Rozdział 11

49 7 0
                                    

Mimo że na brzegu mojego umysłu czaiły się myśli o Loganie, to obecna sytuacja skutecznie odciągnęła mnie od błędnego koła, jakim był stan zdrowia blondyna. I tak nie pozostawało mi nic więcej, jak czekać.

A zakupy z Erickiem były jak zakupy z małym chłopcem. Ale że Victor zgodził się z nami zabrać, zastanawiałam się, jak Erick będzie się zachowywał przy nim.

Jak się okazało, Erick dalej dokazywał, a Victor zdawał się być jakby rozluźniony. Chociaż, zauważyłam, że co jakiś czas rzucał zaniepokojone spojrzenia naokoło. Stwierdziłam, że na chwilę obecną zostawię to w spokoju, ale zanotowałam w pamięci, by później go przepytać. Miałam zamiar stać się rasowym strażnikiem teksasu czy po prostu agentem CSI. Jak kto wolał.

Erick zachowywał się w taki sposób, że inni ludzie patrzyli zszokowani, zgorszeni i niespokojni. Na przykład, w co angażował mnie, wpakowywał mnie do wózka na zakupy i pchał jak szalony tak, że nie mogłam nie piszczeć. Albo ślizgał się po posadce, całe szczęście w butach. Lubił też wrzucać nieprzyzwoitą ilość niezdrowej żywności do naszego koszyka. Sama zawsze martwiłam się, że zanadto przytyję, ale on miał magiczną przemianą materii. Diabelnie mu jej zazdrościłam.

Następnie Erick wybrał z cztery opakowania tych samych ciasteczek i kilka paczek popcornu do mikrofalówki. Ja wszystko to skwitowałam śmiechem, a Victor pokręceniem głową. Jednak nie ukrył małego uśmiechu, błądzącego po jego cudnie skrojonych wargach.

- To jak to z tobą jest? – zagadnęłam bruneta, kiedy Erick poszedł szaleć do jakiejś innej alejki.

- Co masz na myśli? – uniósł brew, a moje spojrzenie bezwiednie powędrowało w stronę kolczyka, utkwionego w niej.

- Tak jakby stajesz się rodziną mojego najlepszego kumpla. Fajnie byłoby cię poznać. – wiedziałam, że jest to kiepska wymówka, ale potrzebowałam jakiegoś pretekstu, by móc się do niego zbliżyć. Mówiło się, że najważniejsze jest wnętrze. Także kiedy oczarował mnie jego wygląd, a on już znał moje tajemnice, chciałam poznać jego „wnętrze". Chyba logiczne, tak?

Choćwcześniej się nad tym nie zastanawiałam, wcześniej, kiedy mówiłam o Delilah,nie czułam zbyt wielkiego skrępowania w jego obecności, mimo że był dla mnie praktycznie obcą osobą. A byłam taka otwarta przy Ericku. Tyle rzeczy wyszło z moich ust... Ale jakoś mi to nie przeszkadzało.

- Aha. – to było wszystko. Serio? Zdążył nawijać o nocti z prędkością karabinu maszynowego, a teraz dostawałam nędzne „aha"?

- Rozmowny jesteś, co?

- Mhm.

- To mogę pytać? O co chcę? – nie wiedziałam, czy nie traciłam chęci na rozmowę.

- Mhm.

- To zacznijmy od czegoś prostego. Ile masz lat?

I to pytanie go zatrzymało. Rozejrzał się, sprawdził czy nie ma nikogo obok nas. No dobra, to chyba zaczęłam od niezbyt prostego pytania.

- A na ile wyglądam?

Ostentacyjnie odeszłam krok do tyłu i zmierzyłam go wzrokiem.

- Góra dwadzieścia. Musiałoby to znaczyć, że nie zdałeś.

- Powiedzmy, że tyle mam.

- Powiedzmy? To brzmi tajemniczo.

Westchnął.

- Zapomniałem wspomnieć, że po dwudziestym roku życia wolniej się starzejemy. My – nocti.

Zamrugałam. Co proszę?

Zagubiona W CzasieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz