- Crucio! - Przez ciało Remusa przeszedł niewyobrażalny ból.
Ulica Pokątna rozświetlona była zaklęciami. Kilku członków Zakonu wybrało się tam, aby sprawdzić, czy nie dzieje się nic podejrzanego, ostatnio widziano kilku Śmierciożerców na Nokturnie. Patrol miał pozostać całkowicie anonimowy, jednak jakimś sposobem wróg się o nim dowiedział. Odkąd udało się zamordować Dorcas Meadows, poczuli się bardziej pewni siebie. W końcu należała do grupy najzdolniejszych.
- Levicorpus! - Krzyknął Syriusz i przeciwnik Lupina zawisł w powietrzu. Syriusz nie zastanawiał się długo. Uniósł różdżkę wysoko w powietrze, przyciągnął do siebie i nagle gwałtownie, z impetem wyprostował rękę. Śmierciożerca poleciał do tyłu z szybkością błyskawicy i z całą siłą uderzył plecami o ścianę jakiegoś budynku, w efekcie czego spadł mu kaptur i teraz każdy mógł zobaczyć jego twarz.
- Mało ci, Avery? Na kolegę ze szkoły się rzucasz? Nieładnie tak. - Wycedził Łapa z szyderczym uśmiechem na ustach. Och, jaki był z siebie zadowolony!
- Powinienem zapytać o to ciebie. Jesteś zdrajcą krwi, plugawym, wstrętnym i śmierdzącym, jak wszyscy twoi "przyjaciele". - Na to ostatnie słowo splunął krwią. Siła uderzenia była tak duża, że coś stało się z jego wewnętrznymi organami. - A teraz w dodatku bronisz mieszańca!
Syriusz ponownie uniósł różdżkę. Na końcu języka miał słowa, które były największym z możliwych czarnoksięskich przekleństw.
- Petrificus Totalus! - To Remus podniósł się z ziemi i trafił Avery'ego oszałamiaczem.
Członkowie Zakonu z dumą zauważyli, że na ulicy nie pozostał ani jeden Śmierciożerca. Tego, którego oszołomił Remus, zabrał jakiś inny i teleportował się. Zostali sami.
- Ktoś nas zdradził. - Powiedział Frank Longbottom.
Reszta pokiwała głowami. Szybko posprzątali bałagan i przenieśli się na Grimmuald Place. Syriusz nalał wszystkim po szklance Ognistej Whiskey. Dopiero teraz dotarło do niego, jak wielkie szczęście mieli. Tylko dlatego, że wcześniej zostali ostrzeżeni, spodziewali się takiego obrotu sprawy. Na brodę Merlina, przecież Dumbledore musiał wiedzieć, kto ich szpiegował! Znając życie, nic nie mówił, ponieważ nie był na sto procent pewien i nie chciał nikogo pogrążać. Przecież miał takie dobre serce... Ale teraz mógłby zrobić coś, aby byli bezpieczniejsi. Jasne było, że prędzej czy później dojdzie do starcia, z którego nie uda im się wyjść cało.
- Tak, widziałem ich ostatnio. Wszystko u nich w porządku. - Usłyszał.
Peter siedział przy stole kuchennym obok Lunatyka i uważnie wysłuchiwał, co słychać u Potterów. Dlaczego sam nie próbował ich odwiedzić? Jasne, zapewne nie chciał ich narażać. Dopóki nie utrzymywał z nimi tak częstych kontaktów, nie był brany pod uwagę jako Strażnik Tajemnicy. Jak na razie wszyscy myśleli, że to on, Black, nim jest. Dostał taką propozycję i nie wyprowadzał z błędu tych, którzy wierzyli, że faktycznie ją przyjął.
- Glizdku, myślę, że powinieneś ich odwiedzić. Dobrze ci to zrobi, widać, jak bardzo za nimi tęsknisz. - Powiedział do przyjaciela, siadając obok niego.
Peter tylko pokiwał głową.
Remus spojrzał ponad jego głową na Syriusza. Obaj zgadzali się co do tego, że z ich druhem działo się coś niedobrego. Od dłuższego czasu praktycznie się nie odzywał a kiedy już to robił, odpowiadał półsłówkami. Domyślali się, że chodziło o strach związany z Lily, Jamesem i Harry'm.
- Nie martw się, wszystko będzie dobrze. Są w dobrych rękach. - Rzekł Lupin i odszedł zamienić kilka słów z Emmeliną Vance.
Słońce powoli wschodziło. Syriusz uznał, że najwyższy czas się położyć. Jednak nie spał zbyt dobrze. Przez cały czas śnił mu się błysk zielonego światła, słyszał krzyki i płacz dziecka. Na domiar złego widział twarz Glizdka i szyderczy uśmiech na niej w momencie, gdy Voldemort celował różdżką w drzwi wejściowe domu w Dolinie Godryka.
CZYTASZ
Światło w ciemności
FanfictionDookoła ból i cierpienie. Tajemniczo znikają ludzie szanowani w świecie czarodziejów, jak nikt inny. Każdy każdego podejrzewa, nikomu nie można ufać. Przyjaciel okazuje się wrogiem, wróg przyjacielem. W Anglii panuje terror. Już nigdzie nie można cz...