Syriusz stał na baczność przy wejściu na peron dziewiąty i 3/4. Rozglądał się uważnie dookoła , a niedaleko Remus bacznie wpatrywał się w przysadzistego czarodzieja, który dźwigał ze sobą wielki kufer, większy nawet niż on sam i błądził wzrokiem po okolicy. Lupin dał znak Alicji, kiwając głową, a ta podeszła do mężczyzny i poprosiła, aby pokazał jej zawartość kufra. W jego oczach pojawiło się przerażenie, ale posłusznie wykonał polecenie. W środku mieściło się kilka poszarpanych szat, a między nimi schowana była ogromna butelka Ognistej Whiskey. Alicja sięgnęła po nią ręką, odkręciła i ostrożnie powąchała. Skrzywiła się, nigdy nie lubiła alkoholu. Wyczuła jednak, że nie zawierał żadnej trucizny, więc oddała ją właścicielowi. Czarodziej uśmiechnął się sympatycznie i podszedł do swojej żony i dwóch córek, które czekały na niego przy wejściu do jednego z wagonów.
- Zdaje się, że w Hogwarcie ktoś kręci jakieś ciemne interesy. - Wymamrotał Remus , po czym puścił oko do pani Longbottom, śmiejąc się pod nosem.
- Dziwisz się? W końcu niejacy panowie Huncwoci nauczyli tego kilku młodszych. A może się mylę? - Zapytała Alicja.
Remus tylko pokręcił głową. Miło było czasem powspominać beztroskie czasy dzieciństwa. Nawet, jeśli te wspomnienia stały się mętne i dziwnie kolorowe na tle wydarzeń, których byli świadkami, nie straciły swojego uroku. Wręcz przeciwnie, teraz zdawały się być jedyną rzeczą, dającą nadzieję i chęć walki o to, co było kiedyś, a zostało im w tak brutalny sposób odebrane.
- No, to już chyba wszyscy. Za minutę jedenasta, już raczej nikt nie przyjdzie. Poza tym wszyscy z listy są już wykreśleni. Możemy wsiadać. - Powiedział Frank, podchodząc do nich i wskazując głową pociąg.
Syriusz rzucił ostatnie spojrzenie na wejście i ruszył w stronę czerwonej lokomotywy. Starał się nie dać po sobie poznać, jak bardzo się boi tego, co może ich spotkać na dworcu w Hogsmeade. Nawet historyjka o przemytniku Ognistej nie rozbawiła go na tyle, aby wybuchnąć głośnym, niepohamowanym śmiechem.
Dziesiątka aurorów pozajmowała miejsca w każdym z przedziałów, oczywiście na korytarzach. Moody obstawił wejście do kabiny maszynisty. Uznał, że życie człowieka, od którego zależy życie ich wszystkich, będzie w jego rękach, aby na pewno nic mu nie zagrażało. Cała reszta z chęcią na to przystała, jakoś nie mieli ochoty na branie odpowiedzialności za całe powodzenie misji na siebie. Poza tym z Alastorem woleli nie dyskutować, jeszcze pozamieniałby ich w karaluchy.
Remus i Syriusz zajęli miejsca w tym samym przedziale. Stanęli na tyle blisko siebie, aby móc ze sobą rozmawiać. I tak mieli małe utrudnienie, ponieważ ich twarze skierowane były w przeciwne strony.
- To co, bracie? Jak za starych dobrych czasów, hmm? - Odezwał się Black.
- Oczywiście, że tak. Brakuje tylko Jamesa i Petera. Bez nich to już nie to samo.
- Miejmy nadzieję, że wszystko pójdzie zgodnie z planem i będziemy mogli szybko wrócić do domu. - Westchnął Łapa.
Remus skinął głową.
- Tak, ja też mam taką nadzieję.
Podróż mijała spokojnie, wręcz monotonnie. Kiedy krajobraz zaczął się zmieniać, większość powiedziała sobie, że już nic złego się nie stanie. Frank i Emmelina odetchnęli z ulgą, ale dwójka Huncwotów nadal była bardzo spięta, ciężko było powiedzieć, który bardziej.
- Myślisz, że przyjdzie nam dzisiaj stanąć do walki, Remusie?
- Myślę, że wszystko okaże się na miejscu. Całkiem możliwe, że jesteśmy tu zupełnie niepotrzebni, ale lepiej nie ryzykować. Skupmy się teraz, niedługo wysiadamy.
Typowy Remus, pomyślał Syriusz, nic się nie zmienił. Jako prefekt naczelny zawsze nimi wszystkimi dyrygował i pilnował, aby wszystko, dosłownie wszystko, zawsze zostało dopięte na ostatni guzik. Nigdy nie pozwalał im zanadto się wygłupiać, kiedy w grę wchodziła poważna misja, taka jak ta, którą wykonywali teraz. Cała trójka, on James i Peter, była mu za to niezmiernie wdzięczna, ponieważ głównie dzięki niemu nauczyli się powagi i logicznego myślenia. Oczywiście oprócz Jamesa - nim zajęła się Lily.
Pociąg powoli zaczął zwalniać. Na dworze było już ciemno, niebo pokryło się ciemnymi chmurami, przez co dookoła panował nieprzenikniony mrok, gęstniejący z każdą chwilą.
W końcu, po długich kilku minutach niespokojnego wyczekiwania, zatrzymali się na stacji w Hogsmeade. Aurorzy podzielili uczniów na grupy, w zależności od tego, kto jakiego domu pilnował. Po kolei, aby nie zrobić korka, zaczęli wyprowadzać dzieci z pociągu. Gdy wszyscy znaleźli się bezpieczni na peronie, podszedł do nich Hagrid, aby zabrać pierwszorocznych. Wydawało się, że mogą już spokojnie iść do zamku, odetchnąć chwilę i wrócić do swoich obowiązków w domu, do swoich rodzin, żon, mężów i dzieci, kiedy nagle, zupełnie niespodziewanie, peron rozświetliły różnokolorowe światła, a nocne, rześkie powietrze rozdarły przerażające, mrożące krew w żyłach wrzaski.
- Avada Kedavra. - Powiedział ktoś z drugiego końca ulicy i wszystko ucichło.
CZYTASZ
Światło w ciemności
FanfictionDookoła ból i cierpienie. Tajemniczo znikają ludzie szanowani w świecie czarodziejów, jak nikt inny. Każdy każdego podejrzewa, nikomu nie można ufać. Przyjaciel okazuje się wrogiem, wróg przyjacielem. W Anglii panuje terror. Już nigdzie nie można cz...