O, cholera.To jedyne co przyszło jej do głowy, gdy olbrzymka rzuciła się na nią z dzikim rykiem szaleńca.
Nigdy nie sądziła że znajdzie się w takiej sytuacji, ale gdyby jednak, to miała niemałą pewność że jej reakcja nie będzie polegała na bezmyślnym wpatrywaniu się przed siebie, a raczej na pisku, krzykach i uciekaniu.
Zamiast tego zmarszczyła brwi, przeklinając w każdym możliwym, znanym sobie języku, a mogła pochwalić się znajomością nawet hebrajskiego.
Rzuciła się przed siebie, dopiero w chwili gdy ręka olbrzymki chybiła o cale od złapania jej.
Pilnuj buteleczki idiotko! – przypomniała zgryźliwie jej podświadomość, kiedy z całych sił pruła do wyjścia
Nie odwracała się za siebie. Obejrzała w życiu zbyt wiele horrorów by wiedzieć że każdy kto się obrócił nie dożył nawet do reklam. A ona naprawdę liczyła na przeżycie. Więc biegła, czując jak powietrze umyka jej z płuc, a nogi odmawiają posłuszeństwa.
Miała ochotę zacząć krzyczeć i tak też zrobiła, gdy będąc u progu jaskini zobaczyła toczącą się krwawą butelkę tuż za Angerbodą, która walczyła z łańcuchami w pełnej furii.
– Nie uciekniesz, mała Midgardcka zdradzicielska suko! – wysyczała, potrząsając łańcuchami
Nie, nie, nie!
Bez tego cholerstwa nie wrócę do domu! – pomyślała, z całego serca przeklinając Lokiego i obiecując sobie że przy następnej okazji obetnie mu włosy przez sen.Zbierając w sobie resztki odwagi, które pojawiły się tylko dzięki oszalałej adrenalinie, znaczących tylko tyle, że to co zamierza było czystym obłędem i z punktu widzenia osób trzecich – samobójstwem, pobiegła wprost w paszczę lwa.
Angerboda uśmiechnęła się szeroko, przypominając teraz bestię, bardziej niż kiedykolwiek. Jej usta stały się wąskie, sine, a w miarę proste zęby zastąpiły tysiące igiełek ostrych jak brzytwa.
Oczy, ciemniejsze od otchłani zdawały się poszerzyć, tracąc jakiekolwiek podobieństwo do człowieka, zarazem pochłaniając całą przekrwioną biel.Tym razem Ann nie sprzyjało szczęście, które jakby drwiło z jej naiwności. Skąd pomysł że wywinie się i tym razem, skoro za pierwszym ledwo uszła z życiem? W chwili gdy miała się prześlizgnąć pod jej nogami, olbrzymka która jakby tylko na to czekała, podchwyciła ją szponiastą dłonią.
Ann jednak nie zdawała się tym przejmować, nie szalała też ze strachu. Była raczej... mocno zirytowana.
Mimo wszystko miała wreszcie wrócić do domu, a tymczasem zaraz zginie z rąk jakiejś przerośniętej, rzędnej zemsty kobiety, która z pewnością nie wie jak dbać o swoje szpony. Ani o oddech.– Zdrajca – zawyła, zaciskając mocniej dłoń na talii Ann.
Nie obchodził ją ból, była wściekła. Nie poznawała samej siebie, ale gdzieś podświadomie wiedziała że to dobra zmiana. Nie chciała umrzeć, nie z rąk kogoś takiego.
– Puszczaj! – westchnęła, jakby to co mówi miało chociaż znaczenie – Dotrzymałam umowy, puść... – próbowała się wyrwać, na marne, uścisk był niczym imadło – Dostałaś to czego chciałaś, masz tiarę, pozwól mi odejść!
Po jaskini rozniósł się szaleńczy śmiech, nie zwiastujący nic dobrego.
– Głupia. Może mogłabym dać ci odejść, ale sama zdecydowałaś o swoim losie, w momencie gdy przypieczętowałaś z nim swoją umowę. – roześmiała się gardłowo – A teraz zginiesz.
![](https://img.wattpad.com/cover/82344995-288-k840029.jpg)
CZYTASZ
Iluzja
FanfictionUmarła. Naprawdę? Los poraz kolejny zakpił z boga kłamstw. Ale co jeśli on ma inne plany? Gdy ożywia Ann, Ziemską kobietę, która nieszczęśliwie ląduje w Asgardzie, sprawy zaczynają się komplikować. Loki zakpił ze Śmierci, za co musi ponieść srog...