Ósmy

309 28 4
                                    


Nie! Tylko nie to! Tylko nie on! Skąd on się tu w ogóle wziął?
No tak, tego mogła się spodziewać, w końcu tu mieszka. I jest księciem.
A to pałac.
Oczywistym było że w końcu się spotkają.
Ale dlaczego dziś, dlaczego akurat w tej chwili?
Nie, to musi być zły sen, zaraz się obudzi zakopana w pościeli, wstanie, nakarmi kota sąsiadki, zrobi sobie kawę i wróci do nudnego życia, bez większych perspektyw.

Zacisnęła powieki, kurczowo trzymając się koszuli Lokiego. Bała się odwrócić.
Miała nadzieję że za chwilę się obudzi.
Mijały sekundy.
Minuty.
Wciąż czuła na sobie drażniące spojrzenie, trzech par oczu.

Loki posłał bratu zwycięski uśmiech, obejmując kobietę ramieniem. W jego głowie powoli zaczął roić się kolejny diabelski plan.

– Ann – powtórzył Thor, głośniej, z większą pewnością w głosie

Odwróciła się, jej serce biło jak oszalałe. Czuła się winna pocałunku, bo to oznaczało że mu uległa, że wybrała drugiego brata, którego nawet nie lubiła.
Zdradziła Thora, zdradziła siebie.
Nawet jeśli to nic nie znaczyło, nawet jeśli Thor ją wykorzystał, to wciąż ona popełniła błąd.
Ale czy mogła nazwać to błędem, jeśli sama tego chciała, a nawet jej się podobało.

Czuła jakby ktoś pozbawił ją tlenu, nadzieji, ostatniej iskierki życia, jaka w niej pozostała.
Nie chciała go skrzywdzić.
To nie miało tak wyglądać.

– Nie można się zakochać w ciągu kilku dni, prawda? – wyszeptała, drżącym głosem

Nie oczekiwała odpowiedzi. Nie była nawet pewna do kogo kierowała te słowa. A jednak, jego niski, zachrypnięty głos dobiegł do jej świadomości.

– Można pokochać kogoś w jeden dzień. W ciągu jednego dnia dzieją się najważniejsze rzeczy, rodzimy się, umieramy, poznajemy i zakochujemy się, w jeden dzień.

Wciąż nie była w stanie spojrzeć mu w oczy.
Wciąż trzymała się kurczowo dłoni Lokiego, jakby to miało ją wybawić od odpowiedzialności za swe czyny.
Wciąż nienawidziła się za to co zrobiła.

– Myślałem że, no cóż, może że... – podniosła głowę, odważając się spojrzeć mu w oczy – To już nieważne, Ann. Myliłem się co do ciebie.

Sif uśmiechnęła się zwycięsko, przytulając się do ramienia Thora. Nie odtrącił jej, na co bardzo liczyła Ann, która poczuła szczyptę zazdrości.

– Thor, kochanie... – zaczęła bogini świergoczącym tonem

To wystarczyło aby w Ann zapłonął ogień. Zacisnęła pięści, mierząc Sif morderczym spojrzeniem. Była zazdrosna, choć nie powinna. Tak samo jak nie powinna nic czuć, a jednak czuła. Zdradzieckie serce.

– Teraz moja kolej – warknęła, podchodząc do Thora – Posłuchaj mnie ty podły, dwulicowy, zakłamany... ugh! Jak mogłeś, hm? Dobrze się bawiłeś, wykorzystując mnie?! Ale byłam naiwna, głupia, gdy ci uwierzyłam. – chciała go zranić, chciała żeby cierpiał, chciała go zniszczyć, ale czy posunięcie się do tak radykalnych środków była odpowiednia? – Cieszę się że wychodzę za mąż za Lokiego, on przynajmniej nie był tak dwulicowym dupkiem jak ty.

Nie odpowiedział. Patrzył jej w oczy, jakby miał nadzieję że za chwilę zacznie się śmiać, oznajmiając że to wszystko to tylko kiepski dowcip. Pragnął by to powiedziała, żeby zaczęła się śmiać. Dlaczego tego nie robiła? Gorzka prawda wciąż do niego nie docierała.

– Thor – odezwała się Sif, próbując opanować nieposkromioną radość, jakże by przecież wyglądała w takiej sytuacji, mimo wszystko wiedziała że właśnie wygrała. Kosztem smutku swego ukochanego, ale jakie to miało znaczenia jeśli w końcu był jej?

Zabawne, bo nie była jedyną osobą która mogła zacząć świętować, kosztem drugiej, równie istotnej w tej grze osoby.
Ann i Thor byli sobie w tej chwili równie bliscy co dalecy.

Loki obserwował całą sytuację z nikłym uśmiechem na twarzy. To było doprawdy komiczne, jak rzeczy toczyły się po jego myśli, a jeśli swój cel mógł osiągnąć kosztem brata, to nic lepszego już nie mogło go spotkać. Szkoda że nie wiedział na czym polega życie, mimo swego wieku i pozycji. Mogłoby się wydawać że tą oczywistość powinnien już wiedzieć, niestety pycha robiła swoje nawet z tak inteligentnym bogiem, jakim był Loki.
A mianowicie, że los jest przewrotny, a szczęście ulotne, więc po każdym uniesieniu spadamy w dół, aby ponownie wzbić się ku niebu.
Tylko że tym razem upadek będzie bolesny, a może nawet śmiertelny.

– Ann – wtrącił Loki, kładąc dłoń na jej tali, wzdrygnęła się pod wpływem jego dotyku, ale nie próbowała go powstrzymać - Chcesz iść do ogrodu?

Spojrzała na niego pełna szoku. Właśnie powiedziała coś czego będzie żałować do końca swoich dni, a on tak po prostu beztrosko oferował jej spacer po ogrodzie.
Cóż, dlaczego by nie.

– Oczywiście, Loki, uwielbiam spędzać z tobą czas, a ogród to taki świetny pomysł – odparła ironicznie

– Świetnie skarbie – Jego uścisk miażdżył jej ramię, w niemej groźbie

– Ann, ja... – Thor jakby rażony piorunem nagle odzyskał mowę, zagradzając jej drogę – Myliłem się co do ciebie, nie jesteś warta moich uczuć. Nie jesteś warta niczyjej miłości.

I odszedł. Zostawiając ją bez sił, z zaszkolnymi oczami, osuwającom się po ścianie. A za nim pobiegła Sif, z wymalowanym, fałszywie współczującym uśmiechem.

A Loki? Loki nadzwyczajniej w świecie nic sobie z tego nie robił, uśmiechając się jakby właśnie wyszedł z teatru, na którym obejrzał dobry choć mało efektowny komedio-dramat.
Jego plan powoli zaczynał się wcielać w życie, kosztem życia Ann, choć zapomniał o istotnej rzeczy, jaką był fakt że śmierć przyszła po swoją zapłatę.

×××

Aloha!
Postanowiłam że rozdziały powinny się pojawiać w soboty, co tydzień, bądź dwa, zależnie od tego czy moja wena nie zrobi sobie wakacji i nie ucieknie na Venus.

Dziękuję wszystkim za czytanie tego, choć chociażby ten rodział nie należy do najlepszych.

Trzymajcie się!

Iluzja Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz