33.
Był już wieczór i dochodziła dwudziesta druga, a w mieszkaniu, poza dźwiękami telewizyjnymi, panowała całkowita cisza. Nietypowe, ponieważ zazwyczaj na tych kilkudziesięciu metrach kwadratowych dawało się słyszeć żartobliwe dogryzki i czułe słowa szeptane do ucha.
Dzisiejszego wieczoru taka sytuacja miejsca nie miała, choć lokatorzy byli obecni jak zwykle. Wszystko przez tą jedną, niefortunną, całkowicie bezsensowną kłótnie. Co najciekawsze, oboje zdawali sobie sprawę z jej absurdalności. Oboje wiedzieli, że jedyne co trzeba zrobić to powiedzieć: „Przepraszam za moje zachwanie“, ale obydwoje także byli na tyle uparci, że nie mieli w zwyczaju przyznawać się do błędów. Byli na tyle głupi, że woleli godzinami się ignorować, robiąc wspólnie kolację w kuchni czy oglądając serwisy informacyjne na tej samej kanapie. Zachowywali się jednocześnie jakby nie widzieli osoby obok, a także jakby oczekiwali czegoś z jej strony. Chyba skruchy.
Bezsens takiego stanu ich przytłaczał, ale duma nie pozwoliła wycofać.
Lizzy było ciężko to znieść. Czuła, że dała się ponieść emocją i zbyt ostro potraktowała chłopaka. Wiedziała, że powinna go przeprosić. Mogła teraz wyjść z tego salonu i zwalając winę na stan błogosławiony odrzec: „Wybacz mi kochanie, ale przez ciążę wszystko dookoła mnie wkurwia. A tak się składa, że dziś moim workiem do wyładowania emocji byłeś ty. Mam nadzieję, że to rozumiesz. “.
Ale te słowa już w głowie nie miały sensu, po co więc miałaby użyć ich głośno? W ten sposób wracała do punktu wyjścia i dalej przyglądała się przypadkowemu filmowi, który leciał w telewizji.
Tymczasem w oddalonej o parę stóp kuchni Kenneth otwierał już drugą puszkę browara. Powstrzymał się od krzyku, gdy zarysował palcem o chropowaty metal, a naskórek się zdarł. Instynktownie włożył palec pod wodę.
„Głupio mi skarbie, że próbowałem cię bronić przed tymi hienami. Zapomniałem, że sama chciałaś to zrobić. Następnym razem obiecuję rozłożyć na to ręce“.
W ten sposób starał się wymyślić, co mogłyby jej powiedzieć w ramach przeprosin. Jednak powtarzając to, co miał do tej pory nie widział żadnego światełka w tunelu.
Było mu przykro i chciał to naprawić, lecz jak miał się do tego zabrać? Naiwnie wierzył, że może ona okaże się tu mądrzejsza. Przyjdzie do niego i powie, że jest głupi, ale i tak go kocha. On wtedy się zaśmieje, powie jedno magiczne słowo, po czym ucałuje jej idealne wargi na zgodę.
To nie było możliwe. Pociągnął pierwszy łyk.
A ten wieczór zapowiadał się tak przyjemnie. Miał nadzieję ją wreszcie zobaczyć i przez cały wieczór trzymać na rękach, by jakoś wynagrodzić im obojgu ten weekend rozłąki.
Skończyło się zupełnie inaczej. Pociągnął kolejny, zdecydowanie większy łyk.
Popatrzył przez przypadek w bok, ku drzwiom do salonu. Wiedział, że siedzi tam ona i tylko czeka na jego kolejny ruch. Inna sprawa, że on czekał na dokładnie to samo. Czas jednak leciał, a nie nastąpiła żadna akcja i reakcja.
Spojrzał więc na kalendarz, w którym wielkim czerwonym zakreślaczem był zaznaczony czwartek. Podpis „Sapporo“ oznaczał wylot do Japonii. Zostały mu 3 dni.
„Czy ja się z nią pogodzę do tego czasu?“. Zapytał sam siebie w myślach, po czym uniósł puszkę do góry i upił parę mililitrów.- Lizzy!
Brunetka się odwróciła i zobaczyła Astrid, idącą ku niej.
- Cześć.
- Cześć. Jak po wczoraj? – zapytała nieśmiało, wiedząc, że znacząco przyczyniła się do kłótni.
- Bywało lepiej. – odparła Niemka sucho i ze zmęczeniem.
Obie skierowały się do windy, by szybko dostać się na odpowiednie piętro i zacząć pracę. Ta akurat podjechała i obie weszły do środka. Na szczęście poza nimi nikogo tam nie było. Norweżka spytała więc:
- Ale rozmawialiście o tym? Wyjasniliście sobie tą całą sprawę?
Eli zaprzeczyła.
- Nie. Nie odezwaliśmy do siebie od wczorajszego popołudnia.
- Co? – Astrid nie kryła swojego zdziwienia. – Dlaczego?
- Zapewne dlatego, że oboje uważamy, że my tu jesteśmy pokrzywdzeni i oczekujemy przeprosin.
- Albo jesteście tak głupi, że nie widzicie, że robicie z igły widły… - odpowiedziała jej blondynka.
- Ale Astrid, ta sytuacja pokazała mi jak Gangnes podchodzi do kobiety w ciąży. Jak do jakiegoś bezmózgiego bezkręgowca!
Astrid popatrzyła na nią z przekrzywioną głową.
- Gangnes? Przeszliście na nazwiska? Kurcze, szybko. – powiedziała.
- To nie jest śmieszne, Astrid! Liczę, że mi pomożesz.
- A jak ja mam ci pomóc? – spytała. – Oboje zachowujecie się jak dzieci. Po prostu, 2 kobiety w ciąży pod jednym dachem!
- To co ja mam niby zrobić, by to skończyć?
- Nie wiem. – odpowiedziała. – Może przeprosić?
- Ale to on mi nie powiedział o artykule. To on powinien przeprosić! – zakomendowała Lizzy.
- Czyli będziecie się sprzeczać przez jakiegoś głupiego tabloida?
- Najwidoczniej.
Astrid złożyła ręce jak do modlitwy.
- Wiesz moja droga, gdybyś myślała w ten sposób rok temu, to Stöckl w życiu by cię nie zatrudnił. Ta ciąża naprawdę na ciebie wpływa.
- Astrid!
- Co?
- Właśnie dlatego proszę cię o pomoc. Co mam zrobić?
- Przede wszystkim, uspokoić się. – dziewczyna starała się mówić delikatnie. – Głęboki oddech.
Psycholożka posłuchała jej.
- Jeżeli nie chcesz go przeprosić, okej. Ale przemyśl to wszystko na spokojnie i zastanów się, czy warto jest się na niego gniewać. Dam Ci taką radę. Postaw się w jego sytuacji.
Lizzy przymknęła oczy i uspokoiła bicie swojego serca. Po chwili zastanowienia udzieliła odpowiedzi:
- Tak zrobię.
Winda się nagle otworzyła, a Eli uniosła z powrotem powieki. Przed oczami ujrzała nikogo innego jak Kennetha. Stał z trenerem i czekał na przyjazd windy.
Lizzy i Astrid szybko więc wysiadły i ruszyły korytarzem do odpowiednich gabinetów. Wcześniej jednak psycholożka złapała spojrzenie skoczka, który nie odezwał się słowem. Również tylko na nią popatrzył.
Potem się mineli, a Bieler już nawet nie wiedziała, o co była zła.
CZYTASZ
Life Support [ZAWIESZONE]
RomanceLizzy jest młoda, ambitna i profesjonalna. Nic dziwnego, że to właśnie jej zaproponowano stanowisko nowego psychologa norweskiej kadry w skokach narciarskich. Ale zanim przejmie tę posadę musi dobrze poznać swoich pacjentów i pokazać, że umie trzyma...