XIX Kłamstwa zdobią moją skórę.

7 5 1
                                    

Myślę, że powinnam zrobić nowy tatuaż pod blizną od kuli na udzie. Wiem jaki. Mianowicie: znak nieskończoności, a pod nim napis "ciągłe kłamstwa", po polsku i angielsku. Paradoks, ale zabawny i bardzo ironiczny. Myślę też nad relistycznym sercem z przebijającym się pociskiem przez jego bok, na klatce piersiowej, pod obojczykami i po obu stronach po dwie róże. Większa, czarna, a mniejsza, czerwona. Obie będą dzikie z kocami. Ułożone na sobie, jakby na grobie z uciętymi końcami na ukos, tak jak robią to kwiaciarki.

Praktycznie każdy mój plan, czy idea był, była wymyślony w ułamek sekundy. Tak mam jakoś od czasów gimnazjalnych. Odkąd wróciłam do Europy.

Pobudka była prosta. Kochany telefon mnie obudził swoim wkurzającym dźwiękiem. Co ustawiłam tam jakąś miłą dla ucha piosenkę to od razu, z automatu zaczynałam jej nienawidzić. Cóż wyłączyłam brzęczydło i pozwoliłam Leonowi spać dalej. Ubrałam się w luźne jeansy z dziurami i koszulę koloru thaki, a do tego czarne Vansy. Lekko też się umalowałam i upięłam włosy w koński ogon. Jako, że mam już kartki to napisałam Leonawi, że biorę jego auto i zostawiłam mu kasę na taksówkę. Napiszę mu jeszcze sms-a, bo może nie zauważy kartki. Nałożyłam plecak, schowałam portfel i telefon, a z kieszeni spodni chłopaka zabrałam dokumenty i kluczyki do samochodu. Ruszyłam na dół, zatrzaskując za sobą uprzednio drzwi i ruszyłam do pojazdu. Odpaliłam z łatwością auto. Droga do szkoły nie zajęła mi długo, ponieważ ja nie jadę zbytnio przepisowo i jechałam autostradą, a nie miastem. Nie lubię w ciągu dnia jeździć po mieście. Nienawidzę pseudo, długoletnich kierowców. Stwierdziłam, że mam na tyle czasu, by kupić jakąś sałatkę i sok. Po szkole powinnam zrobić jakieś zakupy, bo zbankrutujemy na zamawianiu gotowych dań lub chodzeniu po restauracjach, a przeprowadzamy się do USA i trzeba jechać zrobić tą mature w Polsce jeszcze. Muszę pogadać wkońcu z Leonem o tym, bo trzeba to wysłać do uczelni.

Lekcje dłużyły się w nieskończoność, aż nareszcie zadzwonił ostatni, oczekiwany dzwonek. Wyszłam szybkim krokiem z sali od Biologii i skierowałam się do auta. Nie spotkałam dziś, ani Lucasa, ani Weronikii. Dziwne, ale nie niepokojące, więc nie mam czym się martwić co do tej sprawy. Poszłam do auta, a za klamką była karteczka:

Mam nadzieję, że dostałaś moje zaproszenie. Sądzę, że mogłabyś się zerwać na chwilkę z balu dla mnie i wszystko wkońcu załatwmy. Będę czekał w lesie za szkołą, a dokładnie w okolicach obalonej sosny na brzegu jeziora. To nie jest prośba. Ty masz tam być.
                                 Wiesz kto XOXO

Czyli poprzednia kartka była zaproszeniem. Moim skromnym zdaniem, nie wyglądało to jak zaproszenie. Autor wiw niby lepiej. Niby.

Tak czy inaczej w drodze do sklepu wymyśliłam już plan. Zerwę się pod pretekstem pójścia do toalety i w rzeczywistości tam będę, ale tylko po to, aby się przebrać i wyjść kolejno: na podwórze i do lasu. Muszę ukryć torbę w jakiejś nieużywanej sali i zabrać klucz. Szkoda sukienki na takiego sukinsyna.

Zaparkowałam auto na wyznaczonym miejscu parkingowym i poszłam wybrać prowiant, bo jedzenie wszystkiego na zimno trudno inaczej nazwać i w dodatku musi być wytrzymałe na letnią temperaturę.

Kłamstwa zdobią moją skórę Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz