Rozdział XIX

938 47 1
                                    


- szedłem właśnie Long Street –relacjonował Ryan rysując mi Runy na plecach – kiedy nagle Sensor zaczął piszczeć – Sensor to małe urządzenie pokryte Runami, służące do wykrywania demonicznej energii, czyli kiedy w pobliżu są demony, Sensor daje sygnał – po mojej prawej stronie znajdował się jakiś stary, opuszczony budynek, potencjalnie mogłyby być w nim demony, więc wszedłem sprawdzić. Na oko jakieś dziesięć Shax'ów, damy radę, Blackthorn – puścił mi oczko, kiedy skończył rysować Znaki. Zdjął koszulkę dając mi tym samym do zrozumienia, że chce, abym narysowała mu Runy. Nakreśliłam pospiesznie na jego muskularnych plecach kilka Znaków mogących przydać się w walce. Po wszystkim ubrał ponownie koszulkę i schylił się po broń, którą uprzednio wyrzucił z bagażnika na ziemię.

- trzymaj – powiedział rzucając mi dwa z czterech Serafickich Ostrzy i cały komplet sztyletów do rzucania pokrytych Runami. Kiedy broń nie jest pokryta Znakami, nie zadaje poważnych ran demonom. Co ciekawe, Nocni Łowcy wcale nie używają broni palnej. Nie dlatego, że są zacofani (chociaż coś w tym jest), ale dlatego, że naboje do pistoletów nie wytrzymują runicznej magii i rozsypują się.

Przymocowałam złożone Serafickie Ostrza do paska, sztylety umieściłam w różnych miejscach: kilka za paskiem, dwa w wysokich butach, jednym cienkim upięłam kok (nie pytajcie skąd umiem tę sztuczkę)

- samochód zostaje tutaj, narysowałaś mi Runę Szybkości, prawda? – pokiwałam głową – świetnie. Złap mnie, jeśli potrafisz! – wykrzyknął i popędził w stronę ulicy. Żaden Przyziemny nie zwróci na nas uwagi, bo mamy Znak, który uniemożliwia im widzenie nas. Po prostu jakimś cudem omijają miejsca, w których nagle się pojawiamy. Mogłabym tak biec bez końca, trzy razy szybciej niż normalnie, bez żadnego zmęczenia i spojrzeń przechodniów, jednak nagle biegnący przede mną Ryan zatrzymał się i odwrócił tak, że zaskoczona wpadłam w jego ramiona.

- przegrałaś – powiedział z triumfem wypisanym na twarzy.

- tylko o parę kroków – przewróciłam oczami. Nagle Ryan spoważniał

- pamiętaj, jesteś Nocnym Łowcą. Masz to we krwi, dlatego kiedy tam wejdziemy kieruj się instynktem. Ono powie ci, co masz robić – położył dłoń na moim sercu. Uniosłam się na palcach i pocałowałam go. Tak dawno tego nie robiłam, że aż zakręciło mi się w głowie od przypływu nagłych emocji.

Po przekroczeniu progu domu ogarnął nas odór zgnilizny, co jest charakterystyczne w siedliskach demonów. Okna były pozasłaniane kartonami i zasłonami dodatkowo pokrytymi grubą warstwą kurzu, co skutecznie ograniczało dopływ światła do pomieszczeń. W holu nie było żadnych demonów, jednak one już na pewno wiedzą, że tu jesteśmy, Shaxy słyną ze swojego bardzo dobrego węchu. Samael szepnęłam do mojego Serafickiego Noża, a ten rozjarzył się anielskim światłem. Ryan zrobił to samo. Rozglądał się czujnie po przestronnym holu.

- jeden bydlak czai się na schodach – kiedy to powiedział, ja także dostrzegłam demona przypominającego osobliwego chrząszcza, miał bowiem coś na kształt szczypiec i pancerza na plecach. Ryan nie czekał na moją reakcję i z prędkością światła popędził w stronę Shaxa. Demon był czujny i spodziewał się ataku, jednak w starciu z Ryanem nie miał szans. Chłopak załatwił go kilkoma mocnymi cięciami miecza. Zadowolony odwrócił się w moją stronę i teatralnie się ukłonił, mówiąc – bułka z masłem – po czym wrócił na pozycję i już ciął mieczem kolejnego demona. Nie dane mi było jednak długo przyglądać się jego zmaganiom, bo poczułam, jak na ramieniu zaciskają mi się szczypce demona. Szarpnął mnie do tyłu, prawie straciłam równowagę, jednak udało mi się nie upaść. Nie mogłam wyrwać się z tego uścisku, bo szczypce wyrwałyby mi kawał ciała. Zamiast tego zamachnęłam się mieczem i odcięłam demonowi odnóże. To chyba go rozzłościło, bo rzucił się na mnie próbując mnie pogryźć. Szybko uruchomiłam drugi Seraficki Nóż i skośnymi ścięciami odcięłam Shax'owi głowę. To było strategiczne cięcie, bo momentalnie zniknął, tak jak robią wszystkie demony zaraz po zabiciu. Teraz ja odwróciłam się do Ryana z teatralnym ukłonem, jednak go nie widział, załatwiał kolejnego demona. W oczy rzucił mi się inny Shax, zachodzący od boku zajętego Ryana. Zareagowałam szybko wyciągając zza paska dwa sztylety do rzucania. Posłałam je w stronę demona. Jeden chybił i wbił się w ścianę niszcząc drewnianą boazerię, jednak drugi utknął w grubym pancerzu Shaxa. Za płytko, żeby go zranić, jednak wystarczająco by odwrócić jego uwagę od walczącego Ryana. Potwór spojrzał z rykiem w moją stronę. Przełknęłam ślinę, mam nadzieję, że teraz nie chybię. Rzuciłam krótkim nożem w Shaxa. Trafiłam prosto w czoło demona, które natychmiast zaczęło czernieć z powodu magii Runów umieszczonych na ostrzu. Wyjęłam z buta ostatni sztylet i zamachnęłam się. Ten rzut także okazał się celny. Demon zaryczał, zachwiał się i zniknął.

- dobra robota! – krzyknął Ryan. – zostały dwa, widzę je na piętrze. Spróbuję je zestrzelić – wziął do ręki łuk przymocowany wcześniej na plecach i strzałę. Napiął mocno cięciwę celując w Shaxy, których nie widziałam z miejsca, w którym obecnie stałam. Wypuścił strzałę, ale chyba nie trafił za pierwszym razem, co wywnioskowałam po wiązce przekleństw. Spróbował raz jeszcze, tym razem z większym skupieniem na twarzy. Trafił, na jego twarzy wymalował się triumfalny uśmiech. – a to twardy sukinsyn. Pomożesz? – powiedział spoglądając na mnie

- nie mam już nic do rzucania – uświadomiłam sobie.

- mam kilka sztyletów przy pasku. Chodź szybciej, chyba się obudził – powiedział ładując kolejną strzałę. Podbiegłam do niego, uniosłam jego czarną koszulkę w poszukiwaniu sztyletów. Tak jak powiedział, były przymocowane do paska. Wzięłam trzy i cisnęłam dwoma w stronę potwora. Po chwili już go nie było. Z drugim uporał się Ryan posyłając w jego kierunku płonące strzały.

- to by było na tyle – powiedział z uśmiechem – świetnie sobie poradziłaś

- daj spokój, to nie ja zabiłam większość Shaxów dzisiaj.

- ja mam do czynienia z demonami od dziecka, ty od pół roku. Uwierz mi, mało który Nocny Łowca na twoim etapie nauki byłby w stanie zrobić to, co ty dzisiaj – powiedział, po czym złożył na moich ustach namiętny pocałunek. Nagle zaczęło mocno kręcić mi się w głowie. Musiałam upaść, bo po chwili znalazłam się w silnych ramionach Ryana.

- wiem, że jestem powalający, ale żeby od razu mdleć? – zaśmiał się. Jednak musiałam serio wyglądać koszmarnie, bo zaraz spoważniał. – jesteś ranna? – zaczął przyglądać mi się uważnie. Kiedy jego wzrok padł na moje ramię, skrzywił się. – a to skurwiel. Cecily, trzymaj się. – szybkim ruchem usiadł na zakurzonej podłodze i wyciągnął Stelę z wysokiego buta. Narysował mi Iratze wszędzie, gdzie tylko mógł. – no, wróciły ci kolory – westchnął z ulgą.

Pędził przez ulice niosąc mnie w ramionach. Kiedy byliśmy już niedaleko, poczułam, że Znaki zaczynają słabnąć. Ryan też musiał to wyczuć, bo szeptał nerwowo – Cecily, wytrzymaj, kurwa, wytrzymaj to.

W aucie zaaplikował mi kolejną dawkę Runów uzdrawiających, niektórych nawet nie znałam wcześniej. Jego starania odniosły pozytywny skutek, bo już po chwili czułam się normalnie.

- głęboko mnie drasnął – na dźwięk mojego głosu Ryan rozpromieniał.

- żebyś wiedziała – powiedział odgarniając mi kasztanowe włosy z twarzy. – nie strasz mnie tak więcej.

- ty też jesteś ranny – powiedziałam marszcząc brwi na widok jego bruzdy na twarzy. – narysuję ci Iratze – chłopak nie protestował, wiedział, że lubię rysować Znaki. Już po chwili po rozcięciu została tylko mała blizna na łuku brwiowym. – Nie ukrywam, dodaje ci charakteru – zaśmiałam się, jednak była to prawda. On tylko wydał z siebie nieartykułowany dźwięk, chyba wyrażający irytację

- życie Nephilim to życie pełne niebezpieczeństw i blizn. Tak, blizn przede wszystkim – podsumował. 

*****

jak Wam się podoba? będę wdzięczna za komentarze z opiniami lub poradami ;) 

Witamy w Akademii JonathanaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz