Rozdział 18

48 9 7
                                    

Rose:
Wczorajszy dzień minął dosyć dziwnie.
Każdy siedział w swoim koncie i z nikim nie gadał. Troche słabo ale trudno. Dzisiaj w nocy lecimy do Irlandii.
Ja aktualnie siedzę i pakuję sobie walizkę, tak jak w sumie inni.
Na lotnisko wyjeżdżamy przed 8pm. Lot mamy o 8:36pm. Ale wiadomo, lepiej być wcześniej.
Po spakowaniu poszłam zaglądnąć do siostry.
Ku mojemu zdziwieniu ona spała. Postanowiłam jej nie budzić i ruszyłam do kuchni coś zjeść. Lecz gdy przy wejsciu usłyszałam rozmowe chłpaków to postanowiłam troche posłuchać.
- Stary i co z Olivią?- to napewno był Tony.
- No właśne źle. Chyba zapowiada mi się ciekawy friendzone.- mało co się nie zadławiłam powietrzem. Jeśli słyszałaby to Liv chyba by tu padła.
- Może niee. Podpytam kto komu się podoba i może się czegoś dowiem.
- Oke dzięki, a jak z tobą i Rose?
- No tu właśnie cholera problem. Podoba mi sie jak nie wiem, ale ja jej raczej nie.
Moje oczy w tym momencie to chyba były większe od znaków drogowych, a zdziwienie osiągnęło wszelkie granice.
- No to Tony, jak już będziemy na miejscu zabierz ją gdzieś, spędzicie razem czas, ona sie do ciebie przekona..
- O mondrala mi się znalazł zrób tak z Liv to pogadamy.
Jakoś tak mnie coś podkusiło żeby coś odwalić. Więc po cichu poszłam w stronę schodów i weszłam na kilka pierwszych po czym schodząc "niechcący" się przewróciłam. Stało sie inaczej niż planowałam. Runełam z wielkim hukiem i jak na złość zachaczyłam o stolik z wazonem, który spadł mi na rękę rozbijając sie w drobny mak i kalecząc moją skórę.
Z kuchni jak błyskawica wybiegli chłopaki i nawet sis wyszła z pokoju.
Leżałam na podłodze i nie mogłam sie ruszyć.
- Jezu mała nic ci nie jest??!
- Niiie.- ledwo odpowiedziałam przez zaciśnięte zęby z bólu.
- Zack bierz kluczyki od mojego auta i do szpitala. Liv jedziesz?
- Tak, czekajcie pięć minut, dosłownie.
- Ale po co wy chcecie jechac do szpitala? Przeciez nic mi nie jest.
Próbowałam wstać. Na prawej nodze stanąć nie mogłam w ogóle a gdy podparłam się na skaleczonej ręce- lewej- znowu runełam na ziemie.
- Misia chodź.
Miałam wrażenie ze wszystko przestało mnie boleć po tym jak brunet to powiedział. Ale to bylo chwilowe uczucie.
Tony wziął mnie na ręce i ruszył w kierunku drzwi a potem do auta.
Nagle się ocknełam, że nie mam ani żadnego dokumentu, ani telefonu. Gdy Liv przyszła jeszcze szybko kazałam jej iść.
Moja zwinna siostra szybciutko przyniosła poyrzebne rzeczy i ruszylismy w strone szpitala.
Po drodze Tony co chwilę pytał jak się czuje, i podkreślam że on siedział na środku i cały czas trzymał mnie na rękach.
A w szpitalu....

Summer LoveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz