Pierwszy

591 33 3
                                    


– Słucham?! – wrzasnęła kobieta, a jej policzki momentalnie przybrały rubinowy kolor – Ja? Astronautą? Na to powinny być jakieś uprawnienia, czy coś. Albo chociaż powiniśmy przeprowadzić jakieś testy, przecież ja...

– Tak, wiemy, nie jest pani astronautką – przerwał jej mężczyzna, lekko poirytowany jej paplaniną – Jednak tylko pani jest w stanie nam teraz pomóc! To dla dobra ludzkości!

Kobieta zrobiła naburmuszoną minę, zaciskając zęby, czy ten mężczyzna naprawdę nie rozumiał, co ona traci, zgadzając się na jego głupawą propozycję? Przecież ma mieszkanie, które musi spłacać, pracę do której nie będzie miała możliwość wrócić, no i rybki w akwarium! Jak mogłaby porzucić swoje rybki?

A jednak, ta myśl była kusząca, mąciła jej w głowie, zaprzeczała wszystkiemu w co ta młoda kobieta wierzyła, a to było niezwykle podniecające. Wystarczy że się zgodzi, skorzysta z szansy od losu, kto wie, może wtedy jej życie stanie się lepsze?

– Czy tak właśnie tworzy się bohaterów? Bo słuchając pana, ja skoczyłaby pod pociąg, ale może na innych to działa, moralność i te sprawy, tak?

Mina mężczyzny zrzedła, jednak chwilę później, grymas na wiekowej twarzy, zmienił się w szeroki uśmiech. Podrapał się po niemal łysej głowie i poprawił dobrze skrojony garnitur, co trochę speszyło kobietę, która stała w wiekowych trampkach i za dużym T-shirt'cie, z logo jakiegoś rockowego zespołu.

– Cóż, na tym polega moja praca, tak w jednej tysięcznej, a więc, pani Black?

Kobieta wcisnęła się głębiej w wygodny fotel, drogiej limuzyny, nie ruszyła nawet lampki wina, ta burżuazja była dla niej czymś kompletnie obcym. Ona miała własny sposób na relaks.
I choć miała pieniądze, a raczej mieli je jej rodzice, którzy zapłacili za naukę córki w akademi nauk ścisłych, ona wolała na wszystko zarobić sama, co wcale nie było łatwe, będąc kimś jej pokroju.

– Czyli, jestem waszą ostatnią nadzieją – mruknęła, ta myśl napawała ją swego rodzaju władzą

Jej towarzyszy pokiwał smutno głową, mamrocząc coś o tym że ta wyprawa to szaleństwo. I pewnie miał rację.

– Zgoda – odparła w końcu – Polecę w kosmos i zbadam te niesłychane gatunki, ale proszę karmić moje rybki i może kota sąsiadki, Hadesa, często mnie odwiedza.
Tak poza tym, to liczę na duże wynagrodzenie.

Uradowany i szczerze zdziwiony mężczyzna, zaczął jej dziękować, a potem zapukał w szybę i podał kierowcy adres.

– Nie ma co zwlekać, pani Black, ruszamy wieczorem, w tym czasie zdąrzymy panią przygotować i wtajeminczyć w plan, pozna pani również całą załogę!

Jedyna myśl która przychodziła jej do głowy, gdy gnali Nowojorskimi ulicami, to 'w co ja się do diabła wpakowałam', ta misja była czystym szaleństwem, ale jeśli przeżyje, będzie miała o czym opowiadać Hadesowi, tak, to pewne.

Gdy dotarli na miejscę, czyli do dużego budynku, na obrzeżach miasta, wyglądającego jak opera, bądź po prostu ogromna kopuła, a Ann jakimś cudem przeszła testy sprawności, omal nie wymiotując panu Colinowi na buty, jak również zdąrzyła przyswoić sobie najważniejsze rzeczy, przyszła kolej na poznanie towarzyszy niedoli.

– Proszę pamiętać też o sposobie odżywiania – pouczył pan Colin – Nie którzy uczą się tego przez lata, pani nie miała tego szczęścia, ale liczę że...

– Nowa? – dobiegł ich zachrypnięty głos.

