4. Z rodziną najlepiej na zdjęciu

213 20 0
                                    

- James, ty pacanie, setki razy tłumaczyłam ci, jak się korzysta z telefonu! Czego ty jeszcze nie rozumiesz? - Lily ze zrezygnowaniem opadła na fotel. Kilka dni temu udało jej się zamontować telefon w domu i przechodziła stan załamania nerwowego, ponieważ jej małżonek najwyraźniej nie był w stanie sobie z tym poradzić.

- Kochanie, wiesz przecież, że jeśli chodzi o mugolskie wynalazki, to jestem beznadziejny. - Powiedział z miną smutnego psiaka.

- Ooo, nie wątpię. KOCHANIE.

- Ekstra. Super. Widzisz, synku? - Dodał, zwracając się do Harry'ego. - Mamusia strzeliła foshdwjh...

Nie dokończył. Zaklęcie "język w supeł" trafiło go tak nagle, że nawet nie zdążył się zorientować. 

- Co tam mówisz, misiu? Ojojoj, Harry, tatuś chyba chce znów być niemowlakiem, skoro tak słodko gaworzy. O, jaki słodziak, jaki kochany, jaki pulchny! - Szczypała go w oba policzki, robiąc głupie miny, jakby naprawdę zwracała się do dzidziusia. 

- Hajdhjwehjewk... Hswdwhew, Liddnsj? Jidj...

- Hmm? Oj, niestety, nic nie rozumiem.

W tym momencie James wyjął swoją różdżkę i  napisał w powietrzu :

"ODCZARUJ MNIE, BŁAGAM!"

- Dlaczego sam tego nie zrobisz? Aaa, no tak, przecież dzidzia nie umie mówić! Nie umie dzidzia mówić?! - Droczyła się z nim dalej.

Mały Harry siedział w kojcu i śmiał się głośno. Machał rączkami i pokazywał na tatę, który też ledwo powstrzymywał wybuch śmiechu. 

- No dobra. Niech ci będzie. - Po czym machnęła różdżką i zręcznie odczarowała męża.

- Przemoc w domu... No wiesz, Lily? Mnie?! Mnie atakować? Świat się kończy, świat się kończy...

- To nie mów dziecku takich rzeczy! Wcale się nie obraziłam!

- W tym momencie twoja mina mówi mi co innego. - Odpowiedział, śmiejąc się w głos, ponieważ Lily stała z rękami założonymi na piersi i tupała nogą.

- No, już dobrze. Po prostu wytłumacz mi jeszcze raz, jak się używa tego saksofonu...

- Telefonu...

- Czy jak tam...

Przez kolejne dwie godziny James usiłował zrozumieć, dlaczego każdy, kto posiada takowe urządzenie, jest dostępny pod innym numerem. Raz nawet udało mu się zadzwonić gdzieś, ale na szczęście nikt  nie odebrał. W końcu, dumny z siebie, że potrafi sam wystukać numer, założył ręce za głowę i rozłożył się na dywanie.

- Może zadzwonimy do Petunii? - Zapytał.

Lily zakrztusiła się lemoniadą, w wyniku czego Harry wypluł smoczek, aby dać upust swojej radości. Nigdy nie dogadywała się dobrze z siostrą. Ich kontakt zepsuł się jednak doszczętnie dopiero wtedy, kiedy w wieku jedenastu lat sowa przyniosła jej list z Hogwartu. Petunia przez te wszystkie lata krzyczała, że nienawidzi magii, że ona nie istnieje a szkoła, z której przyszedł list, jest tak naprawdę zakładem dla ciężko obłąkanych. W rzeczywistości skrycie jej zazdrościła. Kilka razy została przyłapana na przeglądaniu jej ksiąg z zaklęciami a raz nawet próbowała ukraść jej różdżkę. 

- Nie sądzę, aby to był dobry pomysł. - Odparła, marszcząc brwi.

- Nie uważasz, że powinna wiedzieć, co się u ciebie dzieje? W ogóle ktoś poinformował ją, że grozi ci niebezpieczeństwo?

- James, oczywiście, że tak! Nie zmienia to faktu, że gdy ostatnio ją widziałam, raczyła rzucić we mnie plackiem jagodowym, trafiając mnie prosto w twarz i powiedzieć, że nie chce mnie więcej widzieć... Mówiła też, że liczy na to, iż w końcu ktoś "od nas" mnie wykończy.

- Tego mi nie powiedziałaś...

- Mówiłam ci, że nasz kot zlizał potem ze mnie...

- Nie, Lily, nie mówiłaś mi, jakimi słowami cię pożegnała.

Lily usiadła na dywanie obok niego i wzięła małego na kolana.

- Wyleciało mi  z głowy. Poza tym nie ma się czym przejmować. Odzywała się do mnie w taki sposób za każdym razem, jak wracałam do domu. W wakacje, święta... Ciągle musiałam tego słuchać.

- To dlatego w ostatnim roku nauki nie chciałaś wracać, prawda?

Nastała chwila ciszy.

- Powiedzmy sobie szczerze. Czy ja miałam do czego wracać? Rodzice nie mogli z tym nic zrobić, gdy tylko się odzywali, obrywali za mnie. Dlatego też od razu po szkole wyprowadziłam się z domu.

James spojrzał na nią, mrużąc oczy.

- Z rodziną najlepiej na zdjęciu, widzisz, nic na to nie poradzimy. - Uśmiechnęła się do niego ciepło , po czym szybko dodała. - To takie niemagiczne przysłowie.

- Ale... Ty naprawdę nie chcesz wiedzieć, co u niej? Czy jest bezpieczna?

- Jest pod stałą obserwacją, ona i Vernon. Ktoś z Zakonu zawsze ich pilnuje. 

Jasne, że chciała osobiście się dowiedzieć, co u niej! Co za głupie pytanie!  Nie zamierzała jednak tego robić, dopóki nie będzie miała pewności, że Petunia nie zmiesza jej z błotem. Poza tym... Wolałaby nie przeprowadzać takiej rozmowy telefonicznie a jak na razie nie mogła wystawić nosa poza własne podwórko, na które zresztą nie wychodziła z obawy na fakt, że stanie się świadkiem jakiejś straszliwej sceny. 

- Petunia to straszna jędza. - Powiedział nagle James.

- Tak samo, jak ty, kiedy się nie wyśpisz. - Odparowała, jednocześnie uchylając się przez zaklęciem powodującym łaskotki.

- Jełopie, dziecko patrzy! - Krzyknęła.

- I barrrrdzo dobrze, niech się uczy! W przeciwnym razie pozwoli swojej kobiecie dominować w domu!

- Ehh, James, kochanie, nadal JA tutaj dominuję. 

James udał, że bardzo go ta informacja zaskoczyła.

- Kocham cię. 

- Ja ciebie też, Liluś.

- To było do kota. - Powiedziała, wskazując podbródkiem na białą kuleczkę, która ocierała się o dywan.

- Ale żeby nie było ci smutno... Łap całusa. 

- Pocałowała go tak, jak jeszcze nigdy tego nie robiła. Przez krótką chwilę poczuła się tak, jakby dopiero co się poznali. Miała wielkie szczęście, dając mu szansę. Teraz, pomimo problemów i zagrożenia, stanowili szczęśliwą rodzinę. Nie zmieniły się oczywiście ich zwyczaje, nadal na każdym kroku się przekomarzali a James wykorzystywał dosłownie każdą okazję, aby jej dokuczyć. A to wszystko tylko i wyłącznie z miłości. 

- Wow, a za co to? - Wymruczał jej do ucha.

- Za nic. Kocha się za nic. A teraz marsz do łazienki! - Zakomenderowała.

- Mmmm, wspólna kąpiel? James luubiii.

Lily spojrzała na niego wymownie.

- Daruj sobie, zasuwaj po sprzęt do mycia podłóg, trzeba tu posprzątać. - W obecnej sytuacji czuła się lepiej, kiedy robiła porządek bez używania czarów.

- Dobrze, królowo. Co tylko sobie zażyczysz. Ale wieczorem...

- Jak Harry zaśnie. No, już , zasuwaj. Kuchnia twoja.

James się zawahał.

- Wolałbym odkurzać...

- Nie, bo znowu odkurzysz nam kota. - Odpowiedziała stanowczo, ale śmiechu już nie udało jej się powstrzymać. 

Pamiętała, jaka była na niego wściekła, kiedy nie zauważył Magica  i próbował wciągnąć go odkurzaczem razem z kurzem. Biedny kiciuś, tak się wkurzył, że zdemolował calutki salon! Droga porcelana jej teściowej poszła się... No, nie ważne co, ale nigdy nie lubiła tych gryzących filiżanek.

Harry zaklaskał radośnie. Nagle złapał kota za ogon, przyciągnął do siebie i swoimi małymi rączkami czule go przytulił.

Lily poczuła, jak na ten widok topnieje jej serce. 

Światło w ciemnościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz