5. Podejrzenia

198 15 0
                                    

Od czasu pamiętnego starcia na ulicy Pokątnej w Zakonie nikt nie czuł się bezpiecznie. Każdy na każdego patrzył spod byka, nikt nikomu nie ufał. Szczególnie podejrzliwy stał się Syriusz, który przy każdej nadarzającej się okazji przesłuchiwał Lupina i Glizdogona. Wiedział, że temu ostatniemu nie wyjdzie to na dobre z uwagi na fakt, że wyglądał coraz gorzej, ale czuł, że tak trzeba. Sytuacja pogarszała się z każdą chwilą; Śmierciożercy zdawali się przewidywać każdy ich ruch, każdy krok, każde posunięcie. Black zaczął nawet się niepokoić, że plan, jaki stworzyli, aby ochronić Potterów przed śmiercią, zacznie się walić. Włożyli wiele pracy, aby się powiódł a teraz wszystko , dosłownie wszystko, wisiało na włosku.

Na dole usłyszał huk. Odwrócił się od okna w swoim pokoju i spojrzał w kierunku drzwi. Wiedział, że to Peter znowu coś upuścił. Doprawdy, nie rozumiał, co się z nim ostatnio dzieje. A może zawsze był taki strachliwy? W szkole przez cały czas przebywał w towarzystwie Remusa, Jamesa i jego samego, przez co zapewne posiadał w sobie więcej odwagi. Tak naprawdę dopiero niedawno, kiedy wstąpił do Zakonu, musiał nauczyć się działać samodzielnie. Łapa odczuwał swego rodzaju wyrzuty sumienia, że nie wpadło im do głowy, aby go tego nauczyć. Wiele mogłoby to zmienić a może nawet zadziałałoby na ich korzyść. Niestety, teraz jest już za późno.

- Syriuszu. 

Odwrócił się. W progu sypialni stał Albus Dumbledore. Po jego minie można było wywnioskować, że nie przynosił dobrych wieści, co oczywiście nie oznaczało, że nie przynosił też tych złych. Jednak w obecnej sytuacji brak dobrych wieści, był złą wieścią.

- Witaj, Albusie. W czym mogę ci pomóc?

- Przychodzę do ciebie z gorącą prośbą. Posłuchaj, bardzo się cieszę, że to ty zostałeś Strażnikiem Tajemnicy domu w Dolinie Godryka.

Syriusz zmrużył oczy. Przynajmniej profesor nie domyślał się, że jest nim ktoś zupełnie inny. 

- Napijesz się na dole herbaty? A może Whiskey Ogdena? - Zaproponował uprzejmie.

- Nie, dziękuję. Wolałbym, abyśmy zostali tutaj. Muffliato. - Rzucił zaklęcie w stronę drzwi, po czym zamknął je. Następnie podszedł do obszernego fotela i rozsiadł się w nim. 

Łapa przyglądał mu się badawczo. W końcu Dumbledore przemówił.

- Jak wiesz, ktoś z Zakonu jest szpiegiem Lorda Voldemorta. Nie będę ci teraz mówił tutaj, kogo podejrzewam a kogo wręcz przeciwnie. Chciałbym cię jednak prosić, abyś był szczególnie uważny w stosunku do osób, których zachowanie w jakikolwiek sposób uległo zmianie. Nie ma znaczenia, czy będzie to twój przyjaciel, czy ktoś, kogo poznałeś dopiero po ukończeniu szkoły. Pamiętaj, że nie chodzi tutaj tylko o pokonanie Riddle'a, ale o życie trójki niewinnych ludzi. To oni są w tej chwili naszym celem a dokładniej - ich ochrona.

- Nie rozumiem... Dlaczego prosisz akurat mnie, abym obserwował... - I nagle Syriusz zrozumiał. - Prawie nikt z tu obecnych nie ma pojęcia o tym, że zamieniam się w psa. 

Dumbledore skinął głową. 


- Jakie wieści mi przynosisz, sługo? - Zapytał.

Niski, korpulentny czarodziej o dosyć masywnej (jeśli to właściwe określenie) sylwetce skulił się w sobie na dźwięk tego głosu. 

- Nie najlepsze, P-p-panie. - Wyjąkał. - Dzisiaj w Kwaterze Głównej pojawił się Dumbledore. Nie mogę b-być pewien, ale wydaje mi się, że przyniósł jakieś wieści o Potterach, mój Panie.

Postać w długiej pelerynie w kolorze najgłębszej czerni uniosła wysoko brodę i  spojrzała uważnie na klęczącego przed nim człowieczka. Taak, ten niezdarny, łysy prawie doszczętnie pomagier Potterów mógł mieć rację. Jeśli sam Dumbledore pojawiał się w jakimś miejscu, niósł ze sobą jakieś wiadomości, niekoniecznie dobre dla niego.

- Hmm... Mam dla ciebie zadanieeee... 

Skulony człowieczek nagle się ożywił. W jego oczach pojawił się groźny błysk, który jednak po sekundzie zgasł, oraz żądza krwi.

- Znajdziesz osobę wystarczająco naiwną, aby w razie...kłopotów być w stanie zrzucić winę na nią. Pamiętaj, musi to być ktoś z Zakonu Feniksa. Nie ktoś, kto dopiero co dołączył, o nie, co to, to nie, nie możemy sobie pozwolić na taki błąd. Wybierz kogoś z otoczenia Potterów. Najlepiej kogoś, kto ma dostęp do dzieciaka.

Szpieg gorliwie pokiwał głową. Kiedy Voldemort wstał i minął go nie obdarzając nawet jednym, krótkim spojrzeniem, uznał że może odejść. Wciąż cały się trząsł. Czy to wśród aurorów, czy Śmierciożerców, czuł się zastraszony i niedoceniony. A przecież tak się starał. Robił wszystko, co w jego mocy, aby zadowolić Czarnego Pana. Może gdyby w końcu zdradził mu miejsce pobytu poszukiwanych przez niego czarodziejów, zyskałby dożywotnie uznanie? A gdyby osobiście zamordował ten pomiot mieszańców...i złożył u stóp swojego Pana? Czy wtedy stałby się jego prawą ręką?

Myśli o władzy i potędze zawsze towarzyszyły jego życiu. W szkole trafił do złego domu, już wiedział, że powinien znaleźć się w Slytherinie. W dodatku przez cały czas, przez siedem cholernych lat, musiał żyć w cieniu innych. A teraz? Teraz rósł, stawał się kimś ważnym, kimś, kto dąży do sukcesu i toruje sobie drogę do niego zręcznie, gładko i dyskretnie, aby nie wzbudzić podejrzeń "wśród swoich". Dążył do celu po trupach, po trupach ludzi, których przecież nie tak dawno temu nazywał przyjaciółmi a teraz oddałby własne życie, aby ich wszystkich ukatrupić. A najlepsze w tym wszystkim było to, że nikt nawet go nie podejrzewał. Bo niby jak? Przecież był taakii słabyy... Chociaż ten cały Black, hańba rodziny, Gryfon z krwi i kości (na to określenie miał ochotę zwymiotował, napluć komuś w twarz, zabić) chyba się czegoś domyślał. Od jakiegoś czasu uważniej mu się przyglądał. Gdyby tylko znalazł jakiś sposób, aby się go pozbyć...

I nagle go olśniło. 


Syriusz przekroczył próg domu. Szlag by to trafił. Glizdogon gdzieś się teleportował. Ufał mu, ponieważ to on był głównym i najważniejszym ogniwem, które chroniło ich przyjaciół, ale skoro Dumbledore cieszył się, myśląc że został nim on sam, musiał mieć jakiś powód, aby nie ufać nikomu innemu a to już należało brać pod uwagę. 

Nagle przypomniał sobie swój sen. Peter czający się w kącie sypialni małego Harry'ego, Voldemort śmiejący się głośno a u ich stóp martwe ciała Lily, Jamesa...i ich dziecka. Och, jakież to było straszne. 

Czy możliwe było, aby przyjaciel mógł ich zdradzić? Szczególnie taki, który nigdy się nie wychylał? Syriusz z całego serca usiłował wierzyć w niewinność najbliższych mu osób, ale nic nie był w stanie poradzić na to, że od dłuższego czasu dręczył go jakiś dziwny niepokój. Powoli zaczynał żałować, że nie przyjął funkcji Strażnika Tajemnicy, tylko powierzył ją komuś innemu.

- Łapa. - Z kuchni wyszedł Remus. - Gdzieś ty się podziewał? 

- Coś się stało? - Zapytał Black zmęczonym głosem.

- Dołohow razem z kilkoma innymi napadł dzisiaj na dom jednego z Prewettów.

Syriusz zbladł.

- Gideon i Fabian nie żyją. 

Światło w ciemnościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz