Cisza dudniła w uszach i wszystko stanęło w miejscu, kiedy u stóp zebranych padło martwe ciało jakiegoś pierwszoklasisty. Syriusz i Remus stali ramię w ramię, patrząc na jego otwarte z przerażenia usta i rozszerzone, teraz nieruchome źrenice. Gdzieś w tle słychać było donośny śmiech Bellatrix Lestrange, która trzymała różdżkę wyciągniętą przed siebie.
Remus nie wiedział, ile minęło czasu. W mgnieniu oka skoczył do przodu i rzucił się na nią, nawet nie myśląc o tym, aby rzucić zaklęcie. Trzymał różdżkę w ręku, ale pragnął zmasakrować ją własnoręcznie, bez użycia magii. Nie miało znaczenia, czy to ona zabije jego, czy on ją.
I wtedy się zaczęło. Dookoła latały zaklęcia, przestrzeń między ludźmi wypełniła się kolorowymi światłami. Ludzie zaczęli wybiegać z domów, walki toczyły się już poza dworcem, na ulicy. Mieszkańcy wioski dołączali się do ochrony uczniów. Syriusz nie śmiał wejść w paradę swojemu przyjacielowi, który już okładał Bellatrix sierpowymi, siedząc na niej okrakiem.
- Witam, witam. - Usłyszał Black za swoimi plecami. Odwrócił się, ale nie musiał patrzeć na twarz tej osoby, ponieważ już drwiący ton głosu podpowiedział mu, z kim ma do czynienia.
- Nie zajmujesz się już robieniem z siebie idioty, płaszcząc się przez Ministrem? - Zapytał Lucjusza Malfoy'a.
- Bardziej interesuje mnie teraz ochrona szkoły przed nową dostawą szlam. - Odparował, patrząc z pogardą na ciało jedenastolatka, którego zamordowała Lestrange. Wtedy Syriusz zrozumiał, że to morderstwo nie było przypadkowe.
Na niebie pojawił się właśnie Mroczny Znak. Lupin skończył bić Bellę i spojrzał w górę. Kobieta leżała pod nim prawie nieprzytomna, uznał więc, że może zostawić ją w spokoju i później dokończyć. Widział, że Alicja nie radziła sobie z Dołohowem, postanowił więc jej pomóc. Rzucił szybko jakiegoś oszałamiacza , po czym złapał ją za rękę i pociągnął za sobą, zatrzymując się dopiero w centrum. Drzwi jakiegoś budynku były otwarte, wepchnął ją za nie i kazał tam zostać, a sam wrócił do przyjaciół.
Mam nadzieję, że zostanie tam, gdzie jej kazałem, pomyślał. Wiedział, że żaden auror nie odpuści, dopóki nie stanie na wysokości zadania, ale nie mógł dopuścić do tego, aby stało się jej coś złego; miała małe dziecko, synka w wieku Harry'ego i kochającego męża, który bez niej straciłby sens życia.
Dookoła niego walały się ciała martwych uczniów. Cała reszta już dawno była bezpieczna na terenie szkoły, zostali tylko ci, którzy ukończyli siedemnaście lat.
Biegnąc przed siebie i rzucając zaklęciami na prawo i lewo potknął się o coś i dopiero po chwili dotarło do niego, że to zakrwawione zwłoki jednego z mieszkańców. W tym momencie nie wiedział, czy się śmiać, czy płakać.
- Co jest, Malfoy, strach cię obleciał?! - Krzyczał Syriusz, wskakując na dach jakiegoś niskiego budynku. - Levicorpus!
Lucjusz Malfoy zawisł głową w dół tuż nad krawędzią. Black zastanawiał się, czy go puścić, ale stwierdził, że nie jest to jednak najlepszy pomysł, ktoś mógłby się o niego potknąć.
W uszach mu dosłownie dudniło. Krzyk, szloch i śmiechy zebrały się w jedno, przez co nie docierało do niego, co jest gdzie, nie był w stanie się skupić. Strumienie krwi tryskały z ciał, które zostały trafione jakimś paskudnym zaklęciem. Komuś właśnie udało się zamordować kilku ludzi za jednym razem. To, co się tam działo, nie było walką, tylko rzezią. Już wiedział, że nie dadzą rady, było ich zdecydowanie za mało.
Nagle stało się coś, co wstrząsnęło nimi wszystkimi. Malfoy upadł z trzaskiem na ziemię, rozległo się donoście wołanie i w jednej chwili wszystko, dosłownie wszystko ucichło. Nikt już nie krzyczał, nikt nie wołał o pomoc. Śmierciożercy zniknęli. Tak po prostu, jakby nic się nie stało. Łapa, patrząc z góry na ulicę, zobaczył że wszyscy stali nieruchomo, a ich klatki piersiowe unosiły się nieregularnie.
- Wszyscy są? Zliczcie tych, których brakuje, zaraz rozpoczniemy poszukiwania.
- Alastorze, nie ma po co. - Odezwała się Alicja, która podtrzymywała się ramienia swojego męża. - Od nas są wszyscy, tylko oni...
Syriusz zeskoczył z dachu. Co tu się właściwie wydarzyło?
- Co z resztą uczniów? - Zapytał.
- Bezpieczni. Frank jakimś sposobem przeprowadził ich przez bramę.
Nastała chwila ciszy. Po jakimś czasie wszyscy, jak jeden mąż, zaczęli zbierać z ulicy ciała. Do pomocy przyszli im mieszkańcy Hogsmeade.
Nikt się nie odezwał. Wszyscy szlochali po cichu i ukradkiem ocierali łzy. Po jakiejś godzinie nad ich głowami pojawił się patronus Dumbledore'a , który poinformował ich, że mają natychmiast udać się do zamku. Nie zastanawiając się długo, Syriusz zabrał Alicję, Franka i Remusa, po czym skierował się z nimi w stronę Hogwartu. Zapowiadała się długa, bezsenna noc, pełna koszmarów i omamów, które dręczyć ich miały przez najbliższych kilka dni.
CZYTASZ
Światło w ciemności
FanfictionDookoła ból i cierpienie. Tajemniczo znikają ludzie szanowani w świecie czarodziejów, jak nikt inny. Każdy każdego podejrzewa, nikomu nie można ufać. Przyjaciel okazuje się wrogiem, wróg przyjacielem. W Anglii panuje terror. Już nigdzie nie można cz...