Te okropne cztery słowa.

368 25 7
                                    

-Gdzie jest Tae?- zapytałem kszątającej się po pokoju sprzątaczki, kiedy po przebudzeniu zorientowałem się, że go koło mnie nie ma. Być może i nie było by w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że nie było go również nigdzie w pokoju, a on nigdy nie schodził na dół beze mnie. Byłem już przyzwyczajony do naszych porannych rytuałów, Taehyungie zawsze wstawał jako pierwszy i zasiadał przed komputerem, gdzie zajmował się pracą, póki się nie obudziłem. Wtedy przychodził do mnie i przytulał mocno na przywitanie, następnie uzgadnialiśmy co chcemy na śniadanie i dopiero wtedy wychodziliśmy razem z pokoju. Tym razem jednak było inaczej, mojego ukochanego nie było w zasięgu wzroku, a pokojówka na moje pytanie zrobiła minę, jak by zobaczyła ducha. Zaniepokojony jej reakcją, zerwałem się z łóżka i podszedłem do niej bliżej, by zapytać ponownie, tym razem trochę bardziej poważnie.
-Paniczu Jeon, młody Kim jest teraz w drodze do domu- wyjąkała przerażona niewiadomo czym, a jej odpowiedź nie miała dla mnie żadnego sensu.
-Jak to do domu, to gdzie on się wybrał w środku nocy?- nawet nie wiem kiedy dokładnie podniosłem głos, dając się ponieść nerwom -i dlaczego mnie nie obudził? Poszedł bym z nim!
-Paniczu- przerwała mi nagle kobieta, spuszczając wzrok na swoje trzewiki -on jest w Ameryce.
Mimo, że ostatnie cztery słowa kobieta wypowiedziała niemalże szeptem, w mojej głowie huczały one , jak bym stał w środku dzwonu kościelnego.
-Jak to w Ameryce? Co to za chory dowcip?- wściekałem się jak cholera, bo przecież ta kobieta bredziła od rzeczy! Mój Taehyungie w Ameryce? Kiedy jeszcze wczoraj wszystko było tak idealnie? Robiliśmy tyle ciekawych rzeczy, bawiliśmy się swietnie jak nigdy dotąd... I wtedy do mnie dotarło, że być może Taehyung już wczoraj o tym wiedział? Co jeśli był świadom, że mnie dzisiaj opuści, dlatego chciał mi to wczoraj wynagrodzić? Nie, nie możliwe. Mój aniołek nigdy by mi tego nie zrobił, nie po to oddałem mu swoje serce. On jest dobrym człowiekiem, nie jakimś przeciętnym gwiazdorzyną, który bawi się uczuciami swoich fanów...
-Bardzo mi przykro, paniczu...- głupie babsko wyrwało mnie z zamysłu swoim paskudnym głosem, postanowiłem więc wykorzystać trzeźwość umysłu i na początek pobiegłem przeszukać mieszkanie. Skoro to jakiś chory żart, to gdzieś musi się chować ten mój mały żartowniś, albo na pewno zostawił jakąś notatkę. Cholera, przez niego spóźnię się do szkoły, lepiej dla niego, by miał jakiś genialny plan na wynagrodzenie mi tego wszystkiego.
Biegałem jak oszalały po całej posiadłości, zaglądając nawet tam, gdzie nigdy wcześniej nie byłem, z każdą kolejną sekundą denerwując się coraz bardziej. Słyszałem z oddali, jak służba państwa Kim coś do mnie krzyczała, ale nie zamierzałem się nimi przejmować. Liczył się tylko Tae, musiałem znaleźć go jak najszybciej, bo z każdym bezefektownie przeszukanym pomieszczeniem moje serce zaczynało coraz bardziej boleć, a w głowie coraz głośniej obijały się te okropne cztery słowa. "Taehyung jest w Ameryce ". Usilnie odganiałem od siebie myśli, że może jednak faktycznie mnie zostawił, że być może naprawdę jest teraz w Stanach, gdzie wrócił do swojego normalnego życia, zapominając o mnie i moich uczuciach. Nie chciałem o tym myśleć, nie mogłem w to wierzyć, musiałem czym prędzej go odnaleźć. Łzy cisnęły mi się do oczu, ale wycierałem je uparcie, bo przecież zapłakany mogłem nie zauważyć chowającej się gdzieś w cieniu sylwetki mojego chłopaka.
Przeszukałem już cały dom, nie mam pojęcia ile czasu tak biegałem, ale zdążyłem się naprawdę zmęczyć, a Taehyunga nie udało mi się znaleźć. Zrezygnowany udałem się do kuchni, dochodząc do wniosku, że może jak się najem to będę w stanie domyślić się, gdzie szukać, by go znaleźć. Może schował się w jakimś miejscu, które jest dla nas specjalne, tylko nie jestem w stanie uzmysłowić sobie co to za miejsce? Podchodząc do lodówki, postanowiłem zrobić sobie naleśniki z syropem klonowym, ulubione śniadanie Taehyunga. Nie pozwoliłem kucharzowi się wyręczyć, bo chciałem w ten sposób poczuć tą śmieszną namiastkę bliskości Tae. Wyjmując z lodówki pojedyńcze składniki, zauważyłem że trzęsą mi się ręce i dopiero wtedy poczułem, jak szybko bije mi serce. Oczy ponownie zaszły mi łzami z niewiadomych przyczyn, a w żołądku odezwało się to okropne uczucie jak by strachu, pamiętam że miałem tak często za dzieciaka, przed występami w szkole. Chcąc jakoś uspokoić swoje ciało, wziąłem kilka głębokich wdechów i pomyślałem o pysznym śniadaniu. Zanim jednak zdołałem zebrać wszystko, czego potrzebowałem, podeszła do mnie ta okropna pokojówka, bełkocząc coś, że powinienem udać się do salonu. Bardzo niechętnie wykonałem jej polecenie, pamiętając, że nie jestem u siebie, jednakże błyskawicznie tej decyzji pożałowałem.
W salonie państwa Kim wisiał na ścianie ogromny telewizor, przed którym spędziliśmy z Tae wiele godzin, głównie na grach video, sprzęt ten natomiast przez większość czasu stał wyłączony. Stanąłem więc przed ekranem, idąc w ślady zgromadzonych w pomieszczeniu osób i patrząc na każdego z nich pokolei, z miną wariata oczekiwałem wyjaśnień. Byłem zmęczony, głodny i zdenerwowany, nie miałem ochoty się odzywać, a już tym bardziej dopytywać po co mnie tu zawołali. Po chwili ciszy, kucharz stojący najbliżej stolika do kawy, chwycił za pilot od urządzenia i wzdychając ciężko, włączył odbiornik, ustawiając kanał z wiadomościami.
-Może powinien pan usiąść- szepnęła sprzątaczka, nim dotarło do mnie na co patrzę, ale zignorowałem ją i stałem dalej.
"Fani z całego kraju zjechali się na lotnisko, by powitać swojego uwielbianego idola, który właśnie dziś rano powrócił do nich z Korei Południowej. Ochrona lotniska miała nie mały problem z..."

The Devil's voice *Vkook* Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz