Rozdział XVII

920 52 0
                                    

to jest trzeci rozdział, który dzisiaj dodaję, więc nadróbcie resztę zanim przeczytacie 17 :*


7:00

Dlaczego budzik dzwoni zawsze wtedy, gdy śpi się najlepiej? Kiedy wczoraj wróciliśmy, była 3:00 nad ranem, więc spałam jakieś cztery godziny. To zdecydowanie za mało, szczególnie, że dzisiaj mamy normalny trening. Na samo wspomnienie wczorajszej nocy zrobiło mi się cieplej na sercu i nagle ogarnęła mnie pozytywna energia, perspektywa dnia spędzonego na treningach nagle nie wydawała się taka straszna.

Zerknęłam na telefon, na wyświetlaczu ukazał się komunikat, że mam nieprzeczytaną wiadomość. Była ona od taty.

Jak tam ba pierwszym patrolu? Słyszałem, że daliście czadu z Fairchildem ;) jesteśmy z mamą dumni :*

Zadziwia mnie tempo, w jakim rozchodzą się informacje... Szybko odpisałam patrol świetny, co prawda nie działo się zbyt dużo, ale i tak mi się podobało J niedługo się widzimy :D

W niedzielę jest w szkole dzień odwiedzin, więc zapewne się pojawią. Zajrzałam jeszcze do skrzynki mailowej, znalazłam tam wiadomość od Alice hejka, w sobotę razem z Mattem będziemy w Shortville, może spotkamy się w kawiarni na East Street o 17? Stęskniliśmy się :/

Szybko nabazgrałam odpowiedź, że mi pasuje i nie mogę się doczekać. W rzeczywistości było trochę inaczej... przyzwyczaiłam się już do otaczających mnie Nephilim i Podziemnych, ale w końcu przyjaciele to nadal przyjaciele...

***

- Cecily! Jak wam poszło wczoraj? – zagadnął mnie Brian, kiedy tylko weszłam do Sali.

- dobrze, jestem zbyt zmęczona, żeby opowiadać – stwierdziłam zgodnie z prawdą. – widzieliście gdzieś Ryana? – zaczęłam szukać go wzrokiem, gdy nagle rzucił mi się w oczy ktoś nowy przy naszym stoliku. Był to ten blondwłosy wampir, z którym wczoraj się zderzyłam. – cześć, jestem Cecily – wyciągnęłam do niego rękę. Uścisnął ją, jego dłoń ku mojemu zaskoczeniu okazała się być przyjemnie ciepła.

- Dave. Mam nadzieję, że nie przeszkadza ci, że się dosiadłem. Przenieśli nam jedne zajęcia na wcześniejszą lekcję i nie miałem gdzie usiąść.

-nie ma sprawy– usiadłam na swoim miejscu i zaczęłam jeść owsiankę z owocami. – który rok w Akademii? – zagadnęłam

- trzeci – odpowiedział – po trzydziestu latach przerwy – wow, to ile on mógł mieć lat? więcej niż osiemnaście bym mu nie dała!

- w tym roku pięćdziesiąt jeden – jakby słyszał moje myśli.

- mógłbyś być moim wujkiem – skomentował Brian

- poniekąd tak – Dave wzruszył ramionami

- cześć –do stolika podszedł Ryan. Cmoknął mnie w policzek i usiadł obok mnie na ławce. Wtedy zobaczył naszego gościa – Ryan – przedstawił się ściskając dłoń Dave'a. coś w wyglądzie Ryana mnie zaniepokoiło, miał rozcięcie na policzku i siniaki na kostkach, tak, jakby się z kimś bił. Zauważył, że mu się przyglądam – biegałem przed śniadaniem i udrapnęła mnie gałązka – jednak to nadal nie tłumaczyło siniaków. Zresztą, chyba jestem przewrażliwiona. Pewnie zostały mu od wczoraj, albo ćwiczył na worku treningowym.

- narysować ci iratze? – zapytałam tylko, nie drążąc tematu

- jeśli możesz – uśmiechnął się. Zabrałam swoją Stelę i nakreśliłam na jego przedramieniu Znak. – dziękuję – powiedział, gdy skończyłam.

- zawsze mnie to fascynowało – Dave lekko pochylił się w naszą stronę. – to jakiś rodzaj magii?

- Nephilim nie zajmują się magią – odparł sucho Ryan. Widocznie coś mu nie pasowało w obecności wampira, jednak starał się tego nie okazywać – to robota dla czarowników.

- ale jest w tym trochę magii – wtrącił się Brian, widocznie chcąc przypomnieć Dave'owi o swojej obecności – w każdym razie działa tylko na Nocnych Łowców. Na Podziemnych nie działają Runy, a Przyziemnym mogą narobić niezłych szkód...

- to znaczy? – zaciekawił się Dave

- ludzie po nałożeniu Znaków czasami umierają, jednak częściej po prostu stają się kimś w rodzaju zombie, nazywamy ich Wyklętymi.

Witamy w Akademii JonathanaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz