Rozdział XXXI

58 3 0
                                    

Gdy weszła do stołówki, wszyscy siedzieli już i jedli śniadanie. Brian wyglądał, jakby usłyszał coś i nie mógł się powtrzymać, aby zaraz to wykrzyczeć. Siedział jak na szpilkach. Gdy tylko Cecily usiadła, ten faktycznie nie wytrzymał i podekscytowanym, piskliwym głosem zwrócił się do niej – Bonnie mówi, że panienka nie spała dziś w swoim pokoju! Czyżby relacje mojej ulubionej parki się zacieśniały? – Cecily z pytającą miną spojrzała na przyjaciółkę.

- Suszył mi głowę dzisiaj rano, że się martwi o waszą relację po ostatniej kłótni, chciał abym mu coś przepowiedziała. – Bonnie przewróciła oczami, po czym dodała - Akurat, gdy pisaliśmy to słyszałam, że drzwi od twojej sypialni zaskrzypiały. O godzinie, w której zazwyczaj dopiero się budziłaś. Odebraliśmy to jako dobry znak. Kochamy was i chcemy, abyście się dogadywali... - dodała, lekko zmieszana, że wtrąciła się w nie swoje sprawy. Bonnie była przeciwieństwem Briana, który ewidentnie lubił ploteczki.

Cecily podniosła wysoko brwi. Nie spodziewała się, że przyjaciele mogą się tak martwić o jej związek, a przede wszystkim, że będą w tym tak bezpośredni. – Dziękuję, wszystko jest w jak najlepszym porządku... - spojrzała na Ryana, który siedział na wprost niej i niewzruszony tematem patrzył wprost na nią. Kiedy ich spojrzenia się spotkały, Cecily poczuła przyjemny dreszcz przebiegający po plecach. Jego oczy miały niesamowity jasnoniebieski kolor, przez co miało się wrażenie, jakby widziały całą duszę.

- Słuchajcie, podobno dziś w nocy będzie impreza w lesie nad jeziorem. Może w końcu pójdziemy razem, skoro na początku roku nie chciałaś, C.? – zapytała Bonnie. Cecily czuła, że tym razem jej się nie wywinie, odmówiła za pierwszym razem, a potem, po zabójstwie Annie wszystkie imprezy zostały surowo zabronione. Miała więc to być pierwsza impreza od dłuższego czasu.

- Hmmm, no okay. Niech wam będzie – Cecily zmierzyła przyjaciół wzrokiem. Na twarzy Briana pojawił się szeroki uśmiech. – Ryan, a ty co sądzisz?

- Okay, okay, niech będzie. Wpadniemy. Przyda nam się trochę odstresować po tym roku szkolnym – powiedział, przeczesując czarne włosy. Były już na tyle długie, że opadając, zasłaniały lekko oczy. – A tymczasem, musimy się zbierać na zajęcia. – Wszyscy jednocześnie wstali i skierowali się w stronę sal lekcyjnych. Bonnie jako jedyna z paczki miała lekcje osobno, razem z resztą Czarownic. Mijając korytarz Skrzydła Wschodniego, pomachała im i oddaliła się na zajęcia z zielarstwa. Cecily wraz z Ryanem i Brianem powędrowali na lekcję łaciny.

***

W czasie zajęć z walki bezpośredniej Lightwood przygotował konkurs sparingowy. Każdy z uczniów miał walczyć ze sobą, do czasu wyeliminowania ostatnich osób. Nie było podziałów ze względu na płeć czy wagę, gdyż Nocny Łowca powinien być przygotowany na każdą walkę, tym bardziej z nierównym przeciwnikiem. Tym bardziej, w przypadku Łowców, pozory często mylą i osoby niższe czy lekkie wykazują się większym sprytem lub szybkością w walce, bez problemu pokonując przeciwnika dwukrotnie większego od siebie. Brian, mimo swojej bardzo szczupłej sylwetki, zawędrował wysoko w tabeli. Potrafił wykorzystać swoją zwinność, jednak najlepiej sprawdzał się w walce na dystans, przez to odpadł z przeciwnikiem, który ostatecznie przyparł go do podłogi. Jednakże Cecily musiała przyznać, że w rzucaniu sztyletami nie miał sobie mocnych. Przeciwnik, z którym przegrał Brian, miał mieć kolejną walkę z Ryanem. Cecily czekała na swoją kolej, ponieważ swój poprzedni sparing wygrała i miała stoczyć ostateczną walkę z następnym wygranym. Ryan wraz z przeciwnikiem ustawili się na środku maty. Skinieniem głowy oznajmili gotowość do walki. Pierwszy raz Cecily miała okazję tak dokładnie przyglądać się Ryanowi jak walczy. Chłopak był bardzo skupiony na przeciwniku. Jego oczy wręcz mroziły go wzrokiem. Wielkich rozmiarów blondyn wydawał się być ciężkim przeciwnikiem. Briana na koniec walki tak mocno przyparł do podłogi, że ten zbladł jak ściana. Jego walka z Fairchildem zapowiadała się interesująco. Cecily przypomniało się, że chłopak ten miał na imię Joseph. Wcześniej widziała go tylko kilka razy podczas posiłku, ale słyszała, że jego znajomi tak się do niego zwracali. Po rozpoczęciu walki Joseph nie czekał długo, od razu przystąpił do ofensywy. Miał agresywny styl walki, więc podobny do Ryana. Chłopak Cecily był jednak niewyobrażalnie szybszy od Josepha, zadawał również precyzyjne ciosy. Ich style walki nieco różniły się od siebie, wykorzystywali inne ruchy. Lightwood chodził dookoła maty i przyglądał się ze skupieniem walczącym uczniom. Walka była dość wyrównana, przez co trwała dość długo. Pod koniec, na twarzy Ryana widać już było znudzenie, które nagle ustąpiło przebiegłemu uśmieszkowi i błyskowi w oku. Było w tym coś mrocznego, co nie pozwalało oderwać Cecily wzroku od niego. Sytuacja w walce zmieniła się tak szybko, że Cecily ledwo dostrzegła jak Ryan jednym szybkim ruchem podciął przeciwnikowi nogę, powodując jego upadek. Joseph był tak samo zdziwiony szybkością przeciwnika, nie zdążył wykonać żadnego ruchu i już Fairchild przyszpilił go do podłogi, trzymając nogę na jego klatce piersiowej. Lightwood ogłosił koniec walki.

Witamy w Akademii JonathanaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz