Pietnasty

205 18 5
                                    

– Jesteś pewien książę, że to zadziała? – zapytał ktoś niskim głosem

Loki uniósł brwi, spoglądając z wyraźnym niesmakiem na olbrzyma. Skinął głową, splatając dłonie za plecami.

– Ale panie... – głos olbrzyma wydawał się drżeć z niepokoju – Nie sądzę by o n a się na to zgodziła.

– Nie ma wyboru – Loki wzruszył ramionami, uśmiechając się z wymalowanym na twarzy okrucieństwem

Chwilę później bóg kłamstwa rozsiadł się wygodnie na złotym tronie, opierając głowę na palcu wskazującym, a usta zakrywając pięścią, uniósł lewą brew w zamyśleniu.

– Niedługo to wszystko będzie moje i tylko moje. A wtedy wszyscy będą musieli się mi pokłonić. – lodowaty śmiech rozniósł się echem po sali, tworząc wokół mężczyzny mroczną aurę.

– Moje i tylko moje – powtórzył, jakby sam do siebie.

*****

Świat spowił mrok gdy zaniepokojony bóg piorunów znalazł trupio bladą Ann, wpatrującą się pustym wzrokiem w nicość.

Nie ruszyła się nawet na centymetr gdy do niej podszedł.
Nie odezwała się ani słowem gdy zapytał ją co się stało.
Nie protestowała gdy jego silne ramiona otuliły jej bezwładne ciało.

Zamknęła zmęczone ciągłym wpatrywaniem się w jeden punkt oczy, oddychając z trudem. Gdy ponownie je otworzyła leżała w jego jedwabnej pościeli, wdychając jego specyficznie ostry zapach.

Rzeczywistość ją przytłoczyła, miażdżąc ogromną falą smutku gdy do niej dotarło co się stało zaledwie dobę temu.
Przez chwilę zastanawiała się gdzie do licha podziało się jego ciało... pamietała że trzymała go w ramionach a potem... potem była tylko nicość.

Nie ośmieliła się ruszyć, bojąc się że jeśli to zrobi, rzeczywistość ją zniszczy.
Czuła się zrozpaczona, zastanawiając się czy kiedykolwiek znów będzie w stanie się uśmiechnąć.
To wszystko była jej wina, jej wina. Tylko jej.
Dlaczego była tak okropnie uparta, dlaczego nie potrafiła się pogodzić z losem, wtedy i teraz. 

To ona powinna umrzeć. Nie on.

– Ann. – nie odwróciła się, zaciskając pięści na pościeli – Ann, co się stało?

Nie odpowiedziała, nie podnosząc nawet wzroku gdy Thor usiadł obok niej.

– Ann, zaklinam cię, powiedz mi co się stało. – jego głos wydawał się kojący, ale nie na tyle żeby poczuła ochotę wykrzyczenia mu tego wszystkiego w twarz.

Milczała, czując jak pochłania ją mrok. Sekundy mijały a ona nie czuła się wcale lepiej. Na samą myśl o tym chciała skulić się i nigdy więcej już nie poruszyć.

– Ann.

– Zabiłam go.

Mężczyzna otworzył szeroko oczy, a na jego twarzy wymalował się szok. 

– Co?

– Zabiłam go! To wszystko moja wina, moja wina! – ta jedna chwila wystarczyła by się rozpadła. Po jej policzkach zaczęły spływać łzy, których nie potrafiła kontrolować – J-ja... Chciałam wrócić do domu, tak bardzo chciałam wrócić do domu... i wtedy pojawiła się ona, powiedziała że mnie tam zabierze jeśli dam jej tiarę i... i Loki wiedział, dał mi tiarę, a potem powiedział że chce w zamian jej krwi, a ta buteleczka... musiałam po nią wrócić i ona mnie złapała i... i wtedy on się tam pojawił, uratował mnie. Poświecił się dla mnie... to moja wina, zginął przeze mnie, zabiłam go, zabiłam...

– Kto? Loki? – Thor wydawał się nie przekonany, jakby wieść o śmierci brata go nie przejęła – Nie wierzę, on... Posłuchaj, znam mojego brata, Loki nie jest w stanie do poświęceń, a nawet gdyby to zaplanowałby bardziej spektakularną śmierć. Gdzie jest jego ciało?

Zmarszczyła brwi, czuła się dziwnie skonsternowana. Dlaczego nie był zły. Dlaczego wiadomość o śmierci brata go nie przejęła. Powinien być na nią wściekły. Powinien...

– Z-zniknęło. – wyjąkała, marszcząc brwi, definitywnie widziała jego śmierć,  trzymała do na kolanach, ale nie pamietała co było dalej, jakim cudem znalazła się na łące ani gdzie podziało się jego ciało

– Zniknęło? – zagrzmiał, podnosząc się gwałtownie – Stara sztuczka. To już kiedyś miało miejsce.

Ann nic nie powiedziała, czując wzmagającą ją senność. Przed oczami stawało jej się ciemno. Świat wirował. Ostatnim co zobaczyła nim dopadła ją nicość była zdruzgotana twarz Thora, wołającego jej imię.

                               ****

Stała pośrodku ogromnej sali, całej ze złota. Nie potrafiła dostrzec w tym przepychu piękna, nie widziała żadnej wartości w złocie.

Odziana była w olśniewająco piękną suknię, przyległą do ciała, z rozcięciem sięgającym całą długość od bioder. Czuła się w niej niekomfortowo, niemal jakby była naga.

W sali panował półmrok, zakłócany jedynie przez nieliczne świece. Ku jej zdumieniu była boso, zrobiła krok w przód instynktownie wyczuwając czyjąś obecność, jednak nikogo nie ujrzała.

– Chcesz go uratować? – zagrzmiał głos dochodzący zewsząd i znikąd równocześnie

– Kogo? – odwróciła się – Lokiego? On nie żyje...

– Mylisz się, możesz go uratować,  możesz go ocalić, możesz...

Zrobię to. Tylko powiedz mi jak... jak go uratować.

Nadchodzą złe czasy, złe czasy... wojska potrzebują przywódcy, wygrana jest blisko... przywódca cię potrzebuje, musisz stanąć po jego prawicy by poprowadzić nas ku zwycięstwu, tylko tak go ocalisz... tylko tak ocalisz nas.

Przed oczami stanęła jej wizja ślubu, ślubu z Lokim, jeśli to miało go uratować, to zrobi to, tym razem na prawdę, chociaż... zastanawiało ją jakimi prawami rządzi się ten świat że coś takiego było w stanie wrócić kogoś z zaświatów.

Chyba że on wcale nie był martwy.

Iluzja Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz