką". Było to przynajmniej lepsze od „uważaj, bo stąpasz po cienkim lodzie".
Nie byłam zbytnio głodna, więc nalałam sobie tylko szklankę mleka. Moim naturalnym odruchem było picie prosto z gwinta, ale miałam jeszcze trochę instynktu samozachowawczego i chciałam w miarę normalnie chodzić, więc nie narażałam się na dalsze represje.
- Jak się spało?
- Tak dobrze jak da się spać z bolącymi plecami. – powiedziałam oschle, na co tylko wzruszyła ramionami z takim „sama sobie na to zasłużyłaś". – A tobie?
Szczerze, mało mnie to obchodziło, ale chciałam jak najdłużej utrzymać ten stan „mamusi".
- A mnie bardzo dobrze. Miałam przyjemne sny.
Nie chciałam wnikać, co te sny przedstawiały, dlatego umyłam tylko szklankę i wyszłam, żegnając się z Delilah.
- Pa, córciu.
Opuściłam ten dom strachów w szybkim tempie, chcąc być jak najdalej mogłam.
Zadziwiające, ale w czasie spaceru do szkoły podśpiewywałam jakąś piosenkę, nieważne, że nie istniała. I tak, olałam szofera. Nie miałam ochoty na jazdę samochodem i siedzenie. Wystarczą mi drewniane krzesła w szkole. Ponadto nie chciałam spotykać kolejnego upierdliwego typa. Nie cierpiałam tej obstawy z ochroniarzy, którzy na pewno podążali gdzieś za mną, wyróżniając się garniturami wśród tłumu. Nawet nie sprawdzałam, wiedziałam, że tak było.
Bez żadnych wypadków na drodze dotarłam do budynku tortur dzieci i nastolatków. Może te męki nie były aż tak fizyczne i okrutne, jak te, które spotykały mnie w moim domu, ale na pewno nie były one fajne czy przyjemne. Choć zastanawiałam się, czy kiedyś za nimi nie zatęsknię.
Z westchnieniem pokonałam korytarz wypełniony nastolatkami, aż dotarłam do swojej szafki. Wyjęłam potrzebne na kilka następnych lekcji książki i ruszyłam do klasy. W szkole należałam raczej do grupy odludków, która była dość zróżnicowana. Byliśmy niechciani w innych grupach. Upadły sportowiec, niewystarczająco naukowo myślący nerd, zbyt wystrzałowi punkowcy, kilku artystów czy takie dziwactwa jak ja i mój przyjaciel Erick, bo po prostu mieliśmy pecha. Choć może to było błogosławieństwo. Nie byliśmy w centrum uwagi, nie byliśmy bardzo męczeni przez nauczycieli czy uczniów. No, w większości. Czasem przydarzał się taki Logan...
CZYTASZ
Zagubiona W Czasie
FantasyCzas... teoretycznie płynie tak prędko. Ale mnie się dłuży. Żyję każdą sekundą mojego marnego żywotu z nadzieją na lepsze życie... za jakiś czas... I wszystko kręci się naokoło tego czasu. W moim życiu, oczywiście. Odliczam. Mam dość cierpienia. Mam...