Wieść o ciąży Lily rozeszła się błyskawicznie. Cały Zakon stawał na głowie, aby wzmocnić ochronę Potterów. Każdy pragnął osobiście życzyć im wszystkiego najlepszego oraz przynieść jakiś prezent dla dziecka. Nieuniknione było więc to, że prędzej czy później dowie się o tym również i Severus Snape. Profesor Dumbledore poinformował go o tym któregoś słonecznego dnia na początku sierpnia; wcześniej nie mieli okazji się spotkać i ciągle się mijali. Gdy w końcu im się to udało, Snape nie miał do powiedzenia niczego przyjemnego.
Będąc na służbie u Czarnego Pana usłyszał, że Śmierciożercy planują pierwszego września jakoś wedrzeć się do Hogwartu i przejąć władzę w nim. Dla Voldemorta już nie miało znaczenia to, czy Albus w nim jest, czy go nie ma... Dla niego już w ogóle nic się nie liczyło. Był o krok od zamordowania swojego małego wroga, o krok od pozbycia się swojego jedynego prawdziwego zagrożenia. Myślał, że kiedy zaatakuje szkołę, odwróci uwagę dyrektora od miejsca, w którym dziecko się ukrywało i od Zakonu Feniksa, co pomoże mu niespodziewanie rozbić stowarzyszenie.
- Więc uczniowie nie są już bezpieczni... - Wymamrotał Dumbledore, patrząc w błękitne niebo. Obok niego Snape z kamienną twarzą obserwował ludzi, którzy w codziennej gonitwie usiłowali ze wszystkim zdążyć. Siedzieli w jednym z pokoi w Dziurawym Kotle.
- Są bezpieczni, dopóki ty tam będziesz. Jednak jestem zdania, że powinieneś zając się Zakonem. W obecnej sytuacji musimy chronić więcej niż tylko trzy istnienia.
- Zadziwia mnie troska, z jaką wypowiadasz się o jej jeszcze nienarodzonym dziecku, Severusie.
- Nie przyszedłem tutaj, aby z tobą dyskutować o swoich uczuciach. Jeżeli nie masz mi nic więcej do powiedzenia, po prostu sobie pójdę.
- Zaczekaj, mam do ciebie jeszcze jedną prośbę.
- Taaak? - Zapytał Snape, przeciągając sylaby?
- Od jakiegoś czasu ktoś donosi Voldemortowi o naszych planach i posunięciach. Nie ulega wątpliwości, że jest to ktoś z najbliższego otoczenia, ktoś z Zakonu. Chciałbym, abyś dowiedział się, kto i jak długo, zgoda?
Severus skinął głową. To zakończyło spotkanie.
W Zakonie wrzało jak w ulu. Aurorzy, słysząc o planowanym ataku na Hogwart wpadli w szał. Każdy miał coś do powiedzenia, nie było osoby, która nie chciałaby iść tam na służbę. Frank Longbottom, który miał rocznego synka, usiłował przekonać swoją żonę, aby została z dzieckiem. Alicja z kolei próbowała namówić go, aby zrezygnował i został w Londynie.
- Nie możemy pozwolić na to, aby Voldemort przejął szkołę, czy chociażby Ministerstwo! - Krzyczał Syriusz. - Nie ma opcji, żeby do tego doszło! Jednak nie zmienia to faktu, że nie możemy wszyscy nagle porzucić swoich obowiązków, aby chronić uczniów! Ludzie, błagam was, nie zapominajcie, dla kogo naprawdę walczymy...
Kilka osób przytaknęło gorliwie. Pilnowanie Potterów i dbanie o ich bezpieczeństwo, od początku było ich głównym priorytetem. Nie mogli teraz tak po prostu o tym zapomnieć.
- Syriusz ma rację. Słuchajcie, część z nas jak najbardziej może, wręcz musi, jechać we wrześniu do Hogwartu. Niestety, nie możemy wysłać tam większości. Potrzebujemy ludzi tutaj. - Powiedziała McGonagall.
Wreszcie w salonie na pierwszym piętrze domu przy Grimmuald Place nastała cisza. Do ludzi powoli zaczynało docierać, jaka jest prawda.
- W takim razie, kto z nas jedzie? - Zapytała Emmelina.
- To jest kwestia do uzgodnienia.
Po tym jednym zdaniu zebranie dobiegło końca. Dumbledore wyszedł już w połowie, musiał jak najszybciej skontaktować się z zaufanymi mieszkańcami Hogsmeade, aby przygotowali się na ewentualne zamieszki. Cała reszta rozeszła się równie szybko, co przyszła. Każdy spieszył się do swoich rodzin i do pracy. W końcu Syriusz i Emmelina zostali sami.
Zeszli na dół, aby w kuchni zrobić sobie herbatę i w spokoju jeszcze raz wszystko przeanalizować. Oboje bardzo chcieli pomóc przy zabezpieczaniu zamku. Mimo tych szczerych chęci żadne z nich nie mogło opuścić swoich stanowisk w Londynie. Emmelinie nie wolno było przez najbliższy czas opuszczać domu. Moody bał się, że Riddle podejmie się kolejnej próby uśmiercenia jej. W ciągu ostatnich dwóch miesięcy stracili więcej ludzi od niego. Prawie żadnego Śmierciożercy nie udało im się pozbyć.
Po pogrzebie Gideona i Fabiana na jakiś czas zawiesili działania w terenie. Nie było to łatwe, zważywszy na sytuację, w jakiej się znaleźli przez ciążę Lily. Teraz musieli częściej wychodzić na zwiady, częściej i szybciej przechwytywać najbliższe plany wroga. Ponieważ chodziło o więcej niż tylko wygranie wojny.
W Dolinie Godryka atmosfera była cudowna. James cieszył się jak dziecko, gdy dowiedział się, że po raz drugi zostanie ojcem. Co prawda trochę się przestraszył, ale nie z powodu ciąży, tylko z powodu tego, że chyba nie był to najlepszy moment na kolejne dziecko, skoro tak trudno było im ochronić jedno. Postanowili jednak, że zrobią wszystko, co w ich mocy, aby ocalić i Harry'ego, i nowego członka rodziny.
Lily była w siódmym niebie. Nie mogła jednak pozbyć się niepokoju o swoich najbliższych. Szczególnie martwiła się o Remusa, ponieważ Voldemort podobno zaczął werbować w swoje szeregi coraz więcej wilkołaków. Słyszała, że nie dawał im wyboru, podobnie zresztą jak wszystkim innym. A wiedziała, że Lunatyk prędzej zginie niż da się wciągnąć do grona jego zwolenników. Ciężko było jej myśleć, że miałaby żyć bez niego. Był jej przyjacielem.
Coraz częściej zastanawiała się także, co słychać u Severusa. Nie wspominała o nim na głos przy Jamesie, co troszeczkę ją dobijało, bo nie miała kim o tym porozmawiać. Chciałaby, aby w końcu się pogodził z jej mężem i wtedy może zostałby ojcem chrzestnym jej dziecka. Ale nie... James nigdy się na to nie zgodzi. Zresztą, ustalili już, że zostanie nim Peter. Tak strasznie się starał zapewnić im bezpieczeństwo, przyjął na swoje barki największe brzemię, uważali że zasłużył na to w stu procentach.
Wreszcie zaczęło do niej docierać, ile traciła, krzycząc na nich kilka razy dziennie, kiedy chodzili jeszcze do szkoły. Okazało się, że cała czwórka potrafiła pracować pilnie i zachowywać się rozsądnie, gdy sytuacja tego wymagała. I pełna była podziwu dla Glizdka, który przeżył taką metamorfozę, jakiej nikt się po nim nie spodziewał; stał się odważniejszy i bardziej pewny i siebie. I mimo swojego strachu oraz stanów lękowych, które coraz częściej można było u niego zauważyć, dawał z siebie wszystko, wychodził z siebie, aby nikt nie zrobił im krzywdy. Zupełnie tak, jak na prawdziwego Gryfona przystało.
CZYTASZ
Światło w ciemności
FanfictionDookoła ból i cierpienie. Tajemniczo znikają ludzie szanowani w świecie czarodziejów, jak nikt inny. Każdy każdego podejrzewa, nikomu nie można ufać. Przyjaciel okazuje się wrogiem, wróg przyjacielem. W Anglii panuje terror. Już nigdzie nie można cz...