Hej człowieku! Przeczytaj potem notkę na dole!– O czym miałabym ci opowiedzieć? – zaczęła, patrząc na swoją zabandażowaną dłoń, następnego ranka po feralnej nocy, Miram przejęta jej raną, omal nie dostała zawału na ten widok – O szczęściu? Smutku? O życiu i śmierci? Zdradzie i wybaczeniu?
Siedziała na trawie, złudnie przypominającej tą z Ziemi, a może to była ta sama trawa, tylko bardziej zielona? Bawiła się źdźbłem, próbując zająć czymś ręce, wszystko byle tylko nie patrzeć mu w oczy, niemal tak samo zielone jak wszystko co ich otaczało.
Skinął głową, przyglądając się jej uważnie.– Czym jest szaleństwo? – zapytał, przybierając ten wyraz twarzy, który mógłby określić jako 'firmowa uśmieszek numer dwadzieścia sześć', a może raczej brak uśmiechu, jego przystojna twarz nie miała wtedy wyrazu, dla Ann było oczywiste że o czymś myśli, ale nie była w stanie domyśleć się o czym, nikt nie był.
– Szaleństwo – powtórzyła, wciąż unikając jego spojrzenia – Szaleństwo to bezosobowa odmienność, coś czego boją się ludzie, bo tylko najsilniejsi z nich byli w stanie ją okiełznać, a wtedy dzieją się wielkie rzeczy, czasem złe, czasem dobre, zawsze wielkie.
– Uważasz że jesteś szalona? – przekrzywił głowę
– Uważam że ty jesteś szalony. Określiłabym cię jako socjopatę z zapędami do sadyzmu, ale nie pokazujesz tego, nie skrzywdziłeś mnie, choć mógłbyś, nie dlatego że mnie żywisz do mnie jakieś uczucia, Odyn jeden wie jakie, tylko dlatego że jestem ci potrzebna, co będzie potem?
Gardzisz moim gatunkiem.Uśmiechnął się, w ten dobrze znany ironiczny sposób, ale Ann mogłaby przysiąc że było w tym uśmiechu coś więcej, może nie radość, ale zadowolenie, to był ten sam uśmiech którym wpływa sam na usta gdy miło spędzasz czas, oczywiście z domieszką ironii.
Nawet nie próbował zaprzeczać, jakby każde jej słowo było prawdą, którą on wreszcie przestał ukrywać.– Teraz moja kolej – ułożył usta w dziubek, jakby miał zacmokać i pokręcił głową – Boli cię to co? Ta naiwność, bezradność, widok Thora, wgłębi siebie jesteś taka jak ja, zepsuta, zżera cię zazdrość, nieładnie Ann. Dobrze wiesz że tak naprawdę nic nie znaczyłaś, aż tu nagle stoisz przed takim wyborem, oh, ty chcesz uciec, dlatego tak tęsknisz za tą żałosną planetą, tam byłaś nikim ale nie musiałaś decydować, biegnij, ile sił w nogach i tak nie uciekniesz, nie od przeznaczenia.
Parsknęła śmiechem, wyrzucając źdźbło trawy gdzieś w przestrzeń. Nie przejęła się jego słowami, w końcu wiedziała że to prawda, prawda z którą dawno się pogodziła. Nic nie było w stanie odwieść ją od jej planu. Potrzebowała tylko tiary i wróci do domu.
– Kiedy? – spytał
– Co kiedy? – zmarszczyła brwi, unosząc wzrok znad trawy
– Kiedy na to wpadłaś, interpretuj to do woli – kąciki jego ust uniosły się ledwo zauważalnie do góry
Przez chwilę jej serce zabiło mocniej i szybciej, jakby lada chwila chciało wyrwać się jej z piersi, o czym mówił?
A co jeśli hipotetycznie chodziło mu o jej próbę zdrady?
Pokręciła powoli głową, nabierając powietrza w płuca, wciąż zastanawiała się jak to możliwe że tlen tu ma taki sam skład, umożliwiający jej normalne funkcjonowanie.– Kiedy doszłam do wniosku że jesteś wysoko funkcjonującym socjopatą? – roześmiała się, skrywając zmieszanie, nie zamierzała poruszać tego tematu pierwsza – To wbrew pozorom dość proste, jesteś inteligentny, napędza cię zazdrość i nienawiść do brata, ciagle nad czymś myślisz i nie dajesz tego po sobie poznać, poza tym jesteś bogiem, księciem, synem Odyna, dlaczego nie miałbyś gardzić wszystkim innym? Widać to po twojej arogancji. Thor taki nie jest.

CZYTASZ
Iluzja
FanfictionUmarła. Naprawdę? Los poraz kolejny zakpił z boga kłamstw. Ale co jeśli on ma inne plany? Gdy ożywia Ann, Ziemską kobietę, która nieszczęśliwie ląduje w Asgardzie, sprawy zaczynają się komplikować. Loki zakpił ze Śmierci, za co musi ponieść srog...