Rozdział 21.

2.2K 114 22
                                    

Dawid

Już od godziny siedzę sam obok łóżka Eleny. To wszystko stało się tak szybko. W ciągu tej godziny zdążyłem już wywnioskować, że nasz kłótnia była bezsensu. Julia wszystko mi wytłumaczyła. Mój aniołek bał mi się powiedzieć o dziecku, ponieważ bał się, że go zostawię. Przecież to niedorzeczne! Kocham ją i to nienarodzone dziecko najbardziej na świecie. Moglibyśmy być naprawdę cudowną rodziną. Z rana wróciłem również na chwilę do domu. Pośród papierów na biurku El znalazłem zdjęcie naszego malutkiego aniołka.

- To wszystko stało się tak szybko... - szepnąłem prawie niesłyszalnie i położyłem głowę na dłoni dziewczyny.

Tak nagle mam pogodzić się ze śmiercią dziecka i najlepszego przyjaciela. To jest okropne. Ale najgorzej czuję się z tym, że to wszystko moja wina. Gdybym nie podniósł głosu i nie drążył tematu, to najprawdopodobniej oboje by żyli, a ja i El bylibyśmy w przyszłości cudownymi rodzicami.

Nagle drzwi do pokoju otwarły się, a ja nawet nie spojrzałem w tamtą stronę. Dalej gładziłem kciukiem dłoń dziewczyny, a głowę trzymałem niedaleko. Zamknąłem oczy, nie chciałem nic widzieć, ani czuć. Ja nie chcę już brać udziału w tym wszystkim. Czy ja nie mogę mieć spokojnego życia? Bez większych problemów, nagłych wypadków i innych nie potrzebnych wydarzeń...

- Dawid - usłyszałem szept. Od razu rozpoznałem ten głos. Wstałem z krzesła i podszedłem do zmartwionej kobiety.

- Mamo... - przytuliłem ją mocno i starałem się ze wszystkich sił, żeby się nie rozpłakać. - Mamo, to moja wina.

Kobieta odsunęła się ode mnie i popatrzyła na mnie pytająco. Później pokazała, abym puknął się w czoło, a następnie usiadła na moim krześle.

- Nie pieprz głupot - westchnęła i złapała Elenę za rękę. W jej oczach pojawiły się łzy, dlatego zaczęła szybciej mrugać, żeby je odgonić.

- Ale to nie są głupoty, to jest moja wina! - mój głos się załamał. Usiadłem na krześle, na przeciwko mamy i złapałem dziewczynę za drugą dłoń. Była zimna i koścista. - Pokłóciliśmy się, bo usłyszałem coś czego nie powinienem. Teraz doszedłem do tego, że chodziło o nasze wspólne dziecko... - rodzicielka spojrzała na mnie zaskoczona i zakryła usta dłońmi. Chyba nie wiedziała wszystkiego.

- Będziecie mieli dziecko?! To przecież wspaniała wiadomość! - powiedziała uradowana, a po jej policzku spłynęła pierwsza tego dnia łza.

-Mamo... Elena... Ona, ona poroniła - zacisnąłem odrobinę mocniej palce na delikatnej dłoni dziewczyny i spojrzałem na jej twarz. Była blada, ale czuć było od niej niesamowity spokój. Nie spojrzałem na rodzicielkę, ale wiedziałem, że ponownie zakryła usta dłońmi i zaczęła szlochać.

- Tak strasznie mi przykro - szepnęła. - Co z Michałem? Słyszałam, że jechali razem.

Spojrzałem jej w oczy, były czerwone. Policzki były mokre oraz lekko zaróżowione od łez. Poczułem ogromną gulę w gardle oraz łzy pod powiekami. Wiedziałem, że przy niej mogę się rozpłakać, więc już nie starałem się być silny. Łzy spływały po moich policzkach, a ciało całe drżało.

- On... Jest z naszym aniołkiem - wyszeptałem.

Rodzicielka osłupiała i cała pobladła. Miałem wrażenie, że zaraz zemdleję. Podszedłem do niej na chwiejących nogach i kolejny raz mocno ją przytuliłem. Zaczęła szlochać w moje ramię, a ja mocno zaciskałem zęby, żeby nie wymięknąć. 

Nie mam pojęcia ile trwaliśmy w swoich objęciach, ale w tym momencie zdecydowanie najbardziej tego potrzebowałem. Drzwi ponownie się otworzyły i zobaczyłem w nich tatę. 

- Hej, Dawid. Agnieszka nie marz się! Dziewczyna jest silna i się obudzi - uśmiechnął się.

Moja mama próbowała zabić go wzrokiem, pociągnęła nosem i ponownie złapała dłoń dziewczyny. Podszedłem do ojca i się z nim przywitałem. Usiadłem na przeciwko rodziców, a tata poprosił mnie o opowiedzenie co się stało i jak wyszła z tego El i Michał. Zrobiłem to o co prosił i zacząłem swój męczący monolog.

***

Biegłem przed sile ile sił w nogach. Nie wiedziałem jaki mam cel, ale nie przejmowałem się tym. Nagle dotarłem do altany obrośniętej jakąś rośliną, nie znam się na tym, więc nie mogę powiedzieć co to było. Nieopodal znajdowała się lampa, a żarówka mrugała w niej, jakby zaraz miała całkowicie się wypalić. Rozejrzałem się dookoła, ale nikogo nie dostrzegłem.

- Dawid! Dawid, pomóż mi! - usłyszałem słaby krzyk Eleny. Ponownie niespokojnie rozejrzałem się dookoła. 

- Gdzie jesteś? Nigdzie cię nie widzę! - odkrzyknąłem i zacząłem iść w stronę altanki.

- Nie idź tam! - usłyszałem szloch. - Spójrz w stronę latarni!

Zrobiłem to o co prosiła. Zauważyłem jej sylwetkę, na rękach trzymała małą dziewczynkę z kręconymi włoskami. Obok nich stał chłopak.

- Dawid! Pomóż nam! - usłyszałem głos Michała. Stał obok El i okropnie drżał na całym ciele.

- Tatusiu - wydobyło się z ust dziewczynki. Nagle za ich plecami dostrzegłem zakapturzoną postać.

Nie zdążyłem zareagować. Nagle usłyszałem trzy głośne huki. Mój przyjaciel oraz dwie księżniczki leżały na ziemi, postać zniknęła. Podbiegłem do nich. Wszyscy leżeli w ogromnej kałuży krwi. 

- Aniołku! Elena, kochanie! Michał! - zacząłem krzyczeć i upadłem na kolana obok nich.

Żarówka wypaliła się, a wszędzie zapanowała ciemność. Poczułem przeszywający ból na skroni i odruchowo przyłożyłem tam rękę. Pod palcami poczułem lepką i ciepłą ciecz. Chciałem wydać z siebie krzyk, ale udało mi się tylko tworzyć usta.

***

- Dawid! Obudź się! - usłyszałem głos blondynki, która lekko mnie szturchała.

Spojrzałem na nią przerażonym głosem, a następnie na El, która dalej spokojnie leżała. Przyłożyłem dłoń do skroni, ale nic nie poczułem.

- Miałem koszmar... Wydawał się taki realistyczny - westchnąłem i rozprostowałem się.

- Ja też miałam... To jest okropne - dziewczyna szybko się zasmuciła. 

- Chcę, żeby to wszystko już się skończyło - spojrzałem na mojego aniołka. Usiadłem na krześle obok niej i złapałem ją za dłoń, dalej bardzo zimną. - Obudź się już księżniczko...


// Dzisiaj krótszy ;/

Jutro postaram się dodać kolejny. Dla ciekawych - rozdziałów będzie 60+epilog :)

Kocham was tak bardzo mocno<3

Camp Life 2 | Dawid KwiatkowskiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz