Lily leżała w łóżku. Zegarek pokazywał pierwszą w nocy. Próbowała zasnąć, ale jakoś nie potrafiła pozbyć się ciemnych myśli. Nigdy w życiu nie przypuszczałaby, że Voldemort odważy się zaatakować teren Dumbledore'a. Jeśli jednak był do tego zdolny, wolała nie zastanawiać się nad tym, co będzie jego kolejnym posunięciem.
Obok niej James już od dawna smacznie chrapał. Myślała o tym, czy go nie obudzić, ale widok męża z zamkniętymi oczyma, skulonego i trzymającego w ramionach pluszową miotełkę (kupiła Harry'emu, po czym James zażądał takiej samej), wzbudził w niej uczucia, które jej na to nie pozwoliły.
Czas mijał, a ona stopniowo pogrążała się w niespokojny sen. Gdy się obudziła, była dziesiąta rano, a obok czekało na nią gotowe śniadanie. James wszedł do pokoju , kiedy usłyszał, że się obudziła, obdarzył ją czułym pocałunkiem, po czym powiedział:
- Widzę, że nadal jesteś zmęczona. Może chcesz jeszcze pospać?
- Nie. - Odpowiedziała zdecydowanie. - Gdzie Harry?
- Na dole, z Remusem. Przyszedł sprawdzić, jak się czujemy.
- Mhm, a co tam u niego? - Zapytała, przeżuwając bułkę maślaną.
James wyraźnie się zawahał. Uznała jednak, że za chwilę sam jej o wszystkim powie, dlatego nie naciskała i udała, że nic nie zauważyła.
- Cóż, wilkołaki masowo przyłączają się do niego. Jest...
- Samotny?
- Nie, Lily, on jest oznaczony pewnymi stereotypami. Nikt przy "zdrowych zmysłach" nie uwierzy w jego niewinność.
Lily poczuła, że traci apetyt. Było jej przykro, ponieważ jej przyjaciele cierpieli zupełnie niewinnie.
- Słyszałaś o tych przesłuchaniach w Ministerstwie? Wczoraj po południu dostał wezwanie.
Tego było już za wiele. Odłożyła bułkę, widelec i zdecydowanym ruchem podniosła się z łóżka.
- Idź do niego, ja zaraz zejdę.
- Co?
- No idź!
W pośpiechu się przebrała i nie zważając na to, że dookoła walało się pełno zabawek, zbiegła na dół.
- Lupin! - Krzyknęła od progu. - Weź się w garść! Chcesz tak po prostu dać się zaszufladkować? Walcz z nimi, walcz o siebie! Pomożemy ci, tylko przestań się mazać...
- Lily, bardzo doceniam twoje zaangażowanie w sprawę, ale wiesz, że z nimi nie da się dyskutować. Mają swoje zdanie na mój temat...
- Guzik mnie obchodzi ich zdanie. Ja wiem, że jesteś dobry, James wie, Zakon wie, a Harry, gdyby wątpił, nie cieszyłby się tak na twój widok. Dzieci mają intuicję. Pamiętasz, jak jeszcze przed tym wszystkim - zatoczyła łuk ręką - przydzwonił Peterowi łyżką w nos? Zrozumiał, że coś kombinuje. Nawiasem mówiąc, kawał dobry, tylko źle obmyślony.
- Nie chodzi o to, czy wy to wiecie. Chodzi o to, że nawet jeśli uwierzą w moją niewinność, to będę pod stałą obserwacją. Pamiętaj o tym, że chociaż Ministerstwo wie o istnieniu Zakonu, to nie wszystkie jego działania mogą wyjść na jaw. Jeśli będą mnie kontrolować, będę musiał zrezygnować, albo chociaż przyjąć mało znaczącą funkcję.
Lily spojrzała na niego spod zmrużonych powiek.
- Jeśli myślisz, że ktokolwiek uzna cię za Śmierciożercę, to znaczy, że nie doceniasz samego siebie.
James, który do tej pory siedział cicho, nagle postanowił stanąć po stronie przyjaciela.
- Kochanie, wiesz, że Remusowi od dziecka była przyczepiona jakaś łatka. Gdyby nie Albus, nie uczęszczałby do Hogwartu, nie byłoby Huncwotów. On ma rację. Nie da się nic zrobić z tym, że ludzie mają takie, a nie inne zdanie o wilkołakach.
- Ale czy Remus kiedykolwiek został ukarany, zatrzymany? Nie. Więc w czym problem?
- W tym, że nasze zdanie nie ma żadnego znaczenia. - Powiedział Lupin.
Lily westchnęła. Usiadła na kanapie i zrezygnowana przyglądała się synkowi.
- Nie, tak nie będzie. Remus, oni Bogu ducha winnych ludzi wsadzają do Azkabanu!
- Wiem o tym... Ale lepiej, żebyście się do tego nie mieszali.
- Remusie... - Zaczął James.
- Nie. Mówcie lepiej, co tam u was.
Przez najbliższe dwie godziny starannie unikali tematu przesłuchań. Rozmawiali o tym, co słychać u znajomych, kto się zakochał, kto rozstał, a kto kupił sobie kota. Kiedy gość już zaczął zbierać się do wyjścia, Lily jeszcze coś przyszło do głowy.
- Wiesz może, jak się czuje Syriusz? To znaczy... Minęło kilka miesięcy...
- Lily, Dorcas zawsze będzie dla niego ważna i nigdy się nie pozbiera po jej śmierci. Ale trzyma się całkiem nieźle, Emmelina dotrzymuje mu towarzystwa, więc...
- Emmelina Vance?
- O nie, nawet o tym nie myśl. Mieszka u niego, ponieważ nie ma innego wyboru. Dajmy temu spokój. - Uciął James, na co cała trójka wybuchła donośnym śmiechem.
Po wyjściu od Potterów Remus skierował się prosto do Ministerstwa Magii. Nie powiedział im, że o przesłuchaniu dowiedział się dzień przed wyznaczoną datą. Tak, władza tak postępowała, aby nie mieli czasu na przygotowanie wymyślnych alibi i wymówek. Ale jemu to pasowało. Nie chciał kombinować. Powie prawdę. Będzie szczery aż do końca.
Czy bał się, że trafi przez to do więzienia? Nie, on już nie czuł strachu przed niczym. Idąc przed siebie ulicami Londynu myślał tylko o tym, aby pokazać, jak bardzo zależy mu na obaleniu tyranii Voldemorta i jego popleczników. Dopnie swego, niezależnie od tego, czy zamkną go w Azkabanie za samo bycie innym , czy nie.
Dumbledore zawsze mu ufał. A on zawsze ufał jemu. Chciał poprosić go o pomoc, ale w ostatniej chwili z tego zrezygnował. Za nic w świecie nie dopuści do tego, aby kolejna osoba martwiła się jego i tak już kiepską sytuacją.
Wziął głęboki wdech i szybko , żeby samemu sobie udowodnić, że da radę, otworzył drzwi budki telefonicznej, prowadzącej prosto do Ministerstwa.
31.10.1981 (*)
Miał być wczoraj, bo rocznica, ale nie miałam siły pisać. Więc, trochę spóźnione, różdżki w górę!
CZYTASZ
Światło w ciemności
FanficDookoła ból i cierpienie. Tajemniczo znikają ludzie szanowani w świecie czarodziejów, jak nikt inny. Każdy każdego podejrzewa, nikomu nie można ufać. Przyjaciel okazuje się wrogiem, wróg przyjacielem. W Anglii panuje terror. Już nigdzie nie można cz...