Rozdział 20.

2.1K 112 30
                                    

Julia

Wszystko zamazało mi się przed oczami. Jak ten człowiek z takim spokojem wypowiedział te dwa zdania?! Ja się, kurwa, pytam - jak?! Patrzyłam przed siebie pustym wzrokiem.

Niestety pana Wójcika nie dało nam się uratować...

To zdanie cały czas krążyło po mojej głowie, a ja nie potrafiłam go zrozumieć. Jak to nie udało im się go uratować? Przecież mój Michałek, moje szczęście, miłość i powód, dla którego żyję zaraz się obudzi. Nie rozumiem.

Niestety pana Wójcika nie dało nam się uratować...  Niestety pana Wójcika nie dało nam się uratować... Niestety pana Wójcika nie dało nam się uratować...

- Jak to nie udało Wam się go uratować? - powiedziałam pod nosem. Zaczęłam szybko kręcić głową i zebrałam siłę na krzyk. - Jak, do kurwy, nie udało Wam się go uratować?! Powiedźcie mi, jak?! Nie rozumiem jakim trzeba być cholernie słabym lekarzem, żeby nie zdołać uratować człowieka po wypadku! Przecież on nie był na nic chory, to był, kurwa, zdrowy człowiek! Jak to, do chuja, nie uratowaliście mojego jedynego powodu do dalszego funkcjonowania?! Przecież ja nie dam sobie rady! Rozumiesz, kurwa? Nie dam! - krzyczałam, nie panując nad sobą. Wstałam z krzesła i z całej siły uderzyłam rękami o biurko. Po moich policzkach już od dłuższego czasu spływały potoki łez i zaczęłam okropnie drżeć na całym ciele, ale nie przejmowałam się tym.

- Proszę się uspokoić. Jest pani w szpitalu i obowiązuje tu kultura. Wiem, że nagła strata bliskiej osoby jest ciężka, ale... - nie potrafiłam już dłużej wytrzymać jak ten człowiek ze stoickim spokojem patrzy mi w oczy i bezczelnie okłamuje.

- Nic pan, kurwa, nie wie! I nie obchodzi mnie jakaś jebana kultura i gdzie jestem! Nie uratowaliście człowieka! Człowieka, który był dla mnie wszystkim! - zaczęłam głośno szlochać. Zwinęłam się w kulkę w kącie, dalej niesamowicie drżałam i nie potrafiłam nad tym zapanować. 

Moje życie bez niego u boku nie będzie miało sensu. On nadawał mu sens. Nagle wszystkie wspomnienia z nim przeleciały mi przed oczami. Nasze pierwsze spotkanie, pocałunek, pytanie o zostanie jego księżniczką, kłótnie, siedzenie razem w ciszy. Wszystko do mnie powróciło, a wiadomość o jego śmierci uderzyła mnie podwójnie.

Nagle drzwi do gabinetu się otwarły, spojrzałam w tamtą stronę i zauważyłam zmartwionych rodziców Michasia oraz Eleny. Tak bardzo zrobiło mi się żal tych pierwszych. Kątem oka spojrzałam na Dawida. Siedział pod ścianą, walczył ze samym sobą, żeby nie wybuchnąć. Zaciskał i rozluźniał pięści. Zamykał i otwierał oczy. Zaciskał mocno zęby. Stracił swoje dziecko oraz najlepszego przyjaciela, jego dziewczyna może się nie wybudzić. Jebany wypadek!

- Dzieci drogie! Co się stało? - zapytała ze smutkiem w głosie mama Michała. Ponownie zaszkliły mi się oczy i zaczęłam głośno szlochać. Na chwiejących nogach podeszłam do Dawida i bardzo mocno go przytuliłam. Dowiedział się o dziecku, gdy ono już nie żyło.

- Dawid - jęknęłam i zaczęłam płakać w jego białą koszulkę. Po sekundzie on również nie wytrzymał i dał upust łzą. Posadził mnie na swoich kolanach i zaczął płakać w moje ramie. To wszystko jest straszne.

Do pokoju weszła pielęgniarka i spojrzała pytająco na doktora, a później na nas. Mężczyzna tylko kiwnął głową. Kobieta o średnim wieku podeszła do nas i delikatnie dotknęła ramienia Dawida, który w ogóle nie kontaktował ze światem.

- Hej, kochani. Już spokojnie. Dam Wam kilka tabletek i je połkniecie, dobrze? Chodźcie ze mną - odezwała się bardzo opanowanym głosem, choć wiedziałam, że bardzo jest nam jej szkoda. Wkurwiła mnie jej życzliwość. Już nic nie będzie takie samo...

- Nie, kurwa! Nigdzie z Tobą nie pójdę! Chcę tu zostać i posłuchać co ten chuj powie tej zmartwionej dwójce! I nie wezmę żadnych pieprzonych leków, szmato! - Dawid zaczął krzyczeć na całe gardło, a następnie płakać coraz głośniej. Z jego gardła wydobył się głośny i bolesny jęk. Przyległam tylko mocno do jego torsu. Nie chciałam na nic patrzeć, nie chciałam nic czuć. Miałam dość tego wszystkiego, chciałam zniknąć z tego świata.

Pielęgniarka wraz z lekarzem długo spierali się nad tym, że mamy iść za kobietą, zażyć leki i się uspokoić. Nie miałam ochoty już wysłuchiwać tego wszystkiego.

- Jak mamy być spokojni i opanowani, kurwa?! Mój chłopak, moje jedyne szczęście, przegrał walkę o życie, tak samo jak nienarodzone dziecko tego chłopaka - wskazałam na Dawida - i mojej najlepszej przyjaciółki, która jest w śpiączce i nie wiadomo czy kiedykolwiek się wybudzi?!

- Jak to Michaś nie żyje? Ni uratowaliście go?! - krzyknęła mama blondyna i zaniosła się płaczem.

- Tego już za wiele! Macie w tej chwili opuścić salę! - krzyknął tym razem zdenerwowany doktor. 

- Najpierw chcę posłuchać co powie pan tym ludziom. Później wyjdę - brunet otarł mokrą twarz i założył ręce. Poczułam się niezręcznie i zeszłam z jego kolan, usiadłam obok, a on objął mnie ramieniem. Ponownie zaczęłam szlochać.

Znienawidzony lekarz zaczął tłumaczyć wszystkim zebranym o aktualnym stanie Eleny, o tym, że dziecko przez uszkodzenie narządów nie miało szans przeżyć. Na końcu mówił o Michasiu. Zaczęłam bardziej płakać, gdy dowiedziałam się szczegółów tego okropnego wypadku. Moje dwie perełki z ogromną siłą wjechały w nadjeżdżające znad przeciwka auto. Dachowali, a w między czasie przednia szyba rozbiła się. Elenie wbiła się w kilka części ciała, przebijając śledzionę i zabijając dziecko, którego nawet nie znaliśmy płci. Michasiowi wbiła się tylko w dłoń oraz brzuch nieszczęśliwie przebijając śledzionę oraz żołądek. Ciemnowłosa została szybciej wzięta pod opiekę specjalistów, dzięki czemu nie straciła dużo krwi. Mój chłopak nie miał tyle szczęścia. Zajęli się nim pięć minut później, przez co prawie wykrwawił się na miejscu.

Gdy męczący monolog lekarza dobiegł końca, Dawid wstał z miejsca, trzymając mnie za rękę i razem wyszliśmy z sali. Nie patrzeliśmy na pozostałych, po prostu wyszliśmy bez słowa, a pielęgniarka za nami.

- Przykro mi, na prawdę. Teraz proszę, pójdzie za mną. Dostaniecie tabletki na uspokojenie i wszystko łatwiej przeżyjecie - nie odzywając się słowem, po prostu poszliśmy za nią.

Po kilku minutach leżeliśmy na złączonych łóżkach szpitalnych i trzymaliśmy się pocieszająco za dłonie. Zażyliśmy już wszystkie leki i rzeczywiście wszystko zdawało się łatwiejsze. Nagle poczułam się zmęczona, zamknęłam oczy.

- Ja nie dam sobie bez niego rady, Dawid - wymamrotałam pod nosem, prawie śpiąc. Myślałam, że mnie nie usłyszał.

- Ja też nie wyobrażam sobie bez niego życia.


// Nienawidzę siebie. Ryczę od początku pisania rozdziału, przysięgam. Kochałam Michała całym serduszkiem, tak jak wy. Nie wiem dlaczego to zrobiłam :(

Rozdziały będę dodawać puki jeszcze mogę. Za niedługo zacznie się szkoła i mnóstwo nauki oraz brak czasu. Wtedy rozdziały będą tylko w weekendy...

Kocham Was wszystkich bardzo mocno:(

Camp Life 2 | Dawid KwiatkowskiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz