Chłopiec w pomarańczowej czapce

551 59 15
                                    

Lizzy została wywieziona na szpitalny korytarz przez pielęgniarkę. Starsza kobieta cały czas ją pocieszała, że to tylko skręcenie, że ledwie się zorientuje, a już stanie na nogi. Ta na wszystko jej przytakiwała.

Po opuszczeniu dyżurki zobaczyła Kennetha, siedzącego pod ścianą z kubkiem jakiegoś ciepłego napoju w ręku. Na jej widok wstał i wyciągnął rękę z naczyniem w jej stronę. 

- Dla ciebie – powiedział

Lizzy podziękowała i wzięła duży łyk, jak się okazało herbaty z cytryną. Przyjemne ciepło rozlało się po całym jej ciele.

- To już wszystko kochanie. – powiedziała pielęgniarka – Jesteś już wolna, twój chłopak może cię zabrać do domu. Ale pamiętaj, by się oszczędzać. 

- Oczywiście – odpowiedziała z lekko wymuszonym uśmiechem. 

Ani ona, ani Kenneth nie zareagowali nawet na jej komentarz : „chłopak”. Zapewne dlatego, że podczas drogi do szpitala usłyszeli go parokrotnie z różnych ust i nie robił na żadnym z nich najmniejszego wrażenia.

Lizzy starała się zejść z wózka. Gangnes pomógł jej i jednym ruchem wziął na ręce. 

- Ile ja mam z tobą problemów... – zaczął

- Mogło być gorzej – dodała 

- Ale mogło być też lepiej – Nachylił się, by Lizzy mogła wziąć swoją torbę. Potem wyszli na zewnątrz. 

- Zamówię taksówkę – zapowiedziała Lizzy i zaczęła grzebać w swoich rzeczach. 

- Nie wierć się – protestował Kenneth 

- Przepraszam – powiedziała i zaczęła układać swój neseser na kolanach. Po momencie jego bok, gdzie znajdował się laptop, uderzył go w brzuch.

- Uchhhhhh – wycedził z bólu skoczek i szybko podszedł do jakiejś pokrytej śniegiem ławki, na której posadził Lizzy. Po chwili sam usiadł. 

- Naprawdę mi przykro – przepraszała go jeszcze raz 

- Może jakoś przeżyje – pokręcił głową jakby mówił: „nigdy więcej”

- W ogóle to proszę cię – przestań się zachowywać jak gbur.

- Ja się tak zachowuję? – spytał. – Jakbyś nie zauważyła to siedzimy tu z twojego powodu więc nie czepiaj się mnie.

- Nie wiedziałam, że pomóc komuś to dla ciebie tak wielka łaska.

- Nie komuś, tylko tobie.

- Przesadziłeś – odparła ostro i z trudem wstała z ławki. Zaczęła skakać na jednej nodze w stronę parkingu. Nie potrzebowała niczyjej łaski, mogła sobie poradzić sama.

Wyciągnęła telefon i zadzwoniła po taksówkę. 

- Dzień dobry, słucham? – odezwała się po drugiej stronie jakąś kobieta

- Dzień dobry, poproszę taksówkę na lotnisko...

Ktoś nagle wyrwał jej telefon.

- Poprosimy taksówkę na główny przystanek autokarowy. Jak najszybciej – zakończył za nią rozmowę Kenneth 

Potem oddał jej telefon.

- Co ty robisz? Musimy przecież jechać na lotnisko. – zapytała 

- Nie mamy po co. Najbliższy lot do Helsinek jest w Monachium za 3 dni. 

- A niebezpośredni? Może spróbujemy w ten sposób – zasugerowała 

- Też o tym pomyślałem, ale niestety nic nie pasuje.

Life Support [ZAWIESZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz