Rozdział XXV

792 44 3
                                    


- jak to, ty ją zabiłeś?! Przecież to była twoja siostra! – chodziłam wściekła w tę i z powrotem.

- przecież wiem, że nią była – powiedział cicho. Siedział na łóżku z miną skazańca. – noszę po tym ślad do dzisiaj.

- te blizny... to dlatego je masz – powiedziałam, kiedy przypomniałam sobie o długich kreskach na plecach Ryana. Pokiwał głową. – wiedziałam, że to nie sprawka demona. – wycedziłam. Nie mogłam uwierzyć w to, że chłopak, który kiedyś był cichy i zamknięty w sobie właśnie wyznał mi, że zabił własną siostrę. To było po prostu niewyobrażalne.

- Cecily, nie miej mi tego za złe – wyszeptał – to było dawno temu

- dawno? Rok to dla ciebie tak dużo czasu? – zakpiłam.

- proszę, C. już wystarczy, że rodzina mnie nienawidzi – no tak, to oczywiste, że matka nie mogła go znienawidzić tylko za to, że był efektem jej romansu. Teraz to miało sens.

- czy śmierć Annie to też twoja wina? – musiałam to wiedzieć. Rany na moim sercu po stracie przyjaciółki jeszcze nie do końca się zabliźniły, dlatego musiałam. Nawet, jeśli raniłam tym Ryana, chłopaka, którego jeszcze wczoraj kochałam.

- nie. Jej nie zabiłem – odparł. Wiedziałam, że swoją nieufnością sprawiam mu ból, ale nie interesowało mnie to. Już nie.

- ups, to chyba moja sprawka – usłyszeliśmy znajomy głos. Drzwi do sypialni były otwarte, a o futrynę opierał się wysoki blondyn w czerwonym mundurku. Dave.

- to znaczy? – wbiłam w niego wzrok.

- to, co słyszałaś. To ja zabiłem tą czarownicę – powiedział to takim tonem, jakby mówił nam o tym, e właśnie zamówił pizzę. Ryan dalej siedział z nieodgadnioną miną.

- a ta wiadomość na ścianie? – zapytałam cicho.

- zawsze będą następni? W nagłym przypływie weny twórczej postanowiłem zostawić ją dla mojego syna – wzruszył ramionami. – ciągle winił się o śmierć Rose. To robiło się denerwujące.

Musiałam wyjść z tego pokoju. Wyminęłam Dave'a, który nadal nonszalancko opierał się o drzwi. Ostatni raz spojrzałam na Ryana. Nadal nie widziałam w nim kogoś, kto mógłby kogokolwiek zabić, ale wiedziałam, że to tylko pozory. W połowie był potworem, jak jego ojciec.

Serce pękło mi na widok oczu chłopaka siedzącego na łóżku. Było w nich tyle bólu, żalu i smutku. Jednak w głowie nadal miałam obraz wykrzywionej złością twarzy Ryana, kiedy bił Toma na treningu. Odwróciłam się i ruszyłam w stronę pokoju.

- ludzie umierają, Cecily. Lepiej się przyzwyczaj – powiedział Dave, kiedy już ledwo mogłam go usłyszeć. Jednak jego słowa nadal wybrzmiewały w mojej głowie.

Zatrzasnęłam z hukiem drzwi. W tej chwili czułam się pozbawiona jakichkolwiek emocji. Kiedy rozważałam w myślach każde słowo Fairchilda nadal nie mogłam uwierzyć w to, że był zdolny zabić własną siostrę. Nie byłam pewna, czy potrafię mu przebaczyć to, co zrobił, w tej chwili byłam pewna tylko jednej rzeczy – Dave musi zapłacić za śmierć Annie.


Witamy w Akademii JonathanaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz