XXII Nazywam się Victoria Repnina

4 4 1
                                    

Straciłam pamięć kilka miesięcy temu w wypadku lotniczym i z trzy tygodnie temu wróciłam do "domu". Przynajmniej tak słyszę od mojego "narzyczonego" Siergieja. Coś mi w nim nie gra i nie czuję żadnego uczucia do niego, a z resztą on jest rosjaninem, a ja nie mówię wcale po rosyjsku tylko dobrze po angielsku i polsku, jakby były to moje ojczyste języki. Z moim niejakim i nijakim "narzeczonym" w domu mówimy po polsku. Mam niby na imię Victoria, a na nazwisko Repnina. To nielogiczne. Rosjanka z angielskim imieniem. Ale trochę się zgadza. Siergiej mówił, że moi rodzice mieszkali w Cardiff i zgineli gdy miałam 16 lat, a rok przed wypadkiem poznałam go i jego rodzice (których nie znam) mnie adoptowali. Cudaczna historia i wątpię w jej prawdopodobieństwo. Po jakiego diabła para rosjaninów miałaby mieszkać w stolicy Polski? Właśnie zapytam go o to. Jest bardzo podejrzany i jeszcze ta historia o tej kończynie którą mu amputowali przez pożar jak był dzieckiem. Widać, że stracil ją niedawno. Może jest jakimś bogatym wariatem? Cholera go wie.

Zchodziłam z pierwszego piętra apartamentu do kuchni, ale przystałam na półpiętrze, gdy usłyszałam rozmowę. Może z niej coś wywnioskuję skoro nikt nie chcę obdarować mnie prawdą.

-Musicie pamiętać, by dawać jej dawkę codziennie nad ranem, bo inaczej plan pierdolnie. Może wy jedyni z wszystkich polaków jesteście pożądni.

-Oczywiście, proszę pana.

-Ja myślę. Nie chcemy, żeby wróciła jej pamięć. Zemsta ma być z przepychem. Ten frajer Leon ma cierpieć, jak i cała reszta. Kochaś nieźle się wkurzy z tego jak nagram mini porno z udziałem tej dziwki.

Cofnęłam się do góry. Wiedziałam. Czyli za każdym razem, gdy chciał się ze mną przespać to oznaczało to, że chciał się zemścić wysyłając jakiemuś Leonowo porno z moim udziałem? Tak. Kim jest Leon? Pewnie kimś bardziej zaufanym od tego frajera. Trzeba stąd uciec i to jak najszybciej. Ciekawe czym mnie faszeruje. Psychotropy? Zapewne. Weszłam do mojego pokoju i wzięłam pierwszą lepszą książkę, bo usłyszałam odgłosy czyjegoś chodu. To ten debil.

-Hej.-Uśmiechnął się. Teraz zauważyłam w tym uśmiechu pogardę i sztuczność.

-Hej.-Udałam uśmiech.-Coś się stało? Usiądź.-Teraz odegram teatr mojego życia. Huhu i załatwię go tak, że nic z niego nie zostanie.

-Łączność padła, Daniel ma urlop, a zaufany specjalista może być dopiero za godzinę.

-Znam się na elektronice i tych sprawach. Przypomniało mi się, że chodziłam do klasy z podobną specjalizacją, ale nie mogę przypomnieć sobie z dokładnie jaką. Tak czy inaczej mogę to sprawdzić, a jak będą potrzebne klucze to zadzwonię do ciebie i mi doniesiesz. Co ty na to?- Teraz się zacznie. Wymyśliłam to w tym momencie. Spieprzę właśnie dziś. Parę razy już obserwowałam jego wspołpracownika z nim na dachu i pomagałam mu, a w sumie robiłam to za niego.

-Prawie skończyłaś studia, gdyby nie wypadek przez pilota mojego helikoptera, ale o zmarłych się źle nie mówi. Mogłabyś sama iść? Mam parę spraw, więc byłoby super, gdybyś spróbowała to naprawić.- Takie honorowe wypowiedzenie, choć złożone ze steku bzdur i to krwistych.

-Jasne. Wezmę kurtkę, telefon i tam pójdę.

-Zadzwoń za poł godziny jak idzie, jeśli nie będziesz potrzebować mojej pomocy.

-Okay.- Podeszłam do garderoby.

-Victoria?

-Tak?

-Uważaj na siebie.

-Nie przypomniało mi się, żebym była niezdarna.-Zażartowałam. Zaufał mi. Nie jestem zła w te klocki z udawaniem.

-Nie jesteś. To za pół godziny zadzwoń. Pamiętaj.

-Będę.-Nie będę dupku. Przebrałam się w grube, czarne rurki, swetr w tym samym kolorze, ubrałam skarpetki i kozaki, a do tego parkę do której ubrałam szal i czapkę. Nie ma to jak ubrać się cała na czarno, aby nikt nie zwrócił na ciebie uwagi tylko dlatego, że uciekasz od jakiegoś psychopaty. Ciekawe jak nazywam się tak naprawdę. Anastazja to ładne imię lub Nel, Konstancja. Może też mam jakieś nietypowe, bo w to, że mam na imię Victoria to nie chce mi się wierzyć. Walić to jak mam na imię. Pójdę na ten dach, odczekam pół godziny, zadzwonię do typa i po tym na policje, zjadę windą awaryjną i do wiem się na komendzie kim jestem. To jest dobry plan. Prosty. Łatwy. Znalazłam jakąś torbę i spakowałam dwa dresy, nowe adidasy z kartonu, parę koszulek i bieliznę, jeansy. Ciekawe jak sobie poradzę bez żadnych pieniędzy.

Czas. Start!

Poszłam do windy na holu w mega szybkim tępie. Każdemu by się spieszyło? Śpieszno mi wkońcu do upragnionej wolności. Jestem już na dachu i rozglądam się. Usiądę sobie. Ostatnie 2 minuty. Tak szybko zleciał czas.

-Hej. Niedługo będzie wszystko działać. Będę za dwadzieścia minut.

-Czekam z niecierpliwością. Możemy zamówić dziś co chcesz. Co ty na to?

-Brzmi dobrze.

-To kończ i wracaj szybko.

-To do zobaczenia.

-Pa kochanie.- Chyba zrzygam się tu. Rozłączył się. Genialnie. Teraz tylko zadzwonić po policje i nura na dół. Wybiorę numer alarmowy i opowiem co się tu odpierdala. Porwanie to dobre określenie? Może być.

-Halo? W czym mogę pomóc?

-Zostałam po...-Nie dokończyłam i oberwałam. Plan się jebnął... Kapitalnie.

Druga część opowieści już wkrótce.

Kłamstwa zdobią moją skórę Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz