Lily Potter niewidzącym wzrokiem wpatrywała się w okno. Siedziała na parapecie w pokoju swojego synka, który właśnie smacznie spał. Jamesa nie było już od godziny. Zastanawiała się, co mogło go zatrzymać. Nigdy, od czasu, kiedy to się zaczęło, nie znikał na tak długo. Bała się. Nie przeżyłaby, gdyby coś mu się stało. Ona i Harry potrzebowali go. Potrzebowali kogoś, kto będzie ich osłaniał. Rozumiała jego potrzebę spełniania obowiązków, ale tak strasznie pragnęła, aby siedział tutaj z nią i nie wychodził. Dopóki działali razem, nie miała z tym problemów, ale teraz ona nie mogła ryzykować. Mieli dziecko. James uważał, że jeśli jemu się coś stanie, ona sobie poradzi. Przecież było dookoła nich tylu ludzi, którzy w każdej chwili mogli oddać za nich życie... Zostałaby w dobrych rękach. Ciągle powtarzał, że Harry nie może stracić matki. Nie może i koniec. Żeby przypadkiem nie skończył jak ON. Ten, który to wszystko rozpętał. Cały ten terror zaczął się właśnie przez NIEGO. Nawet nie próbowała myśleć, co wyprawiał i planował w tym momencie.
Spojrzała w stronę łóżeczka. Mały Harry był taki bezbronny. Tak długo oczekiwała dziecka, że teraz nie wyobrażała sobie życia bez niego. Uczucie, jakim go obdarzyła, siłą przewyższało samą miłość. Niestety, nie znała innego określenia na to. Gdyby on ich znalazł, bez zastanowienia stanęłaby między nimi. A wiedziała, że szukał miejsca w którym się ukrywali. Nie wolno im było wychodzić z domu, ale czasami James nie wytrzymywał i łamał zasady. Zakładał swoją pelerynę niewidkę i spotykał się z członkami Zakonu Feniksa. Nigdy nie proponował jej, by poszła z nim. A ona nigdy nie prosiła. Ryzykowała wiele puszczając go samego, ale jeszcze więcej, zostawiając Harry'ego pod opieką zupełnie obcej osoby.
Trzasnęły drzwi frontowe. Z dołu dobiegł ją miękki głos męża, który informował o powrocie do domu. Była pewna, że to on, ale nie mogła sobie pozwolić na przeoczenie czegoś. Wzięła różdżkę, zeszła na dół i wycelowała prosto w Jamesa.
- Jakimi słowami James zwracał się do mnie w szkole, kiedy chciał mnie sprowokować? - Zapytała podejrzliwie.
- Evans, umówisz się ze mną?! Krzyczałem to nawet wtedy, kiedy stałaś na trybunach podczas meczu lub na drugim końcu korytarza, w klasie podczas lekcji, wszędzie, gdzie się dało. Ponieważ zakochałem się w twoich oczach. - Odpowiedział, śmiejąc się.
Lily się uśmiechnęła. Tak, to jej wybranek.
- Nie krzycz, mały niedawno zasnął. - Skarciła go.
- A ty nie powinnaś zadać mi jakiegoś bardziej złożonego pytania? Każdy w szkole mógł to usłyszeć i nas zdradzić. - Powiedział, wnosząc ją na rękach do salonu i kładąc delikatnie na kanapie.
- Nie sądzę, aby go obchodziły twoje sposoby na podryw. Jakie wieści przynosisz? Czy w Zakonie wszystko w porządku?
James westchnął. W jego oczach nagle pojawił się nieopisany ból. W pierwszej chwili miała wrażenie, że próbuje jej o czymś nie mówić, ale w końcu usiadł obok i otworzył usta. Nie wydobył się z nich żaden dźwięk. Spróbował znowu, ale po raz kolejny się nie udało. Ukrył twarz w dłoniach.
- Lily, Dorcas... Przyszedł do niej. Dzisiaj rano znaleźli ją w mieszkaniu. Mówią, że zabił ją osobiście.
Kobieta wstała. Podeszła do półki, na której stały zdjęcia i spojrzała na jedno z czasów szkolnych. Zrobiła je na piątym roku nauki, wtedy kiedy jej przyjaciółka zaczęła umawiać się z Syriuszem. Obie się na nim wesoło uśmiechały. Naprawdę, nie znała drugiej takiej czarownicy. Została obdarzona wielkim talentem. Jeżeli zginęła, to nie z własnej winy. Po prostu on jest silniejszy. I rośnie w siłę coraz bardziej. Gdyby nie darzyła Petera tak wielkim zaufaniem, pomyślałaby, że kwestią czasu jest dla niego znalezienie ich kryjówki.
CZYTASZ
Światło w ciemności
FanficDookoła ból i cierpienie. Tajemniczo znikają ludzie szanowani w świecie czarodziejów, jak nikt inny. Każdy każdego podejrzewa, nikomu nie można ufać. Przyjaciel okazuje się wrogiem, wróg przyjacielem. W Anglii panuje terror. Już nigdzie nie można cz...