Rozdział 12

80 6 6
                                    

Rose:
Wszyscy zajadali się plackami. O cisze poprosiła ciocia Anna.
- No więc moi drodzy. Dostałyśmy zlecenie z przyszykowaniem ŚLUBU!- jej normalny głos zmienił się w krzyk.- wujek zakrztusił się kawałkiem placka chłopaki zrobili dziwne miny, dziewczynki zaczeły skakać z radości a my? My czekałyśmy na dalsze wyjaśnienia.
- Wiecie, pierwszy raz mamy tak ważne ''zadanie''. I teraz wybór należy do was. Lecicie (wtf? Dziwnie to wygląda xd~namita) z nami czy przeprowadzacie się do jednego domu, jeszcze nie wiemy którego, mieszkacie razem i jesteście pod okiem pani Harley (to nazwisko).
- Mamo każdy tylko nie ta zrzędząca baba!- na raz krzykneli Amber, Tony i Zack. Zmówili się czy co?
- Oj przestańcie, nie jest aż taka zła.
- Nie! Nie zostawie dzieci pod opieką tej wrednej baby!- wujku, mówiłam ci, że cie kocham?
- Joe!
- No co? Ja sam jej się boje, a dzieci ona mi pilnować nie będzie! Koniec kropka.!
- No dobra, a gdzie jest ten ślub?- zapytała Ami.
- Gdzieś w Irlandii, w Dublinie najprawdopodobniej.
- Ja to bym Dublin zwiedził.- powiedział Tony a wszyscy mu zawtórnowaliśmy.
- Czyli lecicie z nami.
- A co z dziewczynami?- wskazał Zack na ich młodsze siostry.
- One będą przez ten czas u przyjaciółki.
- A na ile?- zapytała moja sis.
- Za tydzień wieczorem (niedziela) mamy samolot, ślub jest w sobote, więc jakieś niecałe dwa tygodnie. Jak dowiemy się więcej to wam powiemy.
- Oki.
Nikt więcej nie zadawał pytań, tylko zjedliśmy resztę rzeczy jakie zostały i wróciliśmy do domu. Jechaliśmy w tym samym składzie.
Może by tak zadzwonić do taty? Nie, ostatnio nie był zadowolony, że do niego zadzwoniłam.
Do mojego tymczasowo pokoju weszłam około 21. Troche byliśmy na tej plaży. Wziełam szybki prysznic i poszłam spac.
Ciuchy Tonemu oddam przy okazji.

Obudziłam się z wielkim w podbrzuszu. Niee, i pięć dni z głowy.
Załatwiłam swoje potrzeby w łazience i ubrałam najzwyklejsze dresy i bluze. Dzień przed telewizorem czas zacząć!
- Dzień dobry.- powiedziałam mało enuziastycznie wszystkim znajdującym się w kuchni.
- Cześć a co to za mi...Aaa!- Vicki ogarneła o co chodzi.- Tosty czy naleśniki?
Odpowiedź oczywista.
- Tosty.- zaczełam się cieszyć jak małe dziecko. Ach te hormony.
Przede mną pojawił się talerz z dwoma tostami. Żyć nie umierać!
Po skończonym, pysznym śniadaniu udałam się do mojego królestwa (czytaj: wielkiego pokoju, z wielkim bałaganem.)
Jest za pięć dwunasta. Za chwile zaczyna się mój ulubiony program. Mam jeszcze chwilkę może wejde na bloga i zobacze co się dzieje pod ostatnim postem.
Loguję się i widzę ponad 10k wyświetleń. WOOW! Ostatnio napisałam jak sobie radzić gdy ma się złośliwe rodzeństwo, w przeciwieństwie do mnie oczywiście. Jestem mega zaskoczona. Dużo miłych komentarzy i w ogóle.
Zaczął się serial "Miłość bez kresu"( tytuł wymyślony na potrzeby opowiadania!)
Po kilkunastu minutach ginie jeden z głównych bohaterów. Rycze jak jakaś nienormalna.
Jakiś ktosiek zaczął dobijać mi się do drzwi powiedziałam ciche "prosze" przez płacz. Moim oczom ukazał się Tony z dwiema reklamówkami wypełnionymi żelkamk, chipsami i innymi słodyczamy.
- Heej, ty płaczesz?- zapytał z troską.
- Ttak znaczy, nie eghh. Oglądam mój ulubiony serial, w którym zginął jeden z głównych i moich ulubionów bohaterów.
- A okej, myslałem że coś się stało. Emm tu masz różne słodycze, chyba wiesz dlaczego.
- No nie wiem.- podrocze się z nim.
- Wiesz o co mi chodzi.
- No właśnie nie.
- No kuźde masz okres nie?
- No, i to chciałam usłyszeć.
- I po to się ze mną droczyłaś? Lepiej uciekaj.
Nic sobie nie zrobiłam z jego słów, choć tego chyba pożałuje.
Brązowooki schylił się nade mną i zaczął mnie.........
.
.
.
.
.
.
Łaskotać!
- To..tony pro..pros..sze ni..e łas..skocz!
- A co z tego będe miał?
- A co chcesz?
- Masarz.
- No chyba sobie żartujesz!- powiedziałam z wielkimi pretensjami.
- Nie.
Chłopak zdją koszulke i położył się na moim łóżku.
- No możesz już zacząć.- teraz zrozumiałam, że się cały czas na niego gapie.- Usiądź mi na udach i masuj!- ostatnie słowo powiedział z radością w głosie jak małe dziecko
Powoli siadłam jak mi kazał.
- Ile ty ważysz?- spytał ze strachem.
- Już schodze! Wiem, że jestem ciężka.
- Nie!- odwrócił się u teraz widziałam zamiast pleców to umięśniony brzuch. Efekt ŁaŁ.- Jesteś taka lekka, że nawet nie czółem, że na mnie siedzisz. Musisz zacząć jeść.
- Nie bo będe gruba.
- Na pewno nie.
Naszą sprzeczke przerwał dzwonek do drzwi.

Gitara🎸 Siema👋
Powracam! Przepraszam, że mnie nie było ale prawie cały tydzień spędziłam z kuzynką i kuzynem i kilkoma (czytaj: trzema) przyjaciółmi.
No i we wtorek byłam na pogrzebie z HappyQueen1 także, no.
Gwiazdkujcie, komentyjcie i do następnego! ;*

~namita

Summer LoveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz