Opresja

199 27 4
                                    

36.
Po długich godzinach spacerowania po parkach i zakątkach zielonych Oslo przyszedł czas na odwiezienie Gregora na lotnisko skąd wracał do Austrii.

Lizzy uparła się, by mu towarzyszyć, gdyż chciała udowodnić, że świetnie się trzyma i zajście sprzed 2 dni już nigdy się nie powtórzy. Robiła to nad wyraz dobrze. Od wczorajszego poranka wykorzystała całą swoją energię na pogodne rozmowy i wymyślanie rozrywek dla Schlieriego, by jak najlepiej zapamiętał norweską stolicę.

Schlierenzeuer oczywiście uczestniczył w tej grze, ale nie dał się zwieść pozorom. Ani na moment nie zapomniał o histerii Niemki, która doprowadzała także jego do szaleństwa. Zły, że nie może zostać dłużej i się nią zaopiekować, powiedział jej na ucho na pożegnanie:

- Bądź silna.

Następnie pocałował w czoło i mocno objął. Ta odwzajemniła uścisk, przez co się przedłużył z paru sekund do kilkunastu. Potem Gregor ruszył do terminala.

Miał nadzieję, że psycholożka nie zostanie sama i jego prośba na poczcie głosowej zostanie spełniona. Na całe szczęście miał rację i parę godzin później Lizzy zastała w progu gościa.


- Miło, że przyszedłeś, ale nie musisz odwiedzać mnie non stop. – rzekła, jak Saver wtargnął do jej domu i zaczął rozrzucać po nim rzeczy jak gdyby był na własnej chacie.
- Nie sądzę, byś wolała tu gnić sama. Mi zresztą samotność też nie służy. Popatrz na te zmarszki pod oczami. – rzekł pełen emocji i wykrzywił twarz do lustra.
- Jesteś nienormalny, wiesz?

Uśmiechnął się do niej.

- Wiem mio caro, ale jaki byś miała ze mnie pożytek gdybym był normalny?
- Może święty spokój i żadnych niezaplanowanych wizyt?
- Powiedziałaś to tak jakby Gangnes Junior był zaplanowany. – skwitował, na co dziewczyna ze śmiechem go palnęła w ramię. – Zresztą nie planuję więcej niezapowiedzianych wizyt. Przynajmniej w tym tygodniu.

Lizzy pełna wdzięczności złożyła dłonie jak do modlitwy, ale te po chwili opadły, gdy zobaczyła, jak Severio wyciąga z plecaka śpiwór.

Zdezorientowana krzyknęła:

- Co to ma do cholery być?

Sever akurat dziś postanowił rżnąć głupa.

- Nie widać? Moje posłanie.
- Ale niby po co?
- Przecież mówiłem, że samotność źle na mnie działa.

Psycholożka zrozumiała, że nie udzieli jej konkretnej odpowiedzi, bo albo nocuje tu rzeczywiście bez powodu, albo chce jej pilnować. Niestety przeczuwała w kościach, że chodzi o to drugie. Zwłaszcza po sytuacji z Gregorem. Miała do siebie pretensję, że mu się wyżaliła, gdyż teraz o jej problemach może dowiedzieć się każdy. W najgorszym przypadku, jeśli ktoś z kadry to przechwyci, ta informacja dojdzie do Alexa, który raz dwa będzie mógł ją wymienić na kogoś z silniejszą psychiką, a do tego nie mogła dopuścić. Stwierdziła więc, że nie będzie drążyć tematu. Może Saver nic nie wie.

- Cudownie. W takim razie wybierz sobie jakiś kącik lub prześpij się na kanapie. – zarządziła miłym głosem.
- Od razu lepiej Bella. – odpowiedział Włoch i rzucił się na wygodną sofę, wcześniej zajmowaną przez Schlierenzeuera.

Lizzy nieco wymuszenie się zaśmiała na ten widok i wyszła z pokoju w celu znalezienia ręcznika i poduszki dla gościa.

Ten tym czasem uruchomił swój telefon i po raz kolejny odsłuchał wiadomość, którą dostał niespodziewanie dzień wcześniej.

- „… ona jest na skraju załamania.“ – powtarzał przestraszony głos nieustraszonego skoczka.
Saverio z natury bagatelizował takie rzeczy, bo nigdy nie dotyczyły go bezpośrednio. Teraz jednak miały dotknąć jego przyjaciółki, a co za tym idzie jego samego. Gdy więc komunikat dotarł do niego ze zrozumieniem ruszył do mieszkania Elizabeth i Kennetha, wierząc, że jakkolwiek może zaradzić jej zmartwieniom.

Life Support [ZAWIESZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz