Prolog

1.5K 94 14
                                    

Mia

Przez całą podróż miałam na uszach słuchawki. Muzyka grała na tyle głośno, by zagłuszyć wszelkie próby kontaktu ze mną. Całe życie mieszkałam z matką w centrum Londynu. Ojciec zostawił nas, gdy skończyłam rok. Zniknął pewnego dnia i już się nie odezwał. Chodziłam  do szkoły, miałam paczkę znajomych, z którymi spędzałam każdą wolną chwilę. Aż moja rodzicielka dostała propozycję pracy w Ameryce. Lepsze warunki, lepsza płaca... Mnie o zdanie oczywiście nikt nie zapytał.
Oparłam głowę o szybę i bez większego zainteresowania, gapiłam się na mijane krajobrazy. Niedługo potem zasnęłam.

- Mia? Mia! Wstawaj! Jesteśmy na miejscu.-mama wyrywała mnie z krainy snów.
Ociągając się, wyszłam z samochodu.
Moim oczom ukazał się średniej wielkości, parterowy dom z dużym ogrodem i sadem z siedmioma drzewami owocowymi. Nigdzie nie widać było sąsiedztwa. W pobliżu był las. Cudownie. Zanudzę się tu na śmierć.
Weszłyśmy do domu. Cały korytarz wyłożony był boazerią. Na ścianach wisiały obrazy z widokami na góry, rzeki, lasy i inne krajobrazy. Kuchnia zawierała tylko niezbędne sprzęty i to nie pierwszej nowości. W salonie wielki otwarty kominek i skórzana, ciemna kanapa. W rogu fortepian. Nic ciekawego. Łazienka z umywalką, prysznicem i toaletą. Mała, nie jak u nas w Londynie. W moim pokoju łóżko, szafa i biurko. Na szczęście mam laptopa. Sypialnia mamy podobnie. No i dwa gościnne pokoje. Jest jeszcze piwnica. To tyle. Rozpakowałam laptopa, położyłam na biurku, nałożyłam słuchawki na uszy i poszłam spać. Ja chcę do domu. Poprawka. Ja jestem w domu...

Na grzbiecie wiatru. Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz