Rozdział XXVII

747 45 0
                                    


Robiąc parę szybkich ruchów udało mi się przycisnąć przeciwnika do pobliskiego drzewa. Blask Serafickiego miecza przyciśniętego do jego szyi oświetlił znajomą mi twarz.

- Fairchild, czyś ty do reszty zwariował?! – wykrzyknęłam

- prawdopodobnie tak... Cecily, wiem, że z chęcią odcięłabyś mi głowę, ale mimo wszystko weźmiesz Nóż z mojej szyi i mnie wysłuchasz?

- no tak, jasne – westchnęłam i uwolniłam Ryana. W miejscu, gdzie miecz za mocno wcinał się w jego skórę widniała czerwona pręga.- może teraz oświecisz mnie, dlaczego skradałeś się za mną w nocy, akurat wtedy, kiedy chciałam być sama?

- nie skradałem się, pod Akademią nawet zawołałem, żebyś zaczekała, ale nie słyszałaś.

- albo nie chciałam słyszeć – powiedziałam szorstko, ale chłopak spojrzał powątpiewaniem, wiedział, że kłamię.

- musiałem z tobą porozmawiać. Wtedy wyszłaś z pokoju nie pozwalając mi nic wyjaśnić, chciałem dać ci czas, żebyś mogła sobie wszystko przemyśleć.

- no to jesteś bardzo hojny, zważywszy na to, że dałeś mi aż dwa dni – burknęłam.

- tak, bo wtedy wydawało mi się to dobrym pomysłem, ale takim nie było. Doszłabyś do pochopnych wniosków.

- tak? Ryan, do jakich pochopnych wniosków mogłabym dojść w sprawie morderstwa?

- na przykład do takich, że to ja je popełniłem. – wyszeptał. Wyglądał na wyjątkowo wyczerpanego, miał sine cienie pod oczami, przez co kontrast między bladą skórą a czarnymi włosami był jeszcze bardziej widoczny.

- przecież sam tak powiedziałeś – starałam się nadal brzmieć stanowczo i ostro, jednak widząc, w jakim jest stanie, przychodziło mi to z trudem.

- bo to jest najbardziej prawdopodobne wyjaśnienie. Jednak cały czas mam nadzieję, że było inaczej.

- skąd te wątpliwości?

- bo tego nie pamiętam, Cecily. Zupełnie, jakby ktoś wyłączył światło i włączył je dopiero w tym momencie, kiedy rodzice znaleźli mnie z ciałem Rose w kałuży krwi – jego twarz nie wyrażała żadnych emocji. – więc nie wiem, czy zrobiłem to ja, czy zrobił to ktoś inny, biegu zdarzeń nic już nie cofnie. – odwrócił się ode mnie i ruszył powoli w stronę Akademii. Po chwili jednak zatrzymał się i powiedział

- chciałem tylko, żebyś to wiedziała. Na nic nie liczę, jednak mam nadzieję, że dzięki temu kiedyś będziesz w stanie mi wybaczyć – te słowa sprawiły, że czułam jakby ktoś podeptał moje złamane serce.

- Ryan! – zawołałam, zanim zniknął mi z oczu. Chłopak spojrzał w moją stronę. – dziękuję – powiedziałam cicho, jednak on słyszał to doskonale. 

Witamy w Akademii JonathanaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz