Rozdział XIV

1K 50 2
                                    

Wszyscy odczuwali niesamowitą pustkę spowodowaną utratą Annie. Puste miejsce przy stole podczas kolacji boleśnie rzucało się w oczy. Jednak od dramatycznego wydarzenia minął już miesiąc i życie w Akademii wróciło do normy. Nawet Bonnie i Brian otrząsnęli się z szoku wywołanego morderstwem przyjaciółki. Amelia Herondale nie żartowała z intensywniejszą formą treningów. Poświęcaliśmy dużo więcej czasu na naukę różnorodnych technik walki, aby w końcu każdy wybrał sobie odpowiednią dla siebie. Najbardziej przypasowała mi walka Serafickimi Nożami i różnymi mieczami, oraz rzucanie krótkimi sztyletami. Również treningi siłowe i poprawiające wydolność organizmu stały się jeszcze bardziej mordercze. Z zajęć wracałam zmęczona, obolała, nawet głowa pękała mi od nowopoznanych Runów, których uczyliśmy się dwukrotnie więcej niż przewidziano wcześniej. Na demonologii oprócz opisów demonów wprowadzono od razu techniki zabijania ich. Pomimo wyczerpania, byłam zadowolona z takiego tępa. Chyba odzywał się we mnie instynkt Nocnego Łowcy, bo chciałam ćwiczyć jeszcze więcej, być jeszcze lepsza i w końcu wykorzystać wiedzę w praktyce. Lightwood zdradził nam, że dyrekcja planuje wcześniej rozpocząć naukę w terenie, oznaczało to, że już w nadchodzącym tygodniu, a nie dopiero następnym półroczu, będziemy mieć wyznaczone patrole. Na takim patrolu grupka Nephilim udaje się w nocy do miasta lub okolic, aby zabijać demony i łagodzić spory między Podziemnymi. Prawdę mówiąc, nie mogłam już doczekać się swojego pierwszego dyżuru, chciałam, żeby zaczęło wypełniać się moje przeznaczenie.

Jeśli chodzi o Ryana, on przez ten miesiąc zachowywał się dość dziwnie. Miałam wrażenie, że ta bliskość, która wytworzyła się między nami na spacerze w parku, trochę osłabła. Znikał wieczorami, za dnia wydawał się nieobecny myślami. Trenował bardzo ciężko, jakby przygotowywał się do wojny, więc jego zachowanie zrzuciłam na zmęczenie. Jednak moje obawy znikały, kiedy spędzaliśmy czas bez świadków. Wtedy był taki, jak zawsze wobec mnie; miły, ale emanujący aurą buntownika.

Zmierzałam właśnie do pokoju Ryana w skrzydle męskim. Podniosłam rękę, żeby zapukać do drzwi, jednak powstrzymałam się. Słyszałam jego podniesiony głos, pewnie rozmawiał z kimś przez telefon. Nie chciałam podsłuchiwać, ale Run wyczulający słuch jeszcze nie przestał do końca działać.

- mówiłem, odwal się od moich przyjaciół, oni nie mają z tym nic wspólnego. To sprawa między nami – cisza – nie, nikt nie wie. Nie dzwoń więcej i nie przypominaj mi o sobie.

Wyglądało na to, że zakończył rozmowę, więc zapukałam. Kiedy otworzył drzwi na jego twarzy widać było resztki wściekłości, jednak kiedy mnie zobaczył od razu złagodniał.

- o, Cecily, nie spodziewałem się ciebie o tej porze, ale wejdź – otworzył drzwi szerzej, żebym mogła wejść do pokoju.

- nie spodziewałeś się? Przecież mieliśmy biegać – wyglądał, jakby właśnie przypomniał sobie, że zostawił włączone żelazko w domu oddalonym od niego o sto kilometrów. Jednak szybko się opanował

- no tak, zapomniałem. Ale nie przejmuj się, możemy iść, przebiorę tylko koszulkę. – podszedł do szafy i wziął czarny T-shirt do ćwiczeń. Był odwrócony do mnie tyłem, więc kiedy zdjął koszulkę, którą miał wcześniej, widziałam jego niezwykle umięśnione plecy. Kiedy zaczną się patrole pokryją się one Runami, co jeszcze bardziej doda im charakteru. Część mnie chciała zobaczyć, jak będą się prezentowały te czarne, wijące się wzory na jego sylwetce. Nagle odwrócił się i z zarozumiałym uśmieszkiem zapytał – ładne widoki? – na mojej twarzy na pewno pojawił się ogromny rumieniec.

- nie ważne, chodźmy już – mruknęłam pod nosem. Ryan zaśmiał się po cichu. Wyszliśmy na dziedziniec. Akademia otoczona była lasem, a teren należący do szkoły był bardzo duży, więc spokojnie można było pobiegać. W ciągu tego miesiąca często biegałam z Ryanem, bo chciałam dobrze przygotować się do patroli. Ryan biegał od zawsze, więc na początku trudno było mi dotrzymać mu tempa, jednak teraz nie miałam z tym najmniejszego problemu.

- Ryan, mogę cię o coś zapytać? – zagadnęłam w biegu

- pytając mnie o zgodę poniekąd już to zrobiłaś – uniósł brwi – ale jasne, pytaj

- skąd masz tę bliznę na plecach?

- jaką bliznę? – zapytał cichym głosem, kiedy odwróciłam ku niemu głowę, zobaczyłam, że zbladł. Mimo jego pytania wiedziałam, że doskonale zdawał sobie sprawę, o jakiej bliźnie mówiłam.

- na pewno nie mogłeś jej przeoczyć, pięć długich pasków ciągnących się od łopatki aż po ramię – Ryan gwałtownie się zatrzymał. Stanęłam jakieś dwa metry dalej i podeszłam do niego.

- Cecily, pamiętasz, jak mówiłem ci, że życie Nocnego Łowcy to życie pełne blizn. Trzy lata temu byłem na patrolu i jakiś demon miał naprawdę ostre pazury, to wszystko.

Może to przez niepewność w jego głosie, może przez jego gwałtowną reakcję, ale w każdym razie wątpiłam, że to rzeczywiście demon zostawił te ślady.

Witamy w Akademii JonathanaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz