19. ...Oraz że cię nie opuszczę aż do śmierci

134 17 20
                                    

Lily siedziała na kanapie, patrząc jak James zabawia Harry'ego, puszczając mu z różdżki kółka dymu. Na kolanach miała otwarty list od siostry, która bardzo przejęła się jej sytuacją i nawet zaproponowała, że ich odwiedzą, ale Lily kategorycznie musiała odmówić. Pojawienie się w świecie czarodziejów mogłoby się dla nich skończyć tragicznie. 

Ktoś powiedziałby, że jej życie było do niczego; musiała się ukrywać wraz z mężem i dzieckiem, jej córeczka miała się urodzić w samym środku wojny, a przyjaciele, najbliżsi przyjaciele zostawali kolejno wpisywani na listę podejrzanych o zdradę. Dlaczego więc czuła, że ci ludzie nie mają racji? Kochała dom, rodzinę i przyjaciół. Pogodziła się z jedyną siostrą, dostała nawet kilka zdjęć małego Dudley'a. Czy można było chcieć czegoś więcej?

Nagle z lusterka leżącego na stoliku ktoś się odezwał. James poderwał się na nogi i uważne mu się przyjrzał. Po chwili na jego twarzy pojawił się radosny uśmiech.

- Łapa! Słuchaj, stary druhu, bądź tak dobry i skocz po drodze po kilka dodatkowych butelek Ognistej. Nasze zapasy, przez was, są na wyczerpaniu. 

- Skoczę, skoczę. A u was wszystko w porządku? - Zapytał, a James zauważył, że wzrok jego przyjaciela uciekał dziwnie na boki.

- Nic nam nie jest, Lily zagoniła mnie do wynoszenia śmieci. W sumie ona nie może dźwigać, więc...

- Czy Peter jest u was?

Lily nagle wstała. Podeszła do męża, stanęła za nim i przez ramię zajrzała w lusterko. 

- Myśleliśmy, że przyjedzie z tobą. - Powiedziała, a głos jej zadrżał.

- Też tak myślałem, ale kiedy podjechałem pod jego dom i długo nie wychodził, postanowiłem wejść do środka, a jego już nie było. Nie ma żadnego śladu walki, nic. Skontaktowałem się z Remusem, on też go nie widział... 

- Spokojnie, to Peter, pewnie skoczył jeszcze po coś do jedzenia.

- Nie, James, Lily, on od tygodni nie ruszał się z mieszkania. Czuję, że dzieje się coś złego, powinniście mieć się na baczności. 

- Syriuszu, nie panikuj. Myślisz, że coś mu się stało?

- Nie. Niemożliwe. Macie rację, pewnie... Czekajcie, coś słyszałem. Tak, chyba wrócił. To ja lecę, widzimy się niedługo.

Jego twarz zniknęła z lusterka. W salonie Potterów zapanowała cisza. James i Lily patrzyli na siebie, jakby chcieli coś sobie przekazać. Jednocześnie odwrócili się w stronę synka i spojrzeli za okno. Przy furtce dostrzegli jakiś ruch. Było ciemno, więc w słabym świetle dyni i latarni nie widzieli, co to jest. Jednak Lily, wiedziona jakimś dziwnym instynktem, szybko złapała małego i odsunęła się jak najdalej od okna i wyjścia z pokoju. Z kolei James powoli, jakby się bał, że nagle zza ściany wyskoczą na niego Syriusz z Peterem, głośno się śmiejąc, ruszył w stronę korytarza. Lily ostrożnie poszła z nim. 

Cisza ciążyła dookoła. Wszystko zdawało się ich ostrzegać. Nagle, kiedy usłyszeli kroki na ganku, dotarło do nich, że Syriusz miał rację. Działo się coś złego. James odwrócił głowę w jej stronę, w jego oczach zobaczyła niepokój i niedowierzanie.

- Niemożliwe. - Wyszeptała, kręcąc głową. 

Ale w tym samym momencie James zobaczył przez szybę w drzwiach zakapturzoną postać. Od tego momentu już nie łudził się, że to dzieci, łaknące smakołyków. Odwrócił się przerażony do żony i synka, krzycząc coś, co zrozumiałe było tylko dla nich, do niego sens tych słów nie docierał.

- Lily, bierz Harry'ego i uciekaj! To on! On tu jest!

- Nie... Nie, kochanie, nie zostawię się...

- Bierz go i uciekaj, teraz! Ja go zatrzymam, biegnij, szybko, błagam cię!

Lily zdążyła tylko złożyć na jego ustach najczulszy ze wszystkich pocałunków. Trwał sekundę, nie chciała tego kończyć, chciała z nim zostać, ale wiedziała, że James by jej tego nie wybaczył, że musi ratować swoje dzieci. Mimo to, biegnąc po schodach do pokoju syna, wiedziała, że uda jej się ocalić tylko jedno. 

Otwierała już drzwi do ślicznego, niebieskiego pokoju, gdy na dole usłyszała pierwsze krzyki. Wrzuciła błyskawicznie Harry'ego do łóżeczka, a sama usiłowała jakoś zablokować drzwi. Dopiero, gdy usłyszała słowa męża, przypomniała sobie, że żadne z nich nie miało różdżki, była więc zdana tylko na mugolskie środki bezpieczeństwa. Ale one nie zdadzą się na wiele...

- Peter, Peter, coś ty zrobił...? Coś ty zrobił? - Powtarzała, gdy cofała się do łóżeczka, aby zasłonić sobą synka. - Za co? 

Nie myśląc wiele, słysząc, że James walczy, nie wiedząc jak, uklęknęła przed swoim kochanym słoneczkiem i zaczęła płakać. Nie szlochać, płakać. 

- Harry... Mamusia cię kocha. Tatuś cię kocha. Wszyscy cię kochają, Harry, bądź dzielny... Bądź silny. 

Usłyszała głośny huk. Łudziła się, że po prostu coś wyleciało w powietrze, ale w tym samym momencie powietrze rozdarł krzyk. Ostatnie słowa jej męża.

- Przepraszam! Kocham...

Ucałowała Harry'ego, a następnie stanęła plecami do niego. Nie pozwoli mu zginąć.

- James... - Szeptała. - James, kochanie... Peter... Co z Syriuszem? On... On...

Zanim Voldemort wyważył drzwi, w jej głowie pojawiła się jeszcze jedna myśl - Łapa czuł, że coś się stanie, a teraz zostanie skazany za zbrodnię przyjaciela. Żałowała, że nie zdąży zostawić żadnej wiadomości, o ile w ogóle ktoś jeszcze będzie w stanie tu wejść. O ile będzie do czego wchodzić.

Czas dłużył się nieubłaganie. Od momentu, kiedy na dole wszystko ucichło, a ona usłyszała aż tutaj, jak ciało jej ukochanego spada ze schodów (był na półpiętrze), widziała wszystko w zwolnionym tempie. 

Spojrzała napastnikowi prosto w twarz. Światło z sypialni trochę odsłoniło to, co kryło się pod kapturem.

Poruszyła się niespokojnie. Jej synek wyczuł, że coś jest nie tak i zaczął płakać. 

- Nie Harry, nie Harry, błagam, tylko nie Harry... - Krzyczała, wiedząc że w ten sposób zabija więcej niż jedno istnienie. 

- Odsuń się głupia... Odsuń się, i to już... - Ciarki przeszły ją po plecach, gdy usłyszała zimny syk, wydobywający się razem ze słowami z jego ust.

- Nie Harry, błagam , weź mnie, zabij mnie zamiast niego...

- To ostatnie ostrzeżenie...

- Nie Harry! Błagam... Zlituj się... Zlituj... Nie Harry! Nie Harry! Błagam... Zrobię wszystko...

Lily widziała, jak życie przemyka jej przed oczami. Już wiedziała, że nic nie może zrobić. W tej chorej grze przegrała życie własnych dzieci... Nie tak to miało się zakończyć. Ostatkiem sił wzięła głęboki wdech i spojrzała śmierci w oczy.

- Avada Kedavra! 

Przepraszam, pomyślała, zawiodłam. 

Poczuła, jak odrywa się od bólu i cierpienia. Już widziała Jamesa z Petunią na rękach, czekającego na nią na końcu drogi. Tylko kilka minut bez niego, a czuła, jakby nie widziała go całe życie. 

Umieranie nie jest takie straszne. Zostawiała za sobą smutek i żal, a szła na spotkanie wiecznego szczęścia i pokoju. 

Wyciągnęła rękę w stronę męża. Kątem oka zdążyła jeszcze zobaczyć, jak mordercze zaklęcie odbija się od Harry'ego, trafiając ich oprawcę prosto w pierś. Słyszała, gdzieś w oddali, jego przeraźliwy wrzask. Otworzyła usta, aby krzyknąć razem z nim, aby wydać z siebie okrzyk radości. Czuła dumę, jakiej nie czuła nigdy. Jej malutki szukający pokonał zło. Wygrał. Wygrali wojnę.

A potem był już tylko spokój.

Światło w ciemnościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz