Rozdział 2

79 8 3
                                    

Ten ktoś miał zdecydowanie za bardzo umięśnioną klatkę piersiową i brzuch. I pachniał czymś wyśmienicie. Ale najcudowniejsze były jego oczy.

Był to najpiękniejszy odcień zieleni, jaki kiedykolwiek widziałam. Na początku przypominały kolorem wiosenną trawę, a po chwili, kiedy chłopak przyglądał mi się, pociemniały i wyglądały jak ciemnozielone igły. Czułam, że te oczy będą mnie prześladować w snach.

Przeskanowałam jego twarz. Miał pełne usta, przy czym w jednej wardze miał czarny kolczyk. Podobny znajdował się w jego brwi. Ostre rysy idealnie pasowały do ciemnych jak noc włosów, które swoją drogą odstawały w każdą możliwą stronę. Na policzkach miał ślad zarostu. A mogłam to zobaczyć, ponieważ nie miał maski. Czemu jej nie miał? Zielonego pojęcia nie miałam.

Był umięśniony i mimo faktu, że miałam na nogach obcasy, przewyższał mnie o kilka centymetrów. Co oznaczało, że miał ponad 180 centymetrów wzrostu.

W kilku słowach, był diabelnie przystojny i seksowny. I patrzył się na mnie jak na swój deser. Przeszły mnie dreszcze. Nieznajomy nie powinien tak patrzyć na nieznajomą. To musiało łamać konwenanse takich bali. Ale mimo to nie mogłam się odsunąć...

Z oczarowania wyrwała mnie tańcząca para, która wpadła na nas. Wszyscy czworo omal nie przewróciliśmy się.

Tą parą była jakaś starsza pani i starszy pan, których wcześniej na pewno nie było na balu. Ich obecny wygląd mówił, że w przeszłości byli bardzo atrakcyjni, jednak czas odebrał im to.

Już chciałam ich przepraszać, kiedy oni zaczęli się śmiać. Wszyscy troje. Stałam oniemiała, zbita z pantałyku. Czy coś mnie ominęło?

- Przepraszam, naprawdę nie chciałam... pani? – wydusiłam z siebie w końcu.

- Margaret Payne, dla przyjaciół i rodziny Maggie. Nic się nie stało, słonko. – uśmiechnęła się ciepło i dźgnęła palcem mężczyznę, z którym tańczyła. – Ten tutaj obok mnie to mój mąż, Richard.

- Jeszcze raz przepraszam. Po prostu jakoś tak zatrzymałam się tu z...

- ...ze mną, babciu. - wszystkie spojrzenia zwróciły się na zielonookiego.

- Oh, Victor. Nawet cię nie zauważyłam, taka urocza jest ta młoda dama. – zaświergotała kobieta, a ja z zawstydzenia spuściłam wzrok. Kto w ogóle tak się wyrażał?

Szybko połączyłam fakty. Chłopak miał na imię Victor. Jego babcia na nazwisko miała Payne. Czyli... był to Victor Payne. Chłopak, z którym miałam się nie zadawać za wszelką cenę.

Uśmiechnęłam się promiennie. Uwielbiałam wpakowywać się we wszystko, w co nie powinnam.

- Jestem Aiden Parker. Miło mi panią i pana poznać. – wyciągnęłam do starszego państwa dłoń, którą bez żadnych oporów uścisnęli. Jedyne co mnie martwiło, to zaciekawione i zarazem troskliwe spojrzenia jakimi mnie obdarowali.

- A pan? – odwróciłam się do Victora Payne'a, udając głupią.

- Victor Payne, ale mów mi po imieniu. Do usług. – i zamiast uścisnąć mi rękę, pochylił się i złożył pocałunek na mojej dłoni, który trwał chyba chwilę za długo. Poczułam zimno spowodowane metalem w jego wardze. Jednak te przywitanie w przeciwieństwie do spotkania z jego ojcem... było tak przyjemne, jak tylko mogłoby być. I było w sam raz.

Oderwał się i posłał mi gorące spojrzenie, a ja oblałam się rumieńcem. To chyba trochę mnie przewyższało.

- Aiden, mogę tak do ciebie mówić?

Zagubiona W CzasieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz