Terapia indywidualna

432 45 30
                                    

26.
Przez kolejne kilka dni zakochani byli praktycznie nierozłączni. Razem udawali się na każdy trening, jeździli po zakupy i spacerowali po Oslo. Lizzy po tym zakręconym okresie w swoim życiu miała wreszcie okazję dobrze zobaczyć to miasto, a mając Kennetha za przewodnika była absolutnie w niebo wzięta. On też się cieszył czasem, który dzielili. Wreszcie mogli skupić się tylko i wyłącznie na sobie nawzajem, a także na swoim szczęściu. Bezdyskusyjnie tego było im potrzeba.
Ten dzień zaczął się dokładnie tym samym schematem. Oboje szykowali się do wyjścia na skocznię. Na dzisiaj trener zapowiedział dużo ćwiczeń, ponieważ sezon miał się zacząć już za niecały miesiąc. Lizzy z tego powodu była zaangażowana w przygotowania techniczne i podejrzewała, że nie skończy wcześniej niż Gangnes. Oznaczało to wspólny powrót do domu, na co bardzo się ucieszyła. On zresztą też i zapowiedział, że będzie na nią czekać w pokoju skoczków.
Po około pół godzinie dotarli pod wielki obiekt w Oslo. Szybko wyskoczyli z samochodu i poszli się przebrać na poranne biegi. Lizzy już od dłuższego czasu również w nich uczestniczyła. Uwielbiała ten sport.
Gdy dotarli w miejsce zbiórki wszystkich przywitał Alex.
- Dzień dobry, mam nadzieję, że wszyscy wyspani i gotowi.
- Oczywiście, trenerze. – odparł Johann, przygotowujący się do biegu.
- Miło to słyszeć, bo dziś biegamy 2 rundki. Czyli orientacyjnie około 5 kilometrów.
Chłopaki westchnęli z przedwczesnego wyczerpania. Najwidoczniej spodziewali się zaostrzenia przed sezonem. Lizzy jednak nie więc wykorzystała ostatnie sekundy przeć rozpoczęciem biegu do rozgrzewki.
- Gotowi? – Stöckl ustawił zegarek. – Start!
Ruszyli truchtem ramię w ramię. Przebiegali pod opruszonymi śniegiem drzewami, napawając się rześkością powietrza. Jego niska temperatura powodowała większą chęć ruchu, by tylko choć odrobinę się ogrzać. Tak więc robili i już około 100 metrów po starcie przyspieszyli, cały czas biegli jednak równym tempem. Daniel wymachiwał przy tym rękami, a Kenneth robił skipy. Początek innych aktywności podczas biegu zapowiadał, że zaraz Anders wyjdzie na przód i zacznie biec przed grupą, a reszta przebiegnie w swoim towarzystwie jeszcze prawie pół kilometra. Po tym Kenny zacznie gonić Fannemela, a Lizzy z Johannem i Danielem będą się ścigać lub rywalizować na oryginalniejsze ćwiczenia. I tak do końca biegu. Dziś jednak miał być dwa razy dłuższy. Lizzy miała jedynie nadzieję, że jak kolwiek go wytrzyma. 5 kilometrów to już nie było w końcu tak mało.
Pomimo wszystko niepotrzebne zaprzątała sobie tym głowę, ponieważ gdy skończyli biec pierwszy kilometr Niemka niespodziewanie zwolniła. Jej koledzy początkowo nie zareagowali, gdyż myśleli, że robi to specjalnie. Ale ona nie udawała. Dziewczynie mocno zakręciło się w głowie i osunęła się na ziemię z przemęczenia. Spojrzała na biegnących w jej kierunku Forfanga i Tandego, których kontury zaczęły jej lekko zanikać.
- Lizzy, wszystko w porządku? – spytał Daniel.
Dziewczyna chciała odpowiedzieć, że tak, ale gdy zaczerpnęła powietrza nagle ją zemdliło i niespodziewanie zwymiotowała w krzaki.
- Boże, Lizzy jesteś chora! – oświadczył Johann. – Zaniesiemy cię do budynku. Musisz odpocząć.
- Nie. Dam radę sama… - powiedziała słabo, choć ból głowy nie ustepował.
- O nie. Nie ma mowy. Jeśli tego nie zrobimy, Kenny urwie nam głowy. – odparł Daniel i razem z drugim skoczkiem unieśli psycholożkę.
Lizzy dodała więc jeszcze na koniec:
- Nie mówcie mu. Proszę.
Ostatnie, czego chciała to, by z jej powodu bał się przez cały dzień. Musiał przecież ćwiczyć, by być gotowemu na nowy sezon.

- Teraz siedź cicho i pij. – rozkazała jej Astrid, podając kubek z gorącym napojem.
- Co to w ogóle jest? – zapytała nieufnie.
- Herbata z miodem. Wzmocni cię trochę.
Lizzy spojrzała ponownie na kubek i upiła łyk. Nieco ją to rozgrzało.
- W ogóle to jadłaś cokolwiek? Może się zatrułaś? – sugerowała przyjaciółka.
- Hmm… to mogły być te 4 kanapki albo owsianka albo jajecznica… możliwe, że to herbata była nieświeża…
- Wowow dziewczyno, kiedy ty to wszystko zjadłaś?
Lizzy odparła bez jakich kolwiek emocji:
- Dziś na śniadanie.
- Kobieto, nie dziwne, że to zwróciłaś. Ja bym pękła.
Westchnęła cicho.
- Nie przeasadzaj. W ogole to od tego gadania o jedzeniu zrobiłam się głodna. – powiedziała Niemka i chwyciła duże, soczyste jabłko. – Teraz Astrid, mów jak z tobą i twoimi chłopakami.
Aż się na to zaśmiała.
- Nie mam żadnego chłopaka. Tym bardziej dwóch.
- No a co z Fettnerem i Saverio?
Ścisnęła mocniej swój kubek. Stała przy tym, opierając się o kuchenny blat.
- Manuelowi powiedziałam, że z tego nic nie wyjdzie. A on nie chce tego zaakceptować. Więc już więcej się do niego nie odezwałam. A z Saverem szkoda gadać.
- Przecież on cię naprawdę lubi.
Pokręciła przecząco głową.
- Ale ja nie wiem, czy tego chce. A teraz, pani psycholog przepraszam, ale obowiązki wzywają. Nie czas prywatne rozmowy.
Lizzy wstała.
- Masz rację. Obowiązki wzywają. Też muszę iść.

Life Support [ZAWIESZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz