Alicja Longbottom bezradnie patrzyła, jak jej mąż zwijał się z bólu obok niej. Chciała jakoś zareagować, pomóc mu, ale sama nie mogła się ruszyć.
Bellatrix Lestrange i Barty Crouch Jr wtargnęli do ich domu, kiedy byli w trakcie sporządzania raportu o śmierci Potterów. Obezwładnili ich w mgnieniu oka i zaczęli na siłę wyciągać informacje o Zakonie. Oni jednak uparcie milczeli.
- Gdzie jest główna siedziba waszej nędznej organizacji? ODPOWIADAJ! - Krzyczała Bellatrix, podczas gdy Alicja pustym wzrokiem wpatrywała się w sufit pokoju dziennego.
- Nie powiem... Nic nie powiem... - Szeptała bezradnie.
- Crucio!
W pokoju rozległ się przeraźliwy wrzask. Alicja poczuła, jak jej ciało przeszywa niewyobrażalny ból. Był gorszy od wszystkiego, co czuła do tej pory; rany odniesione w trakcie walk były niczym.
- Masz ostatnią szansę... - Powiedział ostrzegawczym tonem Barty, patrząc Frankowi prosto w oczy.
Frank pokręcił głową.
- Nie...
- Crucio! Crucio! Crucio!
To, co się tam działo, jest nie do opisania. Wrzaski rozchodziły się po okolicy. Małżeństwo uparcie milczało.
Alicja zauważyła, że spojrzenie jej męża robi się coraz bardziej mętne. Oczy zachodziły mu mgłą, stawały się nieprzytomne i nieprzejrzyste. Ona sama czuła, jak zapada się w ciemność coraz bardziej. Nie czuła już nic. Powoli zaczęła odpływać w otchłań.
- Crucio!
- Proszę, przestań...! Przestań! - Krzyczał Frank słabym głosem, patrząc jak jego ukochana zwija się i próbuje złapać oddech.
- Crucio!
Oboje leżeli i krzyczeli.
Wiedzieli, że zbliża się ich koniec. Ale słyszeli o Potterach, chociaż było to zaledwie poprzedniego wieczoru. O schwytaniu Syriusza też się dowiedzieli. Nie mogli uwierzyć, że był w stanie zrobić coś takiego. Jeszcze kilka godzin temu sami rozmawiali o tym, że nigdy w życiu nie zdradziliby przyjaciół. A teraz? Mieli umrzeć jako lojalne osoby.
Alicja kątem oka zobaczyła, jak oprawca jej męża podnosi różdżkę. Jego słowa uformowały się tak, że już nie było wątpliwości, jakie zaklęcie chce wypowiedzieć.
A może to i lepiej? Może zginą tu i teraz, ze świadomością, że zrobili wszystko, aby chronić swoich bliskich?
Poczuła, jak po jej policzkach płyną gorące łzy. Płakała i wiedziała, że Frank także płacze, ale żadne z nich nie wydało żadnego dźwięku. Po prostu nie mieli na to siły. Nie mieli siły poruszyć ustami, westchnąć.
Oboje w tym samym czasie pomyśleli o tym samym i zdobyli się jeszcze na wypowiedzenie jednego, ostatniego słowa:
- Neville.
Ich głosy były słabe, ale mówiąc na głos imię swojego ukochanego synka pożegnali się z życiem z godnością.
- Avada...
Nagle, nie spodziewając się niczego Bellatrix i Barty padli na podłogę sparaliżowani. To Moody wpadł do ich domu z grupką ludzi z Zakonu.
- Sprawdźcie, czy jeszcze żyją. A tę dwójkę zabierzcie od razu do Ministerstwa na proces.
Alicja widziała, jak ktoś do niej podchodzi. Frank widział, jak ktoś kładzie dłoń na jego głowie. Ale żadne z nich już nie czuło. Nie liczyło się nic. Wszystko się urwało. To był już koniec.
- Co z nimi będzie? - Zapytała Emmelina, podchodząc do Alastora.
Moody spojrzał na nią smutnym wzrokiem.
- Umarli. Ich serca pracują normalnie, są w stanie logicznie myśleć, ale nie żyją. Spójrz w ich oczy. Zobaczysz w nich nicość. Nic więcej.
- Ale wyjdą z tego...?
- Nie. Nie wiem. Prawdopodobnie już tacy pozostaną. Czeka ich dożywocie w Świętym Mungu.
- Przykro mi... Nie tak to się miało skończyć... - Wyszeptała przez łzy.
- Nie płacz, Vance. Na to przyjdzie czas za kilka lat.
Emmelina spojrzała na niego pytająco.
- Co masz na myśli? - Uspokoiła szloch.
- Mroczne czasy nastały dla nas. On nie umarł. Nadal jest wśród nas. Prawdziwa wojna dopiero się zaczyna.
CZYTASZ
Światło w ciemności
FanfictionDookoła ból i cierpienie. Tajemniczo znikają ludzie szanowani w świecie czarodziejów, jak nikt inny. Każdy każdego podejrzewa, nikomu nie można ufać. Przyjaciel okazuje się wrogiem, wróg przyjacielem. W Anglii panuje terror. Już nigdzie nie można cz...