Przed nimi stanął wysoki chłopak, miał żyjące swoim życiem brązowe włosy, które sięgały mu do lini szczęki, gdzie zawijały się lekko. Orzechowe oczy miały w sobie wesołe ogniki, a karnacja zdradzała latynoskie pochodzenie. Ann z zaskoczeniem stwierdziła że jest on całkiem przystojny, choć nie w jej guście.

– Nowa – skinęła głową – Mów mi Ann.

– To właśnie jest Leo – wciął się pan Colin – Jest pilotem waszego statku, a zarazem głównym prowadzącym i astronautą.

Leo posłał jej rozbawione spojrzenie, mówiące że mógłby się sam przedstawić.
Obok niego stanął chuderlawy chłopak, mający całą twarz w piegach, na co Ann się uśmiechnęła. Chłopak poprawił okulary, spadające mu na skraj orliego nosa, następnie skinął jej głową, w pełnym zamyśleniu.

– A to Simon, on również będzie wam towarzyszył – wtrącił pan Colin.

Mężczyzna podrapał się po głowie, nerwowo przeczesując nieliczne kosmyki włosów.

– Na statku powinien też być James, cóż, jest pani wielka, wciąż nie mogę w to uwierzyć, to szaleństwo, to czyste szaleństwo.

Ann pokiwała głową, ona również nie mogła w to uwierzyć, ale ciekawość zwyciężyła, tak samo jak nieodparta chęć przygody, mimo wszystko, to działo się za szybko, stanowczo zbyt szybko.

– Proszę karmić moje rybki – Powiedziała ze słabym uśmiechem, co Simon skwitował parsknięciem

Ruszyła za mężczyznami, słabym krokiem, nogi miała jak z waty, serce biło jej jak oszalałe, ostatni raz powtórzyła sobie wszystko czego się dziś nauczyła, jednak wszystko to wciąż za mało.

Strój astronauty okazał się naprawdę niewygodny i ogromny, jednak nie stanowiło to głównego problemu, ważniejszą rzeczą była toaleta, jak na ironię Ann nie słuchała jak się z niej korzysta, a sama myśl o zapytaniu się któregokolwiek z nich, napajała ją irracjonalnym przerażeniem.

Pokład okazał się mniejszy niż to sobie wyobrażała, no i miał mniej tajemniczch guziczków niż na filmach, co było nieco rozczarowujące.
Również sztuczna grawitacja była włączona, więc nie mogła sobie polatać, kolejna rzecz która sprawiła że miała ochotę stąd wyjść.

James dał się poznać jako miły chłopak o jasnych oczach i zdeterminowanej postawie, mimo to Ann zapragnęła damskiego towarzystwa.

– Denerwujesz się? – zagaił Leo, gdy już uporał się z jej pasami

– Tak, bardzo – odparła zgodnie z prawdą, żołądek podchodził jej do gardła, a dłonie były istnym basenem – Nie mogę uwierzyć w co ja się wpakowałam.

– Tak to już jest, pani profesor, ja też nie planowałem zostać astronautą, ale to dla mnie wielki dzień. Przygotowywałem się do niego przez pięć lat, nieźle co?

Dziewczyna zmierzyła go wzorkiem, nie wyglądał na więcej niż 28. Więc albo to gen młodości, albo ten chłopaka poświęcił na to swoje najlepsze lata, to musi być wspaniałe uczucie. To dzień jego spełnienia.

– Jesteś istnym dowodem na to, że marzenia się spełniają – zażartowała

Leo popatrzył na nią z uśmiechem, wręcz nie mógł usiedzieć w miejscu.

– Dziwny ten świat, co?

– Tak, bardzo dziwny.

I wystartowali, nieświadomi tego co ich czeka, może i dobrze, że jej nieznali, niektóre rzeczy powiny zostać nieodkryte.

×××

I mamy pierwszy rozdział, starałam się w nim zamieścić całe wprowadzenie, żeby przy następnym rozdziale mógł się już pojawić Loki.
Co myślicie?

Happy_Black_Cat a w szczególności ty, co myślisz, Cynamonie?
Wreszcie skończyłam i jest 1005 słów!

Iluzja Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz