Save me

525 46 4
                                    

-Długo jeszcze?- pospieszał mnie krzyk Lee czekającej na mnie w salonie, kiedy stałem przed lustrem przymierzając setną już koszulkę, jak bym się na pokaz mody szykował. No ale przecież szedłem na koncert V, więc musiałem wyglądać idealnie. W dodatku to miała być jakaś wersja  unplugged czy cotam, czyli istniało prawdopodobieństwo, że zostanę przez niego zauważony. Musiałem wypaść szczególnie dobrze, chociażby ze względu na to, że z jakiegoś powodu chłopak wciąż nie chciał mieć ze mną nic wspólnego.
Cieszyłem się jak dziecko, że udało mi się przekonać Lee do załatwienia nam wejściówek, a samym koncertem byłem tak podekscytowany, że zbierałem się praktycznie od rana. W końcu po wielkich trudach udało mi się dobrać odpowiednią kreację i względnie zadowolony ze swojego wyglądu wyszedłem za ciotką z mieszkania, zamykając drzwi na klucz. Przez całą drogę dokuczał mi okropny nerwościsk żołądka, przez co nie byłem zbytnio rozmowny, ale nie zmieniało to faktu, że byłem szczęśliwy. Po dotarciu do klubu ledwo udało nam się zająć swoje miejsca, ludzi była masa, nawet jak na tak niewielki lokal. Koncert, a raczej występ miał miejsce w jakiejś restauracji, która chociaż była bardzo elegancka, to jednak miejsca było w niej niewiele. Prowizoryczna scena przygotowana specjalnie na potrzeby występu  mieściła jedynie krzesło barowe i mikrofon na stojaku przed nim. Dookoła stały głośniki i wzmacniacze, a dalej same krzesła  na widowni. Moja radość sięgała zenitu, ponieważ razem z ciotką zajmowaliśmy pierwsze miejsca tuż przed krzesłem artysty, co oznaczało że przez najbliższe półtorej godziny mogłem mu się dokładnie przyglądać. Minęło ledwo kilka minut odkąd zajęliśmy swoje miejsca, kiedy wszystkie światła lokalu zostały delikatnie przygaszone, a wszyscy fani na widowni zamilkli. Oznaczało to że zaraz wszystko się zacznie, że zaraz ujrzę tą piękną twarz i będę mógł napawać się tym diabelsko pięknym głosem. Zacisnąłem mocno dłonie na kolanach, by jakoś opanować swoje emocje i wytrzeszczyłem oczy, by móc lepiej widzieć. Czułem, jakby serce miało mi zaraz wyskoczyć z klatki piersiowej, gdy w końcu moim oczom ukazał się V. Ubrany w ciasne, skórzane spodnie i luźną białą koszulę, zdobioną na rękawach jakimiś falbanami. Był piękny, siedząc spokojnie na swoim krześle przed fanami i uśmiechając się pogodnie, wyglądał jak bóg! Po kilku sekundach swobodnego lustrowania widowni, jego oczy skierowały się na mnie i nasze spojrzenia spotkały się. Zdenerwowałem się nie na żarty, znając jego niechęć do mnie obawiałem się, że może nawet wyprosić mnie z sali! Jakież było moje zdziwienie kiedy zamiast jakiegoś zlowrogiego gestu, czego się spodziewałem, V jedynie uśmiechnął się na mój widok i wyraźnie się rozluźnił. Siedziałem dalej, gapiąc się na niego w szoku i zastanawiając się, co tak właściwie się stało. Po chwili z głębokiego transu wyrwał mnie jego cudowny głos, skupiłem się więc na jego słowach, bo przecież nie chciałem niczego przegapić. Przez następne dziesięć minut V przemawiał do swoich fanów, dziękując im za różne rzeczy oraz przedstawiając w skrócie swój  nowo wydany album. W końcu zakończył swoje przemówienie i zaczął wykonywać swoje utwory, wszystkie w nieco innych wersjach, spokojniejszych i na siedząco. Parę razy zdarzyło mu się wstać, jednakże nie tańczył do żadnej piosenki, a jedynie delikatnie kołysał się w rytm muzyki. Wielkimi krokami zbliżał się koniec koncertu, przez co z sekundy na sekundę ogarniał mnie coraz to wiekszy smutek. Siedziałem już ze łzami w oczach, kiedy doszliśmy do ostatniej piosenki, która miała być niespodzianką. Przed wykonaniem utworu V wstał ze swojego krzesła i przemówił ponownie.
"Mam nadzieję, że dobrze się bawicie"-zaśmiał się lekko- "wiem, że lubicie oryginalne wersje moich utworów, ale tak chyba też nie ma tragedii, nie?"- na jego pytanie wszystkie fanki zaniosły się piskiem, krzycząc w kółko  "V" i "kochamy cię".
"Tak czy inaczej dotarliśmy już niestety do ostatniej piosenki "-chłopak kontynuował, a na jego słowa z moich oczu poleciały łzy-"mam nadzieję, że wam się spodoba, jest to bowiem utwór z mojej nowej płyty. Zdradzę wam w sekrecie, że napisałem go z myślą o pewnym przyjacielu, więc  liczę na wasze uznanie".
Po tych słowach zapadła cisza, wszyscy wyczekiwaliśmy obiecanego utworu, a już po chwili z głośników słychać było muzykę, której melodia wydała mi się skądś dziwnie znana. Po mniej więcej czterech minutach V zakończył swój nowy utwór i ukłonił się wdzięcznie. Wszyscy fani stali na baczność, przepełnieni podziwem, a ja sam nawet nie wiedziałem kiedy wstałem razem z nimi. Nowy utwór  V zrobił na mnie wielkie wrażenie, był nieco inny niż wszystkie dotychczasowe, tak jakby nie należał do niego. Zastanawiałem się nad tą melodią, nie mogłem skojarzyć skąd mogłem ją znać i nie dawało mi to spokoju. Kiedy moj idol zszedł ze sceny, moje ciało przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Nagle ogarnęła mnie straszna pustka, działając więc pod wpływem impulsu zacząłem błagać Lee, by użyła swych znajomości i zabrała mnie do niego. O dziwo  zgodziła się i pół godziny później stałem już  sam na sam z V w jakimś pomieszczeniu na zapleczu. Jak ten słup  sterczałem i gapiłem się na jego uśmiechnięta  twarz, będąc w szoku, że udało mi się  w końcu go poznać.
-Więc- uśmiechnął się  ciepło, wskazując jednocześnie na krzesło obok niego- Ty jesteś  Jeon Jungkook- stojąc wciąż  w tej samej pozycji i przyglądając mu się uważnie odniosłem wrażenie, że był czymś niesamowicie rozbawiony.
-Ttak- wydukałem, prawie mdlejąc od wysiłku, jaki włożyłem w swoją wypowiedź.
Chwilę później chłopak stał blisko mnie, uśmiechając się szeroko, na co poczułem jak ogarnia mnie fala gorąca. Mój idol, moja anioł o diabelsko pięknym głosie  stał tak blisko mnie i uśmiechał się tylko do mnie! Byliśmy sami, nikt nie widział, ani nie słyszał naszego spotkania ani rozmowy i tak naprawdę nie miałem nic do stracenia. Zrobiłem więc mały krok w przód, zmniejszając dystans między nami i zbierając resztki swojej odwagi postanowiłem odezwać się
-V, wiem że to pewnie nie tak miało wyglądać, ale zakładam że nie mamy zbyt wiele czasu, a ty tak długo mnie unikałeś...muszę ci coś powiedzieć.
Chłopak patrzył na mnie wyraźnie zaciekawiony, nie zwracając uwagi na niewielką odległość jaka nas dzieliła. Nie powiedział jednak nic, nie odszedł odemnie, ani nie przerwał kontaktu wzrokowego, więc postanowiłem kontynuować
-Lubię cię! Nie, nie...-poprawiłem się szybko- ja cię uwielbiam!- powiedziałem, patrząc mu prosto w oczy. Czekałem na jego reakcję, niczym więzień na wyrok śmierci. Chyba potrzebował chwili na zrozumienie moich słów, po czym  jego oczy rozszerzyły się do granic możliwości, a z ust wydobył się jakiś bliżej nieokreślony jęk. Przewidując jego kolejny krok postanowiłem działać, zanim stracę ostatnią szansę i chłopak ucieknie. Chwyciłem  go więc za biodra i przyciągając go do siebie, złożyłem na jego ustach pocaunek tak namiętny, jak tylko byłem w stanie. Niedługo potem poczułem, że moje pieszczoty są odwzajemniane, co nie dość, że mile mnie zaskoczyło, to jeszcze popchnęło do dalszego działania. Mój charakterek dał o sobie znać i nie zastanawiając się nad tym co robię, chwyciłem V pod uda i uniosłem go tak, by móc posadzić go na stoliku. Ustawiłem się wygodnie między jego nogami i nie przerywając pocaunku, zacząłem rozpinać jego koszulę. Byłem już tak rozpalony, że zapomniałem nawet kim był chłopak, którego właśnie rozbierałem. W odpowiedzi na moje poczynania V położył dłonie na moich pośladkach i ścianął je mocno, na co oderwałem się od jego ust i  przeniosłem pocaunki na jego goły już tors. Chłopak zaczął cicho pomrukiwać i już miałem zabrać się za jego spodnie, kiedy usłyszeliśmy ciche pukanie. Niechętnie oderwaliśmy się od siebie i spojrzeliśmy na drzwi, po czym mój niedoszły kochanek zakrył dłonią moje usta i  patrząc mi w oczy krzyknął, żeby mu nie przeszkadzać bo się przebiera. Patrząc sobie dalej w oczy, czekaliśmy aż osoba zza drzwi odejdzie, po czym V uwolnił moje usta i wybuchnął śmiechem. Przez chwilę patrzyłem na niego lekko zdezorientowany, ale szybko dołączyłem do niego i w końcu oboje płakaliśmy ze śmiechu. Pozbieranie się w całość i uspokojenie zajęło nam kilka minut, po tym czasie niestety musieliśmy się pożegnać.
-Spotkaj się ze mną jutro w parku, proszę- wyszeptał mi do ucha V zanim wyszedłem. Będąc wciąż w totalnym szoku zgodziłem się automatycznie, po czym ustaliliśmy godzinę, która swoją drogą była dość późna i rozeszliśmy się w swoje strony.
Z nadmiaru wrażeń nie wiedziałem nawet jak dostałem się do domu, ani o której dokładnie godzinie  wróciłem. Każdą czynność wykonywałem automatycznie, bo mój umysł  całkowicie pochłonięty był myślami o wydarzeniach, które miały miejsce w tym pomieszczeniu na zapleczu. To wszystko było jak sen, nie mogłem w to uwierzyć, a  jednocześnie skakałem z radości jak dziecko na trampolinie. Wszystkie te emocje, które we mnie szalały sprawiły, że zasnąłem błyskawicznie, zaraz po tym jak wszedłem pod mięciutką kołderkę w swoim łóżku.

The Devil's voice *Vkook* Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz