16.Kiepski początek miesiąca

103 16 0
                                    

- Syriusz! Syriusz, chodź tu szybko! - Krzyczał Frank z korytarza.

Syriusz zbiegł ze schodów i przez to prawie z nich spadł. Nie wiedział, co się stało, ale ton głosu kolegi powiedział mu, że dzieje się coś złego.

- O co chodzi? 

- Zaatakowali Świętego Munga. Moody zebrał ludzi, kazał mi iść po ciebie. Dotarłem tu tak szybko, jak się dało, ale chyba jest już za późno. Skończyli. Tak czy siak, musimy...

Syriusz skinął głową. Bojąc się tego, co tam zobaczy, teleportował się do szpitala.

W głównym holu, tam gdzie mieściła się recepcja, wylądował po kilku sekundach. Frank zaraz znalazł się obok niego. 

To, co ujrzeli zmroziło im krew w żyłach. Pod ich nogami w trzech długich rzędach leżały martwe ciała pacjentów i uzdrowicieli. Black rozejrzał się, próbował odwracać wzrok, ale wszędzie było to samo. Poczuł łzy napływające mu do oczu. Co tu się przed chwilą wydarzyło? Dlaczego? Przecież nie mogli tak po prostu zamordować tych wszystkich ludzi. Nie mogli.

- Łapa! - Usłyszał gdzieś z lewej strony.

- Lily? Co ty tu robisz? Nie powinnaś... - Wydukał do kobiety, która właśnie rzuciła mu się w ramiona.

- Musiałam. Znajoma z Doliny Godryka leżała tu od kilku tygodni. Ona... - Lily urwała. 

- Przeżyła?

- Nie... Ona... Lekarze powiedzieli mi, że zmarła dzisiaj w nocy. Dobra kobieta, bardzo sympatyczna. Miała ośmioro wnucząt. 

- Miała?

- Kilka tygodni temu Voldemort napadł na dom jej syna i synowej. Zabił ich wszystkich, łącznie z trójką małych dzieci. 

- James wie?

- Wie. Poprosiłam go, żeby tym razem to on został z małym. W takich sprawach zawsze sobie lepiej radziłam, a lada chwila przybędzie tu reszta jej rodziny. - Lily złapała się za głowę i przeczesała palcami długie włosy.

- Moody wie, że tu jesteś?

- Syriuszu, proszę cię... Oni już tu nie wrócą, a ja... 

- Ty co?

- Musiałam. Błagam cię, zrozum. Nie myśl, że tak zwyczajnie narażam swoje życie. Nie bierz mnie za egoistkę. 

- Nie biorę...

- Mam złe przeczucia. Czuję, że to dopiero początek. Czuję, że niedługo stanie się coś jeszcze gorszego i straszniejszego. To... To to jest nic. - Głos zaczął jej się łamać.

Syriusz zauważył w jej oczach desperację. Doprawdy, ta kobieta nigdy nie przestanie go zadziwiać. Pomimo strachu odczuwanego w tej chwili, pomimo własnych problemów była tu. Była tu, stała obok niego.

- Muszę wracać do domu. Trzymaj się. - Uściskała go mocno na pożegnanie,a  potem się teleportowała.

Black został sam. Frank gdzieś zniknął, a pozostałych aurorów nigdzie nie dostrzegał. 


James usłyszał, jak otwierają się drzwi. Odetchnął z ulgą, kiedy Lily weszła do salonu i ucałowała go czule.

- Jak Harry?

- Śpi. Jak tam?

Usiedli. Lily wzięła głęboki wdech.

- Zmarła w nocy. Ale to lepiej dla niej, nie miałaby się jak obronić. Kochanie, ty nawet sobie nie wyobrażasz tego, co się tam wydarzyło. Wszędzie leżą trupy. Wszędzie, potknąć się o nie można. 

- Przykro mi, że musiałaś to oglądać.

- Wiem, że to dopiero początek prawdziwej wojny. Wcześniejsze starcia nie były tak okropne. Atakiem na szpital dali nam znak, że wojna dopiero się zaczęła. Wszystkie wydarzenia, które miały miejsce do tej pory, były tylko zapowiedzią. 

James mocno ją przytulił. Kocha ją tak bardzo, że nie wyobrażał sobie jej na miejscu tych wszystkich ludzi. Bez zastanowienia oddałby za nią życie.

- Spotkałam Łapę. Był trochę w szoku, że mnie widzi, ale przypuszczam, że bardziej przeraził go widok Munga. Nie mogę być pewna, ale chyba płakał. W życiu nie widziałam go w takim stanie. Nawet po śmierci Dorcas.

- Po śmierci Dorcas był w rozsypce. Tłumił w sobie emocje, z nikim nie chciał rozmawiać. Nadal nie chce. 

Lily spojrzała na męża.

- Wiesz co? Tak sobie pomyślałam... Wiem, że to złe, ale... Kiedyś profesor Slughorn wspominał coś o jakimś eliksirze... Nie pamiętam, co dokładanie mówił, ale jeśli jest coś , dzięki czemu można ją przywrócić do życia... 

- Nie. Słońce, powinnaś się położyć. Jesteś w szoku. Wiem, że tęsknisz za przyjaciółką, ale nie ma żadnego sposobu na przywrócenie jej do życia. Nie pamiętam, o co profesorowi wtedy chodziło, ale najpewniej mówił, że niektórzy próbowali stworzyć taki eliksir. Nie mówił, że istnieje...

- Wiem, ja tylko... Ja nigdy nie pogodzę się z jej śmiercią. Ale to Łapy jest mi najbardziej szkoda. On najbardziej cierpi. I nie mówię tylko o tym, że Dorcas zginęła. Mówię o całokształcie. Kilka lat temu stracił brata, został sam. Nienawidził Regulusa, ale jakaś jego część tęskni za nim. Przecież on nie był do końca zły, wiesz o tym. 

- Wiem. I rozumiem, dlaczego ci go szkoda. To Syriusz traci wszystkich dookoła. Dlatego tak dobrze dogaduje się z Remusem. On też zawsze był sam. 

- Gdzie jest teraz?

- Ukrywa się. Gdzieś w pobliżu. Dumbledore załatwił mu nowe mieszkanie, w najbardziej zaludnionej okolicy. Nie wychodzi z domu... Nie może, polują na niego. 

- Przynajmniej Knot mu odpuścił.

- Tak.


Syriusz rozmawiał z kilkoma uzdrowicielami. Dowiedział się, że zaatakowali wczesnym rankiem, kiedy większość pacjentów spała. Udało im się obronić część z nich, ale i tak kilkudziesięciu ludzi umarło. 

Jeszcze trochę  i nic nie będzie miało znaczenia, pomyślał. Remus był wykluczony ze społeczeństwa, teraz tak naprawdę, Lily z mężem i synem walczyła o spokój, a on... Co on miał z tego wszystkiego? Nie mógł wziąć na siebie nawet odrobiny bólu przyjaciół, mimo że tak bardzo tego pragnął. Chciał im ulżyć, jakoś odciążyć, ale nie. Jedyne, co był w stanie zrobić, to odmówić zostania Strażnikiem Tajemnicy. Zrobił to, rzecz jasna, aby ich chronić, ale teraz sam wątpił w słuszność tej decyzji. Ufał Peterowi, ale w ostatnim czasie był jedną z osób, które najdziwniej się zachowywały. Może popełnił błąd? Nie, niemożliwe. Peter nie skrzywdziłby nikogo z nich. Nigdy. To on, Syriusz, popadał w paranoję, bo wszyscy mu umierali.

Światło w ciemnościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